[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko zobowiązać do kilkuletniego nauczania w określonych szkołach.
Ubiegając się o przyjęcie na studia, Marilyn nie złożyła wniosku o
stypendium państwowe z tego prostego powodu, że jej ojciec miał zbyt
wysokie dochody. Nawet nie wiedziała, że takie stypendia istnieją.
Aaron uważał...
Mark skrzywił się z dezaprobatą.
Lathrop pani doradzał? A co z pani rodziną? Marilyn opowiedziała
mu w końcu o pożarze, w którym zginęli jej rodzice. Dowiedział się
również, że Lathropowie zaopiekowali się nią po tej tragedii.
Mark powiedział to, co zwykle mówi się w takich razach: że bardzo jej
współczuje i że to musiało być dla niej straszne przeżycie. Potem umilkł
speszony.
Starając się uratować nastrój, Marilyn uśmiechnęła się do niego i
powiedziała, wskazując jednocześnie na deser, który kelner właśnie
przyniósł:
Mister Winslow, pańskie lody zaczynają się rozpływać.
Odwdzięczył się jej tak promiennym uśmiechem, że poczuła gwałtowne
bicie serca.
Nie jesteśmy w biurze, Marilyn. Proszę do mnie mówić po prostu
Mark.
Nie śpieszyła się z odpowiedzią. Najpierw nalała sobie śmietanki do
kawy i długo mieszała ją łyżeczką. Potem stwierdziła cicho, ale
zdecydowanie:
Nie uważam, żeby to był dobry pomysł.
Dlaczego nie?
Pan jest moim szefem.
Atmosfera od razu stała się napięta. Swobodny, niewymuszony nastrój
rozwiał się równie szybko, jak przedtem powstał.
Lathrop też był pani szefem. Ale nie miała pani zahamowań, by
zwracać się do niego po imieniu.
Marilyn bezradnie wzruszyła ramionami.
RS
26
To zupełnie inna sprawa. Jak miała mu to wyjaśnić? Nawet w
myślach nie chciała go nazywać po imieniu. Po prostu musiała zachować
między nimi tę barierę. Tego jednak w żaden sposób nie mogła powiedzieć.
W jakim sensie?
Aaron i ja jesteśmy starymi przyjaciółmi.
A ja i pani nie jesteśmy przyjaciółmi, prawda? powiedział z
goryczą. Gwałtownie odsunął od siebie lody, które tymczasem zdążyły się
niemal całkowicie rozpuścić.
Marilyn ogarnęło lekkie poczucie winy. Westchnęła.
Przykro mi. Ale po prostu jeszcze nie dość dobrze się znamy.
Przesunęła paznokciem po wzorze obrusu z białego adamaszku. Co miała
zrobić, żeby odtworzyć swobodny nastrój, nie dopuszczając jednak do
żadnych poufałości?
Proszę mi coś opowiedzieć zaczęła z wahaniem o sobie.
Ponieważ nie była pewna, jak zrozumie jej słowa, dorzuciła pośpiesznie:
Mam na myśli karierę zawodową. To chyba będzie neutralny temat,
pomyślała.
Nie ma w tym nic emocjonującego odparł tonem, w którym
wyraznie było słychać, że sobie z niej żartuje. Powiedziałbym, że
wszystko odbyło się zupełnie normalnie. Najpierw college, potem ekonomia
na Harvardzie. Pózniej udało mi się kupić małą fabrykę tworzyw
sztucznych. Początkowo nabyłem tylko część udziałów. Potem, kiedy
właściciel postanowił wycofać się z życia zawodowego, spłaciłem resztę.
Następnie kupiłem zakłady tekstylne w New Hampshire i tak dalej.
Kierowałem się jedną zasadą: przejąć firmę, która ma kłopoty albo jest zle
zarządzana, i dokonać jej uzdrowienia. Ale przecież to w gruncie rzeczy
wcale pani nie interesuje.
Ostatnie słowa prawie nie dotarły do świadomości Marilyn. Bez przerwy
myślała o Dinie.
Czy właściciel tej pierwszej fabryki miał... dzieci? spytała
nieoczekiwanie.
Tak odparł zaskoczony Mark. Dwie córki. %7ładna nie była
zainteresowana przejęciem firmy. Jedna pracowała jako fotomodelka, a
druga, o ile pamiętam, chodziła jeszcze do szkoły.
To musiało być wyzwanie, pomyślała Marilyn. Dwie siostry naraz.
A więc dokładnie ten sam schemat powiedziała bardziej do siebie
niż do niego. Ale usłyszał jej słowa.
Jaki schemat ma pani na myśli?
RS
27
Ten, który stosuje pan przy kupowaniu swoich firm. Napotkała
chłodny wzrok jego lodowatych błękitnych oczu.
Coś podobnego już kiedyś pani powiedziała. Czy mogłaby mi pani
wytłumaczyć, o czym, u diabła, właściwie pani myśli?
Marilyn zwilżyła wargi koniuszkiem języka i zaczęła:
Przed trzema laty Dina Lathrop pisała mi o tym, jak wiele poświęcał
jej pan uwagi aż do dnia, kiedy jej ojciec odsprzedał panu połowę
udziałów swojej firmy.
Aha. Więc pani uważa, że metodą mojego postępowania jest
uwodzenie niewinnych młodych kobiet, żeby w ten sposób dostać w swoje
szpony własność rodzinną.
Mark mówił cichym, spokojnym głosem. Ale Marilyn wyraznie czuła, że
wewnętrznie aż kipiał z wściekłości.
Mój Boże, w jakiej to brukowej powieści pani to wyczytała? Powiem
coś dla pani wiadomości: za wszystko, co dostaję, płacę ciężkie pieniądze.
Tym światem rządzi pieniądz. A jeśli chodzi o pani przyjaciółkę Dinę, to
chyba nie byłoby zbyt elegancko, gdybym pani opowiedział ze szczegółami,
jak to wszystko się rozegrało. Ale skoro w pani oczach i tak nie uchodzę za
dżentelmena... A więc dwa razy zaprosiłem Dinę na kolację, dwa razy! I
tylko dlatego, że mnie do tego praktycznie zmusiła. Mówiąc szczerze i
otwarcie: Dina mi się narzucała. I jeśli opowiadała pani o wielkiej miłości,
to wszystko mogło się rozgrywać wyłącznie w jej fantazji. Natomiast Aaron
Lathrop dobrze wiedział, co robi. Sprzedał mi połowę udziałów, ponieważ
zaproponowałem najwięcej. To był jedyny powód.
Jego rzeczowy ton przekonał Marilyn, że to prawda. Mark rzucił zwitek
banknotów na stół i podniósł ją z krzesła.
Mark... strasznie mi przykro...
Nie mówmy o tym. Chcę stąd wyjść.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]