[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedy, tak niepostrzeżenie, jak rosną konary drzewa. Nie wiedziała, gdzie jest. Gdyby ją teraz
odkryli i zmusili do ucieczki, musiałaby zdecydować, czy go szukać, czy ratować życie.
Nigdy by nie porzuciła brata. Poczekała do zmroku. Zasnęła sama w pustym pokoju.
Obudziła się i wciąż go nie było. Nie zostawił żadnych śladów, że pojawił się tu, gdy ona
spała.
Raz jeszcze wyszła go poszukać, najpierw do karczmy, w której kiedyś pracował. Nie
było go tam. Podeszła do jednego z ochroniarzy, który wydał jej się znajomy.
Zmierzył ją wzrokiem.
- Sztuczki senty? Nie dziś. Zespół przygrywa gościom.
- Nic z tych rzeczy - odparła. - Szukam Djossa. Myślałam, że tu pracuje.
- Zrezygnował. Jesteś jego siostrą?
- Tak.
- Jakoś niepodobna jesteś. - I całe szczęście.
- Uważaj na brata. Chodzą słuchy, że wdał się w coś niedobrego. %7łe ma różowo przed
oczami.
Potem odwiedziła wszystkie miejsca, które znała, i parę takich, których nie znała.
Szukała go długo, ale jakby zapadł się pod ziemię. Ostatnim miejscem, gdzie miała ochotę go
szukać, był pokój w piwnicy piekarni.
Gdy tam poszła, zobaczyła Turca siedzącego na krześle przed drzwiami.
- Gdzie Djoss? - zapytała. - Myślałem, że jest z tobą.
- KÅ‚amiesz.
- Nie martw się o brata. Nic mu nie będzie - uspokajał.
- Na pewno? Wzruszył ramionami.
- Chyba tak. Jak tam wasze nowe mieszkanko?
- Dobrze. Djoss długo nie wraca. Martwię się o niego. Już parę dni go nie ma. Turco,
jeśli przez ciebie go aresztowali... powiesili...
- Przeze mnie? Gdzie tam! - Turco wstał, przeciągnął się i otworzył drzwi. - Wejdz.
Na środku pokoju stała mała nargila. Wokół niej leżeli jacyś mężczyzni. Wróblowa
siedziała w kącie. Spojrzała na Rachel i zaraz odwróciła wzrok.
- Nie jest aresztowany, jak widzisz - rzekł Turco.
Dopiero teraz Rachel go poznała. Był na haju, a między jego palcami plątał się wąż
nargili. Leżał na błocie, z mętnym spojrzeniem wbitym w sufit.
- O nie... - jęknęła. Jej brat, jej opoka, człowiek, który chronił ją przez całe życie. - O
nie...
Turco wyjął mu wąż z palców.
- Pomogę ci zanieść go do domu.
Chwycił Djossa za rękę i podniósł. Rachel wzięła go za drugie ramię. Nogi odmawiały
mu posłuszeństwa. Wydawał z siebie niskie pomruki, stękał.
- Czy właśnie to robicie, gdy spędzacie z sobą długie noce? Tak wygląda to twoje
tajemnicze życie?
Turco pewnie uznał, że Rachel mówi do siebie, bo nie odezwał się ani słowem. Pomógł
jej zaciągnąć brata w górę schodów i do pustej piekarni, a potem na ulicę, też pustą.
Djoss odzyskał władzę w nogach gdzieś po drodze. Uśmiechnął się do Rachel
promiennie. Cieszył się, że ją widzi.
Gdy przestał powłóczyć nogami i mógł iść o własnych siłach, Turco puścił jego ramię.
Musiał wracać na swój posterunek pod drzwiami.
Zostali sami, a Djoss cały czas się uśmiechał jak głupi.
- Mam złe wieści - odezwała się Rachel. - Znów musimy uciekać.
OdkaszlnÄ…Å‚.
- Co?
- Szukają mnie w tym burdelu. Jakiś facet próbował ściągnąć ze mnie ubranie, zobaczył
łuski. Oplułam go. Zobaczył mój język. Od razu się na mnie poznał. A senty bardzo rzucają
się tu w oczy. Aatwo mogą mnie znalezć.
- Czyli musimy uciekać?
- Dasz radÄ™ biec?
- Nie. - Zachichotał. - Przepraszam. Ile mamy pieniędzy?
- Djoss, muszę ci coś powiedzieć.
- Jeśli uda nam się gdzieś ukryć... Może Turco zna jakąś kryjówkę.
- Djoss...
- Ale prędzej czy pózniej on też się dowie... Rachel zatrzymała się, jakby wrosła w
ziemiÄ™.
Chciała go pobić, skopać. Djoss dalej szedł przed siebie powoli, ruchy wciąż miał
nieporadne. Odwrócił się. Już bez uśmiechu.
- Rachel... Co się stało?
- Kłamałam - fuknęła.
Odetchnął i ruszył w stronę nowego domu.
- Nie możesz być w takim stanie, jeśli będziemy musieli uciekać! - krzyknęła za nim.
Dotarł do drzwi przed nią. Nie zamknął ich za sobą.
Teraz już nie myślała o drugim demonowym pomiocie. Nie chciała o nim rozmawiać z
Djossem. Z nikim nie chciała o nim rozmawiać.
Rankiem Djoss wyszedł bez pożegnania. Rachel milczała. Nie miała pojęcia, co
powiedzieć. Usiadła na pryczy. Zakryła twarz dłońmi. Zastanawiała się, gdzie jej brat idzie,
jak długo tam będzie i co by było, gdyby się potknęła, upadła i jej ubranie by odsłoniło łuski.
Albo gdyby ją obrabowali, pobili i zostawili gdzieś krwawiącą na trawę. Wtedy musiałaby
uciekać z miasta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl