[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znieruchomiały. Hannibal podniósł wzrok, spojrzał w głąb korytarza i dokończył kolorować
żyłę.
Milko zamknął okno, zdjął buty i w skarpetkach wszedł między przeszklone gabloty w
muzeum anatomicznym. Minął półkę z częściami układu trawiennego i przystanął przed
słojem z równo obciętymi olbrzymimi stopami. Zwiatło było słabe, ale wystarczające, żeby
iść dalej. Nie chciałby tu strzelać i rozchlapywać tego gówna w słojach. Czując przeciąg na
karku, postawił kołnierz. Powoli, centymetr po centymetrze wysunął głowę na korytarz i żeby
nie wystawiać ucha, spojrzał przed siebie wzdłuż grzbietu nosa.
Pochylonemu nad podkładką Hannibalowi rozszerzyły się nozdrza, oczy rozbłysły mu
czerwonawo w świetle lampy.
Patrząc w głąb korytarza i przez drzwi prosektorium, Milko widział, jak odwrócony do
niego tyłem Lecter wstrzykuje trupowi barwnik wielką strzykawką. Było trochę za daleko na
strzał, bo dumik zasłaniał muszkę. Nie chciałby go zranić, a potem ścigać, przewracając
wszystko naokoło. Bóg wie, jakim świństwem mógłby się ochlapać.
Lekko podregulował sobie serce, jak każdy przed zabójstwem.
Nagle Hannibal zniknął i teraz widać było tylko jego rękę na podkładce, rękę, która
rysowała, rysowała, coś tam poprawiała i wycierała.
Zaraz potem odłożyła ołówek - Hannibal wstał, wyszedł na korytarz i zapalił światło.
Milko cofnął się, lecz w tym samym momencie światło zgasło. Milko wyjrzał zza drzwi.
Lecter znowu grzebał w leżącym pod prześcieradłem trupie.
Dobiegło go buczenie piły. Gdy wyjrzał znowu, Hannibala już tam nie było. Rysuje.
Chuj z nim. Wejdz tam i go zastrzel. I niech pozdrowi Dordicha w piekle. Nie spuszczajÄ…c z
oczu ręki z ołówkiem, zrobił kilka długich kroków w głąb korytarza - bezszelestnie, bo w
skarpetkach po kamiennej posadzce - podniósł pistolet, wszedł do środka i zobaczył rękę z
bliska. Rękę w rękawie i biały fartuch na krześle - ale gdzie podziała się reszta? Hannibal
zaszedł go od tyłu, wbił mu igłę w bok szyi, wcisnął tłoczek wypełnionej alkoholem
strzykawki i gdy Milko przewrócił oczami, gdy ugięły się pod nim nogi, podtrzymał go i
ostrożnie opuścił na podłogę.
Wszystko po kolei. Wyjął rękę z rękawa i przyszył ją kilkoma prowizorycznymi
szwami.
- Przepraszam - powiedział do zwłok. - Do listu dołączę podziękowania.
Kaszle, prycha, palą go oczy, czuje zimno na twarzy - pokój rozmywa się,
nieruchomieje i Milko odzyskuje przytomność. Oblizuje sobie usta i pluje. Leje się na niego
woda.
Hannibal postawił dzbanek na krawędzi basenu i usiadł, jakby szykował się do
rozmowy. Milko, był po szyję zanurzony w roztworze do konserwowania zwłok. Wokoło
tłoczyli się pozostali mieszkańcy zbiornika, patrząc na niego zamglonymi od formaliny
oczami, tak więc co chwilę musiał odpychać od siebie ich skurczone ręce.
Hannibal zajrzał do jego portfela. Z kieszeni fartucha wyjął nieśmiertelnik i położył go
obok dowodu Milki.
- Pan Zigmas Milko. Dobry wieczór. Milko zakaszlał i zarzęził.
- Rozmawialiśmy o tym. Przywiozłem pieniądze. Chcemy się dogadać. Bierz kasę.
Przywiozłem kasę. Zaprowadzę cię.
- To naprawdę świetny plan. Tylu ludzi pan zabił, panie Milko. O wiele więcej, niż
jest ich tutaj. Czuje pan jak pana dotykają? Tam, tuż przy pana stopie, leży dziecko, które
zginęło w pożarze. Jest starsze od mojej siostry i tylko częściowo upieczone.
- Nie wiem, czego chcesz. Hannibal włożył gumową rękawicę.
- Chcę, żeby opowiedział mi pan jak zjedliście moją siostrę. - Ja nie jadłem.
Hannibal wepchnął go do formaliny. Odczekał długą chwilę, chwycił łańcuch,
wyciągnął go, polał mu wodą twarz i oczy.
- Proszę tak więcej nie mówić - ostrzegł.
- Tak parszywie się wtedy czuliśmy, tak parszywie - wycharczał Milko, gdy tylko
znowu mógł mówić. - Mieliśmy poodmrażane ręce, gniły nam stopy. Chcieliśmy żyć,
wszystko dlatego. Grutas zrobił to szybko, nie zdążyła nawet... Ale ciebie nie zabiliśmy,
ciebie...
- Gdzie jest Grutas?
- Jeśli ci powiem, wezmiesz pieniądze? To kupa szmalu, w dolarach. Będzie jeszcze
więcej. Możemy ich zaszantażować tym, co wiem, tym, co widziałeś.
- Gdzie jest Grentz? - W Kanadzie.
- Zgadza się. Choć raz powiedział pan prawdę. A Grutas?
- Ma dom pod Milly - le - Foret. - Jak siÄ™ teraz nazywa?
- Robi interesy, ma firmę, Satrug, Inc. - To on sprzedawał moje obrazy?
- Sprzedał tylko raz, żeby kupić morfinę na handel, tylko raz. Możemy je odzyskać.
- Jadłeś kiedyś w restauracji Kolnasa? Mają tam niezłe lody.
- Pieniądze są w ciężarówce.
- Ostatnie słowo? Może mowa pożegnalna?
Milko otworzył usta, żeby coś powiedzieć, lecz Hannibal zamknął z brzękiem ciężką
pokrywę basenu. Między brzegiem zbiornika i powierzchnią formaliny pozostało najwyżej
półtora centymetra. Milko zaczął bić głową w pokrywę jak homar w pokrywkę garnka, ale on
już wyszedł. Gumowe uszczelki drzwi zapiszczały, ocierając się o grubą warstwę farby.
Przy stole stał inspektor Popił. Oglądał rysunek.
Hannibal pociągnął za sznurek i włączył wentylator. Zaklekotały łopatki.
Popił podniósł wzrok. Słyszał coś? Tego Hannibal nie wiedział. Pod prześcieradłem,
między stopami trupa, leżał pistolet Milki.
- Dobry wieczór, panie inspektorze. - Wziął strzykawkę z barwnikiem i zrobił kolejny
zastrzyk. - Proszę wybaczyć, ale muszę to skończyć, zanim znów stwardnieje.
- Zabiłeś Dortlicha w swoim rodzinnym lesie.
Hannibal wytarł czubek igły. Wyraz jego twarzy nie uległ najmniejszej zmianie.
- Miał zjedzoną twarz.
- To pewnie kruki. W tych lasach roi się od kruków. Wystarczyło, że pies odwrócił łeb
i wyżerały mu jedzenie z miski.
- Po co, skoro umieją robić szaszłyki? - Wspomniał pan o tym pani Murasaki?
- Nie. Kanibalizm. Dochodziło do tego na froncie wschodnim, ale o wiele częściej w
czasach twojego dzieciństwa. - Popił odwrócił się, obserwując jego odbicie w szklanej
gablocie. - Ale ty o tym wiesz, prawda? Byłeś tam. A cztery dni temu byłeś na Litwie.
Pojechałeś tam legalnie, z ważną wizą i jakoś wróciłeś. Pytanie tylko jak? - Nie czekał na
odpowiedz. - Powiem ci jak: kupiłeś papiery przez więznia z Fresnes, a to przestępstwo.
Ciężka pokrywa basenu w sąsiednim pomieszczeniu uniosła się lekko i ukazały się
pod niÄ… ludzkie palce. Aapczywie ssÄ…c powietrze, Milko przytknÄ…Å‚ usta do pokrywy, a gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]