[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie trzeba, a Zosia przymierzała koronę...
Gdy nagle na szosę, tarasując ją, wytoczył się wóz pełen siana. Kątem oka dostrzegłem
popychających go mężczyzn w skórzanych kombinezonach, ale już cały byłem
zaabsorbowany opanowaniem wehikułu, który – przysiadłszy z piskiem na hamulcach
wciśniętych „do dechy” – leciał bokiem na przeszkodę. Puściłem hamulec i, gdy tylko opony
złapały przyczepność, nagłym obrotem kierownicy zawróciłem między drzewa, w rów, o
którego ściankę oparliśmy się ze zgrzytem maską wozu.
Dookoła pojazdu było już czterech, a wkrótce sześciu ludzi w skórach i motocyklowych
kaskach. Każdy z nich trzymał w ręku rewolwer. Gazowy czy prawdziwy? Mając obok siebie
Zosię i Jacka, za których przecież odpowiadałem, nie miałem czasu na takie pytania.
Otworzyłem okienko:
– Czego chcecie?
– Dawaj koronę! – machnął rewolwerem facet z czerwoną chustką na szyi.
– Daj mu ją, Zosiu!
Sam wyjąłem koronę z trzęsących się rąk dziewczyny i podałem prowodyrowi grupy.
Nawet się jej nie przyjrzał.
„Musi wiedzieć, co wiozę, ale skąd?” – pomyślałem.
Facet obok niego schował rewolwer... Szczęknął sprężynowiec:
– Tym razem będzie to pana kosztowało nie dwie, a cztery gumki – z tymi słowami
poprzebijał opony wehikułu.
– Ja!... – poderwał się Jacek.
– Ty będziesz siedział cicho, jak długo ci panowie każą – zaśmiałem się do niego, no bo
co miałem robić?
Prowodyr skinął z uznaniem głową:
– Gratuluję trafnej oceny sił! Jeszcze chwila i już nas nie ma!
Gwizdnął i cała szóstka pobiegła w zarośla, skąd niebawem wyskoczyły z rykiem
silników trzy hondy lub yamahy. Czerwona apaszka prowodyra powiewała triumfująco.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ŚMIECH JOANNY • CO NAGRANO NA KASECIE • DWIE EKSPERTYZY •
NOWI WŁAŚCICIELE BIURECZKA I BENTLEYA • WIZYTA NA
„GOLDEN HIND” • DZIWNY ZAKUP PANI MROCZKOWSKIEJ • SZEF
BĘDZIE Z WAMI
Najpierw musieliśmy z Jackiem ochłonąć z wściekłości, a Zosia z rozpaczy. Potem
należało podnieść wehikuł przy pomocy podnośnika, zapasowego koła i polnych kamieni, a w
końcu złapać okazję, którą przewiozło się trzy pozostałe koła do odległych o dziesięć
kilometrów Ryków w nadziei, że jest tam czynny zakład wulkanizacyjny... A przez cały czas
powtarzać na różne tony i różne głosy: „Skąd Kolekcjoner – bo nie wątpiliśmy, że napadu na
nas dokonał jego gang – mógł wiedzieć, co wieziemy?!”
Niestety, na to pytanie nawet ja – przemądry wujek dwójki młodych łodzian – nie
mogłem znaleźć odpowiedzi! Zresztą ważniejsze było to, nie jak straciliśmy koronę, ale jak ją
odebrać?!
– Może na policję? – nieśmiało zaproponowała Zosia.
– Zosiu, przecież zanim wytłumaczymy co i jak, korona może być już w bezpiecznej
kryjówce. Kolekcjoner też myśli, i to jak! – westchnąłem.
– Jej tęskno do sierżanta Ząbika – przyciął siostrze Jacek.
Tak oto w ponurym i doprawianym złośliwościami nastroju dojechaliśmy do Sopotu. I po
byle jakiej kolacji zaraz poszliśmy spać. A raczej długo w noc przewracaliśmy się bezsennie z
boku na bok.
Przynajmniej ja obudziłem się rankiem w lepszym humorze:
– Pobudka! I do dzieła! Przegraliśmy bitwę, ale jeszcze nie przegraliśmy wojny!
Śniadanie, a potem ja w odwiedziny do pani Joanny. Jacek sprawdza, czy bentley nadal
parkuje pod „Grand Hotelem”, a potem odwiedza swój świerk. Zosia kupuje sobie Harlequina
i pogrążona w jego lekturze czuwa przy telefonie. Nie krzyw się, Zosiu, to naprawdę bardzo
ważne stanowisko!
Joanna przywitała mnie, o dziwo, promiennym uśmiechem:
– Witaj, Tomaszu! Zjawiasz się w samą porę! Właśnie miałam ochotę na kawę po
brazylijsku! W pięknym tureckim serwisie. Oryginalnym! – roześmiała się na cały głos.
Gdy rozsiedliśmy się w jej buduarze i raczyliśmy się kolejną filiżaneczką wonnej mokki,
powiedziałem:
– Wiesz, ten Kolekcjoner... Spróbuję dzisiaj porozmawiać o nim z Anitą... [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl