[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zasnął? Rozejrzał się dookoła. Był ponad korytarzem, w otwartej przestrzeni. Nad
nim unosił się znajomy kształt frachtowca Hana Solo. Przyrządy wskazywały, że
wystrzelił pozostałe torpedy, choć w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć, by
naciskał spust. A przecież musiał.
Głośniki w kabinie rozbrzmiewały podnieconymi głosami.
- Udało ci się! Udało! - wrzeszczał raz po raz Wedge. - Weszły chyba prosto w
szyb!
- Dobry strzał, mały - pochwalił Solo. Musiał krzyczeć, by być słyszanym przez
radosne wycie Wookiego.
Odległe, stłumione drgania wstrząsnęły myśliwcem Luke'a jako znak bliskiego
zwycięstwa. Przecież musiał odpalić te torpedy, prawda? Stopniowo przychodził do
siebie.
- Cieszę się... że tu byliście i widzieliście to wszystko. A teraz lepiej będzie
wepchnąć spory dystans między nas i tę kulę, zanim się rozleci. Mam nadzieję, że
Wedge się nie pomylił.
Jeden fatalnie wyglądający frachtowiec oraz kilka X-ów weszło na tor wiodący ku
dalekiej tarczy Yavina wciąż zwiększając szybkość. Za nimi tylko iskierki
światła znaczyły pozycję stacji. I nagle w jej miejscu na niebie pojawiło się
coś, co było jaśniejsze niż lśniący gazowy gigant, bardziej jaskrawe od jego
dalekiego słońca. Na kilka sekund wieczna noc zmieniła się w dzień. Nikt nie
ośmielił się spojrzeć w tamtą stronę. Nawet specjalne osłony ustawione na
maksymalną moc nie potrafiłyby przyćmić przerażającego blasku.
Przestrzeń wypełniła się na pewien czas bilionami mikroskopijnych metalowych
odłamków, popychanych za odlatującymi maszynami wyzwoloną energią niewielkiego
sztucznego słońca. Resztki stacji bojowej miały płonąć jeszcze przez kilka dni,
stając się w tym krótkim czasie najbardziej imponującym grobowcem w tej okolicy
kosmosu.
XII
Radosny, hałaśliwy tłum techników, mechaników i innych mieszkańców sztabu
Sprzymierzenia otaczał natychmiast każdy z myśliwców, który wylądował i wtoczył
się do wnętrza świątyni. Kilku z pozostałych przy życiu pilotów zdążyło już
wysiąść i teraz oczekiwało Luke'a, by mu pogratulować.
Po drugiej stronie X-a tłum był zdecydowanie mniejszy i znacznie bardziej
poważny. Składał się z grupy techników i wysokiego humanoidalnego robota, który
przyglądał się z niepokojem, jak ludzie wyładowują z postrzelonej maszyny
okopcony metalowy korpus.
- Erdwa? - powtarzał Trzypeo pochylony nad zwęglonym miejscami pancerzem. -
Słyszysz mnie? Odezwij się. Naprawicie go, prawda? - zwrócił się do jednego z
techników.
- Zrobimy, co będzie można - odparł mężczyzna, przyglądając się stopionemu
metalowi i powyrywanym częściom. - Mocno dostał.
- Musicie go naprawić. Sir, jeżeli brakuje wam części zamiennych, to chętnie
oddam swoje... Odeszli wolno, nie zwracając uwagi na krzyki i podniecenie wokół
siebie. Pomiędzy robotami i ludzmi, którzy je naprawiali, istniał bardzo
szczególny stosunek. Przejmowali wzajemnie niektóre swoje cechy i czasem granica
dzieląca człowieka od robota była mniej wyrazna, niż wielu chciałoby przyznać.
W centrum radosnego tłumu były trzy postacie walczące o pierwszeństwo w
gratulowaniu sobie nawzajem. Biedy jednak przyszło do poklepywania się po
plecach, Chewbacca nie miał sobie równych. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, widząc,
jak ogromny Wookie z zakłopotaniem spogląda na Luke'a, zgniecionego prawie na
miazgę w jego uścisku. .
- Wiedziałem, że wrócicie! - krzyczał Luke. - Po prostu wiedziałem. Gdyby nie
wy, byłbym teraz chmurą pyłu!
Solo nie stracił swej zwykłej pewności siebie.
- No cóż, nie mogłem przecież pozwolić, żeby jakiś latający chłopak z farmy sam
walczył z całą stacją bojową. Poza tym zaczynałem się domyślać, jak to się
skończy i czułem się okropnie, Luke... zostawić cię, żebyś sobie przypisał
sukces i zgarnął całą nagrodę...
Nagle przez tłum przedarła się szczupła postać w rozwianej szacie i w sposób
zupełnie nie senatorski rzuciła się na Luke'a.
- Zrobiłeś to! - powtarzała Leia. - Udało ci się! Luke chwycił ją w ramiona i
zakręcił wokół siebie. Potem Leia podeszła do Solo i także go uściskała. jak
można było się spodziewać, Korelianin nie był tak zmieszany.
Nagle zakłopotany powszechnym entuzjazmem Luke odwrócił się i spojrzał z
aprobatą na wymęczony myśliwiec. Potem powędrował wzrokiem w górę, ku wysokiemu
stropowi hangaru. Przez moment zdawało mu się, że słyszy coś, jakby ciche
westchnienie, jakby pewien szalony starzec rozluzniał mięśnie, co zwykł robić w
chwilach zadowolenia. Był to pewnie tylko gorący wiatr tego porośniętego
wilgotną dżunglą świata, lecz Luke uśmiechnął się do tego, co zdawało mu się, że
zobaczył w górze.
W ogromnej świątyni było wiele pomieszczeń, które technicy Sprzymierzenia
przebudowali na nowoczesne pracownie, laboratoria, hangary i komfortowe pokoje.
Była też wielka sala, tak klasycznie piękna w swej surowej prostocie, że mimo
niedostatku miejsca na księżycu Yavin, architekci nie zmienili w niej nic,
ograniczając się jedynie do zabezpieczenia jej przed inwazją dżungli.
Po raz pierwszy od tysięcy lat ta ogromna sala wypełniona była po brzegi. Setki
żołnierzy i techników Sprzymierzenia stały w szeregach na równej, błyszczącej
jak szklana tafla, kamiennej podłodze. Zebrali się tu po raz ostatni przed
odlotem do swoich domów i nowych zadań stanowiących świadectwo siły i możliwości
powstania.
Delikatny powiew poruszał lekko chorągwiami planet, które udzielały pomocy
Sprzymierzeniu. W odległym końcu głównej nawy stała na podwyższeniu, ubrana w
przepisową biel, Leia Organa w otoczeniu przywódców Sprzymierzenia.
U wejścia ukazała się grupka postaci. Jedna z ruch, wielka i kosmata, rozglądała
się niespokojnie, jakby szukała drogi ucieczki, lecz jej towarzysz przywołał ją
do porządku. Minęło kilka minut nim Luke, Han, Chewie i Trzypeo przeszli
szpalerem do przeciwnego końca sali.
Zatrzymali się przed Leią. Między siedzącymi w pobliżu dostojnikami Luke
rozpoznał generała Dodonnę. Po chwili z boku wynurzył się znajomy, baryłkowaty
kształt Erdwa Dedwa, który dołączył do grupy i zajął miejsce obok zdumionego
Trzypeo.
Chewbacca nerwowo przestępował z nogi na nogę i wyraznie okazywał, że wolałby
znajdować się teraz gdzie indziej. Solo szturchnął go mocno, widząc, że Leia
występuje naprzód. Jednocześnie pochyliły się chorągwie planet i wszyscy zebrani
w wielkiej sali zwrócili twarze w kierunku podwyższenia.
Księżniczka włożyła ciężki, złoty łańcuch na szyję Solo, potem Wookiego -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]