[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kwadratowy, metalowy obiekt. Kierował się prosto na małą plażę. Nie wiedziałem, co to
jest, ale na szczycie tego czegoś znajdował się nieduży otwór. I z pewnością nie kryło się
tam nic przyjemnego.
Nie miałem pojęcia, jak uzbrojony był nasz statek, ale z pewnością istniała broń,
której nie potrafi się przeciwstawić. W tej sytuacji mógł nas uratować jedynie szybki
start. Ale... Przypomniałem sobie o pręcie, którym zablokowałem dolny właz... Nie było
mowy o starcie, dopóki luk pozostawał otwarty.
 Eet.  Nie zwracałem uwagi na Hory ego.  Muszę odblokować właz. Bez tego
nie wystartujemy.
Rzuciłem się w stronę drabiny. Zsuwałem się po niej bardzo szybko. Parę razy
upadłem. Dotarłem do najniżej położonego korytarza i pędem wpadłem do luku.
Okazało się, że aż za dobrze zablokowałem właz. Musiałem uderzyć pręt kilka razy kolbą,
żeby ustąpił. Naparłem na drzwi, które zamykały się przerazliwe wolno. Zamknąłem je
w końcu i zabezpieczyłem najlepiej, jak potrafiłem.
139
Dysząc ciężko, wróciłem do drabiny. Jeśli Hory również zdecyduje się na
natychmiastowy start, muszę błyskawicznie dotrzeć do fotela. Poza tym nie wiedziałem,
co działo się teraz w kabinie pilota.
Wchodziłem trochę wolniej niż schodziłem. Starałem się jednak wrócić do kabiny
jak najszybciej. Byłem przygotowany na to, że Hory znów ostrzela mnie z lasera albo
przynajmniej zacznie mi grozić.
Strażnik trzymał obie ręce na panelu. Nie był to jednak panel pilota, ale zestaw
jakichś innych przycisków, nieco z boku. Na ekranie monitora zobaczyłem promień.
Wystrzelił ze statku i leciał wprost na tajemniczy obiekt, który wynurzał się już z buszu.
Promień przemknął ponad platformą i uderzył w metalową ścianę obiektu.
Wiązka lasera wniknęła w obiekt, nie robiąc mu żadnej krzywdy. Zdawało mi się
nawet, że to coś po prostu pochłonęło promień wystrzelony z naszego statku.
Spojrzałem na Eeta. Zobaczyłem poszarpaną i wypaloną masę, która leżała obok
uprzęży fotela. Jeśli to klatka Eeta, nie okazała się zbyt trwała. Eet siedział teraz w fotelu
pilota i wpatrywał się w ekran równie intensywnie jak Hory.
W chwilę pózniej statek zatrząsł się, jakby otrzymał cios. Nie uderzył w nas jednak
metalowy obiekt. Zajęliśmy się jednym przeciwnikiem, a tymczasem drugi zaatakował
nas od tyłu. Nie było czasu na sprawdzenie, jaki charakter miał ten atak. Mogliśmy
jedynie doświadczyć jego skutków. Utrzymałem się na nogach tylko dlatego, że w porę
złapałem się fotela. Hory wpadł na panel z przyciskami, przy których manipulował,
odbił się od niego i osunął na podłogę. Podświetlane przyciski na panelu sterowania
oszalały.
Eet skoczył na konsolę. Statek przechylił się. Z pewnością nie staliśmy już na trzech
podporach. Jeszcze jedno takie uderzenie i przewrócimy się, tracąc wszelkie szansę na
start.
 Zapnijcie pasy!  krzyknÄ…Å‚ Eet.  Startujemy...!
Chwyciłem Hory ego, wciągnąłem go na fotel pilota i przypiąłem mocno nas obu.
Widziałem, jak Eet wciskał różne przyciski. Rzeczywiście odlecieliśmy... w nicość.
Rozdział osiemnasty
W ustach czułem smak krwi i kręciło mi się w głowie...
 Murdoc!
Próbowałem unieść głowę. Leżałem na gładkiej powierzchni. Jej drgania sprawiały,
że czułem każdy siniak i zadrapanie. Podczołgałem się w stronę ściany, oparłem o nią
i jakoś udało mi się wstać.
Walcząc z otępieniem, rozejrzałem się dookoła. Eet cały czas tkwił przy panelu
sterowania. Hory, podobnie jak ja, próbował się podnieść. Poruszał się ociężale
i z trudem. Z rany na policzku ciekła mu krew.
Odwróciłem się do Eeta.
 Jesteśmy w powietrzu?
 Nie mieliśmy najlepszego startu. Wyglądał tak, jakby nic mu się nie stało.
 Lecimy z góry ustalonym kursem...  zacząłem coś sobie przypominać.
Hory potrząsnął głową, jakby chciał wyrwać się z otępienia. Spojrzał na mnie
niewidzącym wzrokiem. Nawet jeśli mnie zobaczył, moja obecność nic dla niego nie
znaczyła. Wyciągnął rękę w stronę fotela, na który w chwilę pózniej opadł ciężko.
 Lecimy zgodnie z kursem  powiedział słabym głosem.  Tym samym, co
poprzednio. Wylądujemy w bazie patrolu. Chyba że jeszcze raz chcesz zawrócić?
Nie patrzył na mnie. Choć wola walki już w nim opadła, w jego głosie wciąż było
słychać determinację. Wypowiedział te słowa dobitniej.
 Tam na dole ludzie Cechu mają przewagę  zauważyłem.
Właściwie nie wiedziałem, do czego zmierzam. Na pewno chciałem uniknąć nagłej
i gwałtownej śmierci, czegoś, na co bez przerwy narażało mnie przeznaczenie. Może
niektórym to odpowiada. Ja byłem inny. Na dodatek czułem się tak zmęczony, że
marzyłem tylko o świętym spokoju. O jakimś miejscu, gdzie mógłbym odetchnąć od
ludzi Cechu i od strażników. Problem w tym, że oni nie mieli zamiaru rezygnować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl