[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomogło. Mniej piekło, ale za to swędziało.
- Opowiadajcie - zachęciłem młodych ludzi, podając im kubeczki z wodą.
Wypili chętnie, otarli pot z twarzy. Opowieść podjęła jak zwykle Agnieszka:
- Czekaliśmy ze trzy godziny... - powiedziała, a ja zrozumiałem, że musiałem
spać na słońcu bardzo długo. Spróbowałem podrapać się w swędzące miejsce, gdzieś
w okolicach mostka, ale szybko z tego zrezygnowałem, bo było jeszcze gorzej.
- Słucha pan? - Agnieszka przyglądała mi się z dezaprobatą. Przestałem się
drapać i, walcząc ze swędzeniem, patrzyłem na dziewczynę. Musiałem mieć minę jak
udręczony pies.
- Po tych trzech godzinach czekania - podjęła Agnieszka - pojawiła się...
- Pojawiła?
- Tak, to była dziewczyna. Taka szara niepozorna myszka.
Natychmiast skojarzyłem ją z osobą którą spotkałem w Towarzystwie Ziemi
Drohiczyńskiej.
- No i co zrobiła? - zapytałem zaciekawiony.
- Tak jak pan powiedział... - Agnieszka ściszyła głos do szeptu i nadała mu
tajemniczą barwę. - Weszła do kaplicy i była tam chyba ze dwadzieścia minut. Potem,
bardzo się rozglądając, wyszła stamtąd i poszła w stronę parku. Poszliśmy do środka
budynku. Pół godziny szukaliśmy tej skrytki. Bez skutku. W końcu  Dylan oparł się
niefortunnie o ścianę i upadł. Z poziomu podłogi dojrzał szparę z wetkniętą w nią
karteczką zwiniętą w rulonik.
- I co tam było napisane? - nie mogłem powstrzymać podniecenia i prawie
poderwałem się z podłogi.
- Spoko - powstrzymał mnie gestem  Dylan - wszystko zapisaliśmy w
telefonie.
Agnieszka podała mi swoją komórkę. Informacja przekazana Herrerze była
lakoniczna:
Poprzedni termin licytacji odwołany. Jest Pan oczekiwany dzisiaj o 23 w
kościele w Kosowie Lackim, około 50 kilometrów od Siedlec.
%7Å‚yczliwy
- Spisaliście się wspaniale! - wykrzyknąłem zadowolony. - Macie u mnie
wielkie lody!
- Tak sobie myśleliśmy - odezwał się cicho  Dylan patrząc na Agnieszkę -
że...
- %7łe mógłby nas pan wziąć tym razem ze sobą! - wypaliła dziewczyna.
Podrapałem się w głowę. Głupio mi było odmawiać, ale ich miejsce w moim
planie było inne.
- Posłuchajcie... - młodzi ludzie wyczytali z tonu mojego głosu, że z wyprawy
nici i, założywszy ręce na piersi, obrażeni odwrócili głowy.
Opowiedziałem im, co chciałem zrobić tego wieczoru. Wyjawiłem wszystkie,
tak długo skrywane tajemnice. Objaśniłem, czego od nich oczekuję. W miarę jak
słowa płynęły z mych ust, twarze współpracowników rozjaśniały się, a oczy coraz
bardziej płonęły ciekawością.
- Myśli pan, że inspektor Tomaszewski się zgodzi? - zapytał  Dylan , kiedy
skończyłem.
- Zaraz do niego pojadę, żeby to sprawdzić, ale sądzę, że spodziewany efekt
waszej misji może go do tego zachęcić.
- To co nam pan zlecił, nie jest na pewno spektakularnym finałem śledztwa w
sprawie jednego z najcenniejszych obrazów w Polsce, ale dobre i to... - podsumowała
Agnieszka.
- Więc zgoda? - zapytałem z nadzieją.
- Zgoda! - powiedzieli chórem młodzi ludzie, kiwając głowami.
- Od tej pory kontakt za pomocą komórek... Czekam na wasz sygnał...
- Oby się pan nie pomylił - rzucił  Dylan , kiedy wychodzili z namiotu.
- W razie czego zwalajcie wszystko na mnie. I bądzcie bardzo ostrożni.
- Niech się pan nie martwi... - rzekła Agnieszka na pożegnanie.
Zanim pojechałem do inspektora, zajrzałem jeszcze do  Sennika Artemidora .
Poprzedni sen się sprawdził, zabawiłem się więc w przepowiadanie przyszłości po raz
drugi. O dziwo! Tym razem wszystko wydawało się wróżyć mi wielki sukces!
Podróż łodzią jest  dobra dla wszystkich - mówił sennik i dodawał:  (...) jeśli
okręty już przybijają do brzegu lub stoją w porcie, pomyślność urzeczywistni się
wkrótce, ponieważ żegluga cel swój osiągnęła.
Zadziwiające, ale odnalazłem w  Senniku Artemidora wytłumaczenie mej
wizji o głowie lwa:  Dobrze jest śnić, że się ma głowę lwa, wilka, pantery, słonia.
Zniący zabierze się do spraw niemal ponad swe siły, odniesie jednak sukces i wiele
zyska, stanie się grozny dla przeciwników, a miły dla swoich.
Po tak pomyślnych przepowiedniach nerwowo wertowałem sennik próbując
przypasować jego tłumaczenia do mych widziadeł. Udało mi się to jeszcze raz.
Czytając rozdział o kwiatach, przypomniałem sobie, że żółte kosaćce, które, niby
wieniec otaczały w moim śnie zalew, stanowiły pierwowzór lilii, które znajdowały się
niegdyś w herbie Francji. Lilie też wróżyły dobrze, szczególnie w wieńcach:  Wieńce
z lilii pozwalają żywić dobrą nadzieję o swych sprawach.
I chociaż jestem racjonalistą i nie wierzę we wróżby, pokrzepiła mnie ta moja
zabawa z sennikiem i z zapałem zacząłem przygotowywać się do wyjazdu.
W czasie golenia zdałem sobie sprawę, że nie znalazłem w senniku, tak
bogatym w tłumaczenia snów o zębach, ich wyrywaniu i odrastaniu, nic na temat ich
wstawiania. Powodem był pewnie niski poziom stomatologii w owych latach, która
ograniczała się prawie wyłącznie do usuwania zepsutych zębów.
- W ten sposób zostałeś zmuszony być onejrokrytą Pawle - westchnąłem, goląc
podbródek i połykając gorzką pianę.
 Ale ten sen łatwo wytłumaczyć - myślałem manewrując maszynką między
nosem a ustami.  Skoro ten o utracie zęba zwiastował, że obraz el Greca wydostanie
się spod twej opieki, ten musi znaczyć coś przeciwnego! . Zadowolony strzepnąłem
resztkę pianki z maszynki do golenia i powiedziałem do siebie:
- W takim razie czas zacząć działać!
Przywdziałem koszulę i dżinsową kurtkę. Wsiadłem do wehikułu i pojechałem
spotkać się z inspektorem Tomaszewskim.
Tomaszewski przyjął mnie w swoim gabinecie. Poczęstował herbatą i
ciasteczkami, które upiekła jego żona.
- Co słychać, panie Pawle? - zapytał od niechcenia i jakby z delikatną ironią. -
Rozwiązał pan już zagadkę kradzieży el Greca?
- Nie tylko wiem, kto ukradł obraz, ale i gdzie się znajduje.
Policjant o mało co nie udławił się ciasteczkiem. Parsknął okruchami w moją
stronę. Nerwowo popił herbatą i wycharczał:
- Wie pan wszystko i mówi o tym tak spokojnie? - oczy prawie wyszły mu z
orbit i zakaszlał konwulsyjnie.
Klepnąłem go kilka razy w plecy. Inspektor odzyskał normalny oddech.
Usiadłem naprzeciw niego i wpatrywałem się z uwagą w sympatyczną twarz.  Muszę
zaryzykować - pomyślałem.
- No więc... - Tomaszewski sięgnął po notes i długopis. - Kto ukradł el Greca?
- Mam dla pana propozycję, inspektorze - powiedziałem spokojnie.
Przez twarz policjanta przebiegł cień podejrzliwości.
- Szantażuje mnie pan? - rzekł chłodnym tonem. - Chce pan pieniędzy? -
zamyślił się na chwilę, a potem rzekł gorzko: - Zawiodłem się na panu, panie Pawle...
- Spokojnie, spokojnie - zarzuciłem pozę wszystkowiedzącego detektywa. -
Nic od pana nie chcę. Mam tylko prośbę.
Tomaszewski spojrzał na mnie trochę życzliwszym okiem, ale nie odezwał się.
- Wydaje mi się - ciągnąłem dalej - że przejrzałem motywację osoby, która
ukradła el Greca. Ta osoba nie zrobiła tego dla zysku. Gdybym z nią porozmawiał,
sądzę, że oddałaby obraz...
- A jeśli się pan myli? - skontrował inspektor.
- Zabezpieczyłem się. Podłączyłem do obrazu nadajnik GPS. Gdyby osoba, o
której mówię, nie zgodziła się oddać obrazu po dobroci, dopadłby ją pan bez
problemu. Poza tym jeśli pan się zgodzi, żebym spróbował przekonać tę osobę,
powiem panu o jeszcze jednej kradzieży, która zostanie dokonana w Siedlcach,
prawdopodobnie dzisiaj wieczorem.
- Pan jest niesamowity, panie Pawle! - wykrzyknął inspektor, ale był w tym
okrzyku wyrzut. - Nie dość, że miał pan obraz w rękach i nie oddał go właścicielom,
ryzykując, że dzieło przepadnie, to jeszcze mówi mi pan o jakiejś nowej kradzieży. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl