[ Pobierz całość w formacie PDF ]

między głupcami  odparł filozof.
 Przepraszam, ale nie słyszałem  lekko wzruszył ramionami poeta  zresztą rzecz nie w
tym, ale w tym, że niejeden utracił rozum, gdy prędko chciał zostać mądrym  powiedział
cicho.
Tamten przyglądał się mu przez chwilę z uwagą, zaczerwienił się i szybko wyszedł z
palarni.
Nataniel posłał za nim pełen pobłażania uśmiech.
Po południu, gdy w swej komnacie wieżowej mistrz wypoczywał na wygodnym szelągu,
a ja, spacerując wokół stołu, tłumaczyłem się, dlaczego zaniedbuję sprawy świątobliwych
opatów, ktoś zapukał delikatnie do drzwi.
 Proszę!  zawołał gospodarz i na progu stanął komisarz Kolec. Najpierw rozejrzał się
po komnacie, a następnie przyjrzał się, jakby z troską, naszym twarzom.
W odpowiedzi na zapraszający gest mistrza skłonił się lekko i usadowił na fotelu pod
oknem.
 Bardzo mnie to cieszy, że spotykam panów obydwu  powiedział z nieukrywanym
zadowoleniem.  Czy mogliby mi panowie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego to dziś rano
opuściliście pałac, łamiąc surowy, choć, przyznam, niewygodny dla jego mieszkańców
zakaz?
Mistrz przeciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ ledwo dostrzegalnie na szezlÄ…gu:
 Zauważyliśmy, że malarz Borówko, zachowując się nader podejrzanie, wybiega z
pałacu. Pośpieszyliśmy więc za nim, w celach jak najbardziej śledczych. Ba, planowaliśmy
nawet ujęcie go! Niestety, na próżno biegaliśmy po całym parku... Oranżerią, równie
bezskutecznie, zajęli się już panowie.
 Tak  skinął głową oficer.  Najpierw jednak obserwowaliśmy bieganinę panów.
Natomiast mistrza Borówko nie widzieliśmy ani wcześniej, ani pózniej.
Dostrzegłem, jak Nataniel żachnął się na użyty przez Kolca w stosunku do malarza tytuł:
 mistrz . Tak, w Nieborowie tylko jeden mógł być mistrz i on to siedział teraz naprzeciw
policjanta!
 Czyżby nie ufał pan mym słowom?  o ton podniósł głos Nataniel.
 O, ja nikomu nie ufam. Taki już mam zawód  westchnął ze smutkiem oficer i wstał z
fotela. Już przy drzwiach odwrócił się jeszcze i dodał:
 A co do oranżerii, to pracujący w niej ogrodnik również nie widział malarza...
 Borówko mógł przemknąć się pod ścianą  mruknąłem ze złością.
Policjant opuścił komnatę machnąwszy ręką.
Nataniel ze smutkiem pokiwał głową:
 Przysłowie powiada:  Wołu strzeż się z przodu, konia z tyłu, a człowieka ze wszystkich
stron...
 Ten Kolec jeszcze gotów nas aresztować!  nie mogłem ochłonąć.
 Za takie głupstwo?  skrzywił się mistrz.  Ale przysłowie mówi:  Powiesić się 
wstyd; utopić się  zimno; zastrzelić się  boli; więc trzeba cierpieć z Bożej woli!
 Och  jęknąłem, łapiąc się za głowę.
 Aż tak przeraża, cię areszt?  zdziwił się Nataniel.
 Nie. Twoje przysłowia!
 Cóż więc zamierzasz, Tomaszu?  zatroszczył się Nataniel zupełnie serio.
 Mistrzu! Idzmy wreszcie uspokoić nasze nerwy pięknem Anny Orzelskiej!
 Jutro, kochany, jutro. Ale już dzisiaj myśl o mym cadillacu, jak obiecałeś...
Co było robić na takie dictum? Zatroszczyć się o cenne auto!
Gdy tylko zapadł zmrok, stanąłem w mym pokoju przy kontakcie i mrugając światłem
wysłałem ku zaroślom sygnał SOS. I zaraz odpowiedziała mi latarka, że przyjęto sygnał.
Mając za nic wszystkie zakazy wyszedłem z pałacu.
Urwisy już czekały w gąszczu:
 Co się stało, druhu?!
 Najpierw dajcie mi uspokajającej herbaty ziołowej  jęknąłem.
 Już się robi! Prosimy do naszego kącika!  zawołał Piotr.
Pociągając gorące, wonne łyki z plastikowego Kubka opowiedziałem im pokrótce
przeżycia dnia dzisiejszego, kończąc relację żarliwym apelem o czuwanie nad pojazdem
mistrza.
 Jasne!  odpowiedział mi tak radosny i ochoczy trójgłos, że aż mnie to zdziwiło.  Już
my się nim zajmiemy! Spokojna głowa, druhu!
Niestety, moja głowa nie była spokojna, gdy po powrocie do pokoju przykładałem ją do
poduszki. Ale przynajmniej o cadillaca nie musiałem się już martwić!
ROZDZIAA JEDENASTY
ZAMACH NA CADILLACA " ANNA ORZELSKA " KTO UDAJE DUCHA "
KLSKA URWISÓW " DZIEJE RADZIWIAAÓW " PLAN FILOZOFA "
RYCERZ JDRZEJ BALDARICH-BAADRZYCH I OPAT WILLERM "
KOMU PRZESZKADZAM
Ledwo wraz z panem Józefem odbyliśmy celebrację śniadania i zdążyłem się umyć i
ubrać, gdy do pokoju wpadł mistrz Nataniel. Chyba po raz pierwszy w życiu nie zapukał
przedtem do drzwi...
Siwy włos mierzwił się na jego dostojnej głowie, a w oczach tlił się obłęd. Poły
rozpiętego futra powiewały za nim jak żałobne chorągwie.
 Ukradli portret Anny!  krzyknÄ…Å‚em.
 Gorzej! Ktoś w nocy spuścił powietrze z wszystkich kół cadillaca! A ty, Tomaszu,
obiecałeś  jęknął osuwając się na fotel  że bierzesz jego ochronę na siebie! A co będzie,
jeśli przebili?!
 Co?
 Opony!
Sapał przez chwilę, po czym poderwał się na równe nogi:
 Idziemy!
Zerwał moją kurtkę z wieszaka i rzucił mi na ramiona.
 Dokąd?  zapytałem, ale już w połowie drogi ku drzwiom.
 Na miejsce zbrodni!  zawołał mistrz z korytarza.
Zpiesznie dreptałem za nim.  Ech, Urwisy!  myślałem w biegu.   I tak to otoczyliście
opieką własność zasłużonego poety?  obiecałem sobie, że dam im solidny wycisk.
 Patrz, Tomaszu!  jęknął mistrz, gdy dobiegliśmy do parkingu.  Oto, jak miernoty
mszczą się na biednym poecie! Widomy to znak, że naprawdę zło zagniezdziło się w
Nieborowie!...
Rzeczywiście. Pośród prężących dumnie swoje opony naszych aut jedynie cadillac
smętnie opadł na rozpłaszczone gumy...
Nataniel jęknął raz jeszcze i otworzył bagażnik:
 Powiedziałeś, drogi mój, że bierzesz ten wóz  na siebie . Może więc wezmiesz
łaskawie tę pompkę  tu rzucił ją na śnieg  i...
 I?  wtrąciłem cicho.
 ...i uzupełnisz brak powietrza w tych nieszczęsnych dętkach, spowodowany twoim
niedbalstwem...
Jąłem więc uzupełniać.
W miarę jak opony nabierały, jedna po drugiej pełnych kształtów, nastrój mistrza
wyraznie się poprawiał. Sięgnął do cygarniczki i wydobył z niej wonne cigarillo, które zapalił
z widoczną przyjemnością, zapewne przez roztargnienie zapominając mnie poczęstować.
 Tak, choć odrobina talentu pośród beztalenci ma swoje złe strony!  z troską popatrzył
na swój wóz.
 Bycie maluczkim również  odpowiedziałem ocierając pot z czoła i masując zdrętwiałą
od pompowania stopę. Starałem się nie widzieć mieszkańców pałacu gapiących się na nas z
okien.
 Sądzę  radośnie obwieścił mistrz chowając pompkę do bagażnika  że nadszedł czas,
byśmy odwiedzili piękną Annę...
Z szerokiej i długiej do ziemi błękitnej sukni wyłaniały się nagie do łokci krągłe i drobne
ręce, białe ramiona i zarys piersi. Delikatna szyja unosiła dumnie główkę o twarzyczce
niezwykłej urody. Lekko zmrużone oczy patrzyły filuternie, a na pąsowych wargach igrał
zalotny uśmiech.
 I pomyśleć, że to zaledwie jedna ze stu córek Augusta II Sasa, zwanego Mocnym... 
westchnął z zachwytem mistrz  za to córka najukochańsza! To dla niej król wybudował w
Warszawie monarszy wprost pałac zwany Błękitnym, jako że Anna uwielbiała ten kolor.
 Tak  dodałem nawet liberie służby, uprzęże i karoce miały tę barwę. Podziwiajmy
zatem  piękną Anetkę w błękicie, tak cudnie oddanym pędzlem de Silvestre, nadwornego
malarza Ludwika XV, a potem królów polskich. Dziwi mnie tylko zawsze, jak piękna córka
mało podobna jest do swego, łamiącego w dłoniach podkowy, ojca czy choćby brata.
Wystarczy spojrzeć na jego portret, który, choć pędzla de la Toura, raczej wątpliwie zdobi
prawą ścianę gabinetu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl