[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łóżku Shahid ujrzał, jak poza szeregiem drgających purpurowych piramid jego duchowy brat
zeskrobuje zwymiotowaną treść ze ścian, klepek podłogi i kilku książek Penguin Classics za
pomocą myjki, którą kupiła mu jego matka. Potem Riaz wypłukał myjkę, położył ją na brzegu
umywalki, troskliwie sprawdził, czy jego sąsiad wciąż oddycha i wyszedł na palcach.
Teraz Shahid z całych sił pragnął zasnąć. Potrzebował snu i chciał śnić o Deedee, o
tym, co miała na sobie, co powiedziała, co mogliby razem robić, dokąd mogliby pójść. Co
więcej, marzył o tym, żeby się z nią znów spotkać, może nawet dzisiejszego wieczoru; tak
szybko, jak tylko tego by chciała, tak szybko, jak tylko zdołałby do niej dotrzeć. Tak bardzo
pragnął cofnąć czas i znalezć się znów przy niej! Ta znajomość była także prawdziwym
osiągnięciem, wszyscy kumple pękliby z zazdrości - gdyby tylko ich miał. Albowiem jego
nowi znajomi to absolutnie ostatni ludzie, przed którymi mógłby się szczycić swoją nową
kochankÄ….
Teraz, kiedy się zdrzemnął i odkrył, że potrafi ponownie ożywić halucynacje
poprzedniej nocy - te mieszały się z głosem Chada, dobiegającym z drugiego kąta pokoju.
- Wspaniałe - mruczał. - "Czyste piękno zawarte w moich dłoniach... Jakże wonnym
jest cień tego miecza". - Shahid usiadł i wyciągnął miskę spod łóżka. - "Twoje ciało było
zlane potem, zaś twój zwodniczy język opowiadał baśnie, rozpustnico". - Usłyszawszy
stłumiony jęk, Chad odwrócił się do Shahida.
- Przepraszam, to nie do ciebie. Wiesz, Shahid, bracie, jest jeszcze coÅ›, o co Riaz
chciał cię poprosić, ale czuł się zbyt skrępowany.
- Co takiego?
- Chciałby, żebyś mu pomógł znalezć wydawcę.
Shahid zwymiotował do miski i wytarł usta o skraj kołdry, zanim oświadczył:
- Wiesz, dziś w nocy byłem naprawdę chory. Ale Riaz przyszedł do mnie do pokoju...
- On intuicyjnie...
- I uratował mi życie.
Chad chrzÄ…knÄ…Å‚ z zadowoleniem.
- W takim razie jesteś jego dłużnikiem.
- Tak. I zrobię wszystko, co będę mógł, żeby mu się odwdzięczyć.
- Pomożesz mu wydać tę książkę?
- Jasne.
- Dziękuję ci w jego imieniu.
Przez resztę dnia Shahid nie mógł już zasnąć, miotając się w szponach lęku i pławiąc
w uczuciu szczęścia, zupełnie jakby zanurzał się na przemian w gorącej i lodowato zimnej
wodzie. Ale przynajmniej leżał w łóżku. W domu rzadko miał okazję tak leniuchować.
Ojciec, który wyszedł do pracy już kilka godzin wcześniej, wysyłał wujka Tipoo, który
zajmował się praniem sprzątaniem, a także ogrodem, żeby go zbudził. Ale Tipoo był zbyt
nerwowy, żeby stawić czoło Shahidowi, dlatego najpierw odkurzał przyległy korytarz, potem
sprzątał pod jego łóżkiem, aż wreszcie udawało mu się zassać jakieś leżące tam papiery -
wtedy uciekał.
Kiedy Shahid nie pracował ze swoimi rodzicami, widywał się z nimi bardzo rzadko.
Kilka wieczorów w tygodniu poświęcali zwykle na kolacje z klientami, poza tym chodzili na
przyjęcia, od czasu do czasu ojciec zapraszał do siebie znajomych albo zwyczajnie oboje
pracowali do pózna. Natomiast rozpoznawał ich bezbłędnie po hałasach dobiegających z
łazienki. Leżąc w łóżku, słyszał, jak ojciec zużywa hektolitry wody, do czego? - Shahid nie
wiedział, ale woda lała się nieprzerwanym strumieniem. Matka niezmiennie upuszczała jakieś
przedmioty, kredki do oczu i kolczyki wpadały jej do umywalki; pstrykała zapięciami
rozmaitych kosmetyczek i stukała obcasami po posadzce. Potem dobiegał go chrzęst
zamykanych drzwi wejściowych i pomruk włączonego silnika. Shahid wstawał, żeby
przypomnieć sobie, który z krewnych bawi właśnie w ich domu; jeśli była to Zulma,
możliwie największą część dnia starał się spędzić w swoim pokoju albo przynajmniej
schodził jej z drogi.
Te dni duszącej, rozlazłej bezużyteczności już nigdy nie powrócą; postanowił znalezć
sobie zajęcie.
Wczesnym wieczorem zdołał zwlec się z łóżka i zasiąść przy edytorze tekstów.
Otworzył rękopis Riaza. Jego palce zwinnie biegały po znajomych klawiszach. Zaczął
przepisywanie, ale nawet wpatrując się w ekran, nie mógł się wyzwolić ze stanu z pogranicza
jawy i snu.
Kiedy miał piętnaście lat, jego ojciec, ulegając namowom Chilego, zwerbował go do
pracy w biurze. Obowiązki Shahida nie należały do skomplikowanych, wystarczyło, że
udawał zapracowanego. Na szczęście w kantorku na tyłach stały dwie niepotrzebne maszyny
do pisania, był tam także odpowiedni podręcznik z którego Shahid zaczął się uczyć. Uwielbiał
przysadzistą szarą maszynę z dwiema taśmami, czarną i czerwoną, lubił dzwięk klawiszy
zasypujÄ…cych stronÄ™ znakami niczym krople deszczu na cienkim blaszanym dachu i dzwonek
obwieszczający koniec linijki, który przypominał, że ramię maszyny należy popchnąć teraz na
początek. Doskonalił swoje umiejętności, przepisując ustępy z książek ulubionych autorów:
Chandlera, Dostojewskiego, Huntera S. Thompsona. Kiedy go to znużyło, zaczął zmieniać ich
słowa, a bohaterom wymyślał nowe scenariusze. Potem sam zaczął pisać opowiadania na
sygnowanym ojcowskim papierze listowym.
Jego pisarskie pierwociny ujrzały światło dzienne od razu w dwóch egzemplarzach -
przez maszynę przepuścił dwa arkusze papieru z cienką kalką maszynową w środku, który to
wysiłek zaowocował dwoma identycznie zaplamionymi opowiadaniami pod tytułem:
Pakistański przybłędo, spierdalaj do domu. Bohaterami utworu była szóstka chłopaków,
zajmująca ostatni rząd ławek w klasie Shahida; ci właśnie chłopcy pewnego dnia, kiedy
zrozpaczona nauczycielka wybiegła z sali lekcyjnej, wyskandowali pod jego adresem:
"Pakistaniec - smoluch, jazda stąd, jazda!" Całą scenę wybębnił na maszynie, przeżywając
wszystko na nowo. Jego bezsilny gniew i strach znalazły ujście w chropawej, bluzgającej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl