[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przywożą ich tylko na kilka godzin.
Dzwięk, który wydawał toczący się wózek, zaczął zamierać w oddali.
- Musimy się pospieszyć - powiedziała Mirit. - Zaczną szukać tamtego Araba.
- Jeśli wyślą za nami dwóch facetów, nie mamy szans. Głosuję za tym, żebyśmy przebiegli ten korytarz.
Mirit wyprostowała się i wzięła głęboki oddech.
- Jestem gotowa.
- Zaczekaj! - powstrzymał ją Anderson. - Pralnia! Moglibyśmy wziąć stamtąd ubrania chirurgiczne, wtedy o
wiele łatwiej przeszlibyśmy korytarz.
Wrócili do drzwi pralni i weszli do środka.
- Zieleń czy biel? - zapytała Mirit.
- Tamci, których widziałem, byli ubrani na zielono.
Mirit kończyła właśnie chować włosy pod chirurgicznym czepkiem, gdy w oddali rozległy się podniesione
głosy. Anderson zdjął dłoń z klamki.
- Za pózno - powiedział. - Już nadchodzą.
Oboje zaczęli rozglądać się gorączkowo za czymś, co mogłoby posłużyć im za broń, ale nadaremnie.
Anderson rozważał możliwość ukrycia się w jednym z koszy na pranie, gdy nagle jego wzrok padł na
wystający ze ściany otwór zsypu do bielizny. Przyjrzał się kątowi nachylenia rynny i powiedział:
- Powinno się nam udać.
Mirit zajrzała do wnętrza zsypu i spojrzała w górę, przyznając, że w środku jest wystarczająco dużo miejsca.
- Tylko dokąd to prowadzi? - zapytała.
Głosy na korytarzu zbliżały się. Towarzyszyło im trzaskanie drzwiami. Nagły krzyk świadczył o tym, że
mężczyzna, którego unieszkodliwili został odnaleziony. Nieważne, dokąd prowadzi zsyp.
- Wchodz pierwsza - szepnął Anderson.
Mirit wdrapała się przez otwór wylotowy do wnętrza zsypu i zaczęła pełznąć w górę ustawionej pod kątem
czterdziestu pięciu stopni pochylni.
Anderson zaczekał, aż Mirit pokona pierwsze dziesięć stóp tunelu i podszedł do wyłącznika światła. Zanim
go przekręcił, zapamiętał drogę powrotną do wylotu zsypu.
Wspinanie się w ciemności z pomocą jednej tylko ręki nie było dla niego łatwe. Ledwo znalazł się we
wnętrzu zsypu, gdy zjechał w dół i wpadł do kosza z praniem. Nic mu się nie stało, ale głosy dochodzące z
korytarza kazały mu się pospieszyć, Zdążył w samą porę. Kiedy tylko znalazł się we wnętrzu tunelu, usłyszał
skrzyp otwierających się drzwi pralni. Mirit też go usłyszała.
Oboje zamarli jak groteskowe posągi.
W pralni rozbłysło światło. Anderson widział w dole oświetlony kwadrat podłogi. Do jego uszu dotarły
podniecone, wściekłe głosy. Ludzie na dole chyba się kłócili.
W pewnym momencie poczuł, że jego zielony, chirurgiczny czepek zsuwa mu się z głowy na kark. Zaraz
spadnie mi z głowy i zsunie się na dół! - pomyślał przerażony Anderson, nie mogąc temu zapobiec.
Oderwanie ręki od ściany zsypu groziło zjechaniem do pralni.
Zaczął rozpaczliwie poruszać ramionami i przechylać głowę w nadziei, że zdoła jakoś przytrzymać nakrycie
głowy, ale tylko pogorszył sprawę. Miękka czapeczka stoczyła się po jego karku i plecach, po czym
bezszelestnie zsunęła się tunelem w dół i wylądowała na podłodze pralni.
Anderson nie mógł oderwać od niej oczu. Była jego wyrokiem śmierci. Na dole wciąż trwała sprzeczka, ale
na oświetlonym kwadracie podłogi pojawiła się czyjaś stopa. Po chwili Anderson zobaczył przez otwór zsypu
ramię i wreszcie rękę mężczyzny schylającego się, by podnieść czepek. O Chryste! - pomyślał. To już koniec!
Ale człowiek w pralni, pochłonięty forsowaniem swoich argumentów, leżący na podłodze czepek uznał za
rzecz najzupełniej naturalną. Niemal bezwiednie przesunął wiklinowy kosz z praniem bliżej wylotu zsypu, po
czym wykrzykując coś, opuścił wraz ze swymi towarzyszami pomieszczenie pralni, zamykając drzwi. W
tunelu zapadła ciemność.
Anderson wzniósł ku niebiosom cichą modlitwę dziękczynną, a potem spojrzał w górę, w zalegającą nad nim
czerń.
- W porządku - powiedział. - Idziemy dalej.
Posuwali się w górę cal po calu, czując drżenie swych napiętych mięśni udowych, zmuszonych do ciągłego
wysiłku.
Oddychali ciężko, z coraz większym trudem. Ich płuca potrzebowały tlenu, którego niewiele było w
dusznym, stojącym powietrzu.
Anderson stwierdził nagle, że może już dostrzec sylwetkę Mirit rysującą się w górze ponad nim. Dochodzili
do szczytu zsypu i w środku robiło się coraz jaśniej. Mirit zatrzymała się i obejrzała na Andersona. %7ładne z
nich nie odezwało się, ale oboje wiedzieli, że będą musieli odpocząć przed końcem wspinaczki.
Anderson pochylił głowę i patrzył w czeluść pod sobą, czekając, aż jego puls nieco zwolni, a oddech się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl