[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieprzyjemnych powodów, o wszystkich innych kobietach zapomniał komplet-
nie. Niedobrze, że będzie dla niej ustawiał na półkach puszki z tuńczykiem. Zde-
cydowanie niedobrze.
- Bardzo ładnie - powiedziała, zaglądając do magazynu jakiś czas pózniej.
- Bardzo Å‚adnie? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? HarujÄ™ tu od godziny,
odhaczając, co przywiezli, a potem ustawiam to na półkach. I robię to według
własnej listy, nie tej twojej. - Na dowód podsunął jej pod nos kartkę zapisaną
nieczytelnymi bazgrołami.
- Naiwny, myśli, że jego lista jest lepsza od mojej -prychnęła rozbawiona. -
Potrafisz przeczytać, co napisałeś?
- Mam bardzo czytelne pismo. Wyrwała mu kartkę z ręki.
- WyglÄ…da jak doktorska bazgranina. Co tu jest napisane?
Spojrzał na kartkę.
- Postawić... hm... - Zciągnął brwi. - Postawić majonez na górnej półce.
- Nie zamawiałam majonezu. Sama go robię. Zdecydowanie zdrowszy od
sklepowego. - Uśmiechnęła się. - A na górnej półce widzę tylko ryż, który powi-
nien stać na dole, bo jest ciężki.
- Ryż, oliwa, majonez. - Wzruszył ramionami. - To bardzo dobra lista. Rozej-
rzyj się. - Odsunął się, żeby jej nie zasłaniać.
R
L
T
Faktycznie, wszystko pięknie poustawiane. Jak w prawdziwym sklepie. Duże
puszki, duże słoje, duże kartony. Zauważyła, że wszystkie są ustawione etykietą
do przodu. Stały tak równo, że Mark chyba posłużył się linijką. Tylko kilka rze-
czy wymagało zmiany miejsca.
- Cierpisz na zachowania kompulsywne? - zapytała, dotykając słoja z korni-
szonami.
- Nie ja tu jestem kompulsywny, ale wiem, że gdybym nie poustawiał tego
równo, pewna kompulsywna osoba kazałaby mi to poprawiać. - Pochylił się,
przykładając rękę do krzyża i krzywiąc się boleśnie. - Jestem wykończony. I
głodny.
Roześmiała się.
- Poczucie władzy jest bardzo przyjemne.
W odpowiedzi przekręcił słój z ogórkami tak, że etykieta przestała być wi-
doczna.
- Przeciwstawianie się jej też.
- Lubisz się przeciwstawiać.
- Przede wszystkim wtedy, kiedy widzę, że system wymaga korekty.
- Uważasz, że dobrze mi zrobi, gdy ktoś mi się przeciwstawi?
- Uważam, że to ty uważasz, że wszystkich należy zmieniać. Ja tylko naśla-
dujÄ™ mistrza.
Zdawała sobie sprawę, że on ma rację. Ale na swoją obronę miała to, że mu-
siała taka się stać, by wytrzymać z Bradem. Kochanie niewłaściwego człowieka
jest bardzo wyczerpujące, a gdyby się zrelaksowała, gdyby się nie stawiała... nie
R
L
T
wyzwoliłaby się od niego taka silna. Musiała być silna dla Sarah, by nie dołączyć
do rzeszy ofiar, które przestały wiedzieć, kim są.
- W pewnych sytuacjach człowiek jest zmuszony walczyć - powiedziała. -
Wtedy to ma sens.
- Angela, czy nie byłoby lepiej znalezć się tam, gdzie nie trzeba walczyć? -
Spoważniał.
- A ty tam jesteÅ›?
Nie. Miał to wypisane na twarzy, gdy nie udawał, że jest sympatyczny.
- Jestem w magazynie z piękną kobietą, która szczyci się tym, że nie trafia w
sedno sprawy.
- Ty możesz się bawić w mojego psychoanalityka, a ja nie mam do tego pra-
wa? - Dotknęła czegoś, o czym inni być może wiedzieli, ale jej o tym nie powie-
dział. Mimo to bała się tej wiedzy, bo mogłaby przenieść ich znajomość na inną
płaszczyznę, a tego sobie nie życzyła.
- Coś w tym stylu. Gdybyś teraz na mnie popatrzyła, zobaczyłabyś, że znowu
jestem skrzywiony. Ale to dlatego, że już jestem po pracy, a jak jestem po pracy,
to jestem niezadowolony.
Dzięki Bogu zmienił temat. Teraz są znowu na poprzedniej płaszczyznie, na
której mogą się droczyć, nie wyrządzając sobie krzywdy.
- Masz spore doświadczenie na tym polu - zauważyła.
- Angela! - wołał Ed Lester z korytarza. Zajrzał do magazynu. - Przywiozłem
laptopy, dar od Edith Weston.
- Wstaw je do głównego magazynu - rzuciła, po czym odwróciła słój z korni-
szonami.
R
L
T
W tej samej chwili Ed zatrzasnął drzwi, automatycznie gasząc światło w ma-
gazynie.
- Zaplanowałaś to? Zapłaciłaś mu, żeby nas tu zamknął?
- Jasne. - Po omacku szukała na ścianie włącznika. - To był ten prawdziwy
motyw, żeby zostać sam na sam z tobą w ciemnościach.
- Nie raz tak się zdarzyło - odparł rozbawiony. Nie szukaj kontaktu, bo jest
na zewnÄ…trz.
Westchnęła głośno, kierując się do drzwi i omijając;; kartony ustawione pod
ścianą. Kierowała się wyłącznie smugą światła wpadającego przez szparę pod
drzwiami.
- W tej chwili marzę o linguini, krabie i sosie alf-redo. Do tego sałata roma-
ine. %7ładne tam krakersy. -Dotarła do drzwi, nacisnęła klamkę i...
- Niech zgadnę. Zamknięte.
Podszedł bliżej, jakby to mogło cokolwiek zmienić.
- Zamknięte od zewnątrz - denerwowała się Angela. - Jak kontakt. Jak można
tak zorganizować magazyn żywności? To jest nowa instalacja. Ktoś powinien... -
Szarpnęła klamkę.
Położył jej rękę na ramieniu.
- Boisz się ciemności?
- Nie.
- Masz klaustrofobiÄ™?
- Nie!
R
L
T
- To się uspokój. Wezwę kogoś, żeby nas uwolnił. - Wyjął komórkę. - Nie
ma zasięgu...
Tego było już za wiele. Nie, nie wpadła w panikę, po prostu nie miała czasu
na takie rzeczy. Poza tym, gdyby im przyszło spędzić tam całą noc, nikt by nie
zauważył ich nieobecności. Nawet Dinah. Siostra snułaby domysły... Na myśl o
nich Angela zaczęła tłuc pięściami w drzwi.
- Pomocy! Niech nas ktoś uwolni! Jesteśmy w magazynku. Wypuście nas!
Pół godziny pózniej mimo jej obolałych pięści i zdartego gardła w dalszym
ciągu siedzieli w pułapce.
- Masz jakiś pomysł? - zapytała, osuwając się obok Marka na podłogę.
- Trzeba czekać.
- Też mi rada!
- Jak mi dasz jakieś narzędzia, to mogę spróbować zdjąć drzwi z zawiasów.
Chyba że zawiasy też są na zewnątrz.
- To jest jakieś rozwiązanie. Ale nie ma narzędzi. Parsknęła gniewnie. - Po
szóstej, już wszyscy wyszli.
- Na pewno ktoÅ› sobie o tobie przypomni, jak nie przyjedziesz po Sarah. I
zaczną cię szukać. Na razie nie pozostaje nam nic innego, jak się zrelaksować.
Odpocząć, może zdrzemnąć. Podejrzewam, że ty nigdy nie ucinasz sobie drzem-
ki.
- Nie chcę ucinać sobie drzemki!
- Rób, jak chcesz. Ale tu jest za mało miejsca, żebyś mogła chodzić jak ty-
grys w klatce. Jak nie masz jakiegoś magicznego pomysłu na kolację, jesteś ska-
zana na bezczynność.
R
L
T
Sięgnęła na półkę po paczkę precelków i nią w niego cisnęła.
- Kolacja podana - mruknęła. - Smacznego.
Gdyby nie to, że podłoga była twarda, a towarzyszka nietowarzyska, sytuacja
nie byłaby taka zła, ale bolał go krzyż od dzwigania ciężarów, a zimny beton pod
siedzeniem dodatkowo pogarszał mu nastrój. Na dokładkę Angela od godziny
siedziała w odległym kącie i tylko od czasu do czasu ciężko wzdychała.
Było jeszcze coś... Od tygodnia nie miał kontaktu z pacjentami i czuł, że mu
tego brakuje. Owszem, zamierzał rozstać się z leczeniem, więc tęsknota za od-
działem zaskoczyła go tym bardziej.
- Kiedy? - zapytał.
- Co kiedy?
- Kiedy Dinah albo Eric zaczną się niepokoić? Koło siódmej.
- To już niedługo. Jest trochę po siódmej, więc na pewno wkrótce zaczną cię
poszukiwać.
- Rano. O siódmej rano.
- %7Å‚artujesz.
- Chciałabym, ale to prawda. - Nie miała najmniej szych wątpliwości, jak Di-
nah zinterpretuje ich nieobecność. - Sarah u nich nocuje, więc...
- Więc jeśli nie uwolni nas jakaś biała dama nawiedzająca ten przybytek,
przesiedzimy tu całą noc.
- CalutkÄ….
R
L
T
- Mogło być gorzej.
- Jak to?
- Moglibyśmy uwięznąć w jaskini albo gdzieś w śniegu. Spędziłem kilka ta-
kich koszmarnych nocy ni bardzo świeżym powietrzu. W niewyobrażalnych wa-
runkach. Tutaj mamy precle. - Zaszeleścił opakowaniem. - Jak znajdę wodę, bę-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]