[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mogła do woli patrzeć, jak pokonuje długość za długością. Był taki solidny. Mogła
na nim polegać. Nawet jeżeli początkowo go nie doceniała, teraz już wiedziała, jak
bardzo myśli o niej i o dziecku. Tak mocno go zraniono. Oddałaby wszystko, żeby
S
R
oszczędzić mu tego w przyszłości. Nogi same ją zaniosły do ukochanego, do tego,
którego pożądała. Była idiotką, wierząc, że może stłumić to uczucie. Bosa stanęła
przy basenie. Beton był już nagrzany od porannego słońca, pod stopami czuła przy-
jemne ciepło. Blake musiał ją zauważyć, bo nagle zatrzymał się. Krople wody ście-
kały mu wzdłuż opalonej twarzy. Ich oczy spotkały się. Dobrnął do brzegu, przy-
trzymał się podłoża i jednym płynnym ruchem wydobył się na brzeg.
Nie powiedziała nic. On też milczał. Zamiast tego mówiły ich oczy. Nie było
już porannych mdłości, zmęczenia, był tylko wewnętrzny blask daru, który chciała
mu ofiarować. Nie była pewna, czy Blake zdaje sobie sprawę, co otrzymuje, ale
chyba tak, bo wyraz jego twarzy był pełen czułości. Stanęła na palcach i na szyi
wycisnęła mu mały pocałunek. Może jej miłość wystarczy dla nich obojga. Oplotła
go ramionami, całowali się. Woda spływająca z Blake'a zmoczyła jej nocną koszul-
kę. Jednym ruchem zsunął tasiemki z ramion Cally i tkanina opadła na ziemię. Sa-
mi nie wiedzieli, w jaki sposób znalezli się na ziemi, ciepli i nadzy w świetle słoń-
ca. Potężne ciało Blake'a było jak zawsze cudownym wyzwaniem, które uwielbiała.
Lekko się wygięła, ułatwiając mu wejście.
Wczesnoporanne niebo miało głęboki odcień błękitu, ale nawet ten świetlisty
kolor był niczym w porównaniu z żywą, szmaragdową głębią jego oczu. Kołysali
się powoli, ocierali w sposób, który z piersi ich obojga wyrywał westchnienia i jęki.
Cally pieściła go, gładziła, drażniła, dotykała ustami miejsca przy miejscu. Kochała
go za pomocą ust, palców, nóg owiniętych wokół jego bioder. Drżała na całym cie-
le i czuła, jak Blake, zanurzony w niej, także drży. Z ust wyrywały się okrzyki tłu-
mione przez pocałunki.
Kiedy wszystko się uspokoiło, zapadła cisza, ukojenie. Cally nigdy przedtem
nie czuła się tak wspaniale.
Blake ostrożnie wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka.
- Blake... - szepnęła sennie.
Chciała mu podziękować, powiedzieć wszystko - wypowiedzieć te dwa sło-
S
R
wa, niezależnie od ryzyka.
- Ciii... - Ucałował jej powieki. - Teraz śpij. Porozmawiamy pózniej.
Posłuchała i zapadła w sen - sen przynoszący prawdziwy odpoczynek, które-
go nie zaznała od tygodni.
W ciągu dnia zadzwonił telefon.
- Przepraszam cię, Cally, ale muszę jechać do Stanów.
- Teraz?
- Natychmiast. Wrócę najdalej za tydzień.
- Och... Dobrze. - Czy słychać, że jest zdruzgotana?
- ZadzwoniÄ™.
- Pa.
Jeszcze przez chwilę trzymała słuchawkę, mimo że Blake już się rozłączył.
Była taka rozczarowana. Właśnie kiedy zaczęło się układać - kiedy otwierali się
przed sobą - musiał wyjechać. Znów była sama.
Tego poranka kochała się z nim, dała mu wszystko. Przyjął i oddał jej to sa-
mo. Była tego pewna. Nie chodziło im tylko o seks. Każdy moment był cudowny,
doświadczenie tego poranka było na zupełnie innym poziomie. Takie pełne.
Zapragnęła powiedzieć mężowi o swoich . uczuciach. Zastanawiała się, do ja-
kiego stopnia zdawał sobie z nich sprawę. Rano nie pozwolił jej wyjawić, co czuje,
pewnie dlatego, że nie byłby w stanie się odwzajemnić. Czy chronił ją przed takim
upokorzeniem? Lubi ją, ale jej nie kocha... w każdym razie nie w ten sposób. A te-
raz wyjechał w interesach. Czy podarował jej odrobinę dystansu, czy też sobie da-
wał nieco oddechu od żony?
S
R
ROZDZIAA TRZYNASTY
Piątego dnia nieobecności Blake'a Cally postanowiła zostać w łóżku. Zaszyła
się pod kołdrą, udając sama przed sobą, że nie boli jej, iż Blake zadzwonił tylko
kilka razy, za każdym razem równie zdawkowo jak zwykle. To bolało. Zwinęła się
w kłębek pełna szarpiącej tęsknoty, zraniona, że nawet nie zapytał, czy chciałaby
mu towarzyszyć.
Naraz zdała sobie sprawę, że ból jest prawdziwy. Intensywne kłucie, które
szybko zmieniło się w przeszywający ból zlokalizowany w podbrzuszu, a następnie
rozlało po całym ciele. Spróbowała się wyprostować, ale nie była w stanie. Spani-
kowała, kiedy między udami poczuła wilgoć. Wiedziała, co się dzieje. Tego bólu
jej ciało nie mogło wytrzymać, głowa też. Po chwili wszystko pochłonęła ciem-
ność.
Blake nie mógł pozbyć się dręczącego uczucia niepokoju. Dzwonił do domu z
taksówki, gdy jechał z lotniska, jednak Cally nie odebrała. Zaniepokoiło go to, zbli-
żało się przecież południe. Nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy żonę, uwijał się z
pracą, żeby tylko wrócić szybciej, niż planował. Bardzo żałował, że nie zabrał Cal-
ly z sobą. Wyjeżdżając, pomyślał, że krótkie rozstanie dobrze mu zrobi. Coraz bar-
dziej uzależniał się od niej i zapragnął spojrzeć na wszystko z dystansu. Jednak nie
ochłódł ani na jotę, tylko cały płonął rozpaczliwą chęcią, żeby zobaczyć ją i znów
chwycić w ramiona. Tamtego ranka nad basenem zabrała go na inną galaktykę i już
wiedział, że chce więcej. Więcej od niej, więcej od nich. Tęsknił za nią rozpacz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl