[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mał w ramionach i spytał, czy nie pragnęłabym być tak noszoną przez całe życie. Głupiec!
Ale ja wskazałam tylko ręką dziewczynę, wiesz, tę, która musiała od nich odejść, i spytałam
dlaczego ma taki ociężały chód. Grabiła właśnie na ściernisku. Wtedy zmieszany, puścił
mnie. Jeszcze chyba na wyścigi będziemy ubiegały się o nasze szczęście.
Pani Berg siedziała na kanapie obok córki, gładząc jej policzek i obrzucając macierzyń-
skim, stroskanym spojrzeniem. Ale wśród pocieszeń wybuchnęła znowu śmiechem; obraz
szewczyka, starającego się o jej córkę, wydał jej się niezwykle komiczny. Ostatecznie, Helga
musiała przyłączyć się do tego śmiechu, i wkrótce siedziały obok siebie zadowolone i wy-
obrażały sobie, co by to było, gdyby jedna dostała Hermansena, a druga szewskiego chłopca.
Pani Berg była przekonana, że te konkury są żartem, i że za tym kryje się ktoś inny. Oby-
dwie zgodziły się kontynuować tę zabawę. Następnego wieczoru, zamierzały urządzić małe
zebranie i zaprosić na nie wszystkich, którzy w lecie brali udział w wycieczce wozem. Go-
spodyni zaproponowaÅ‚a, ażeby zaprosić również Jörgena, przedstawiajÄ…c go jako swego przy-
szÅ‚ego ziÄ™cia. Helga broniÅ‚a siÄ™ trochÄ™ przed wystÄ™powaniem w roli narzeczonej Jörgena, ale
ostatecznie przystała na ten żart.
Matka udała się do kuchni, a Helga, która już odzyskała dobry humor, w przystępie pod-
świadomego pragnienia wyrażenia swej radości w jakiś plastyczny sposób wdrapała się na
poręcz sofy, a stamtąd na szafę, gdzie usiadła, śpiewając i bujając w powietrzu nogami. W tej
pozycji zastał ją pan Purgsenius, kiedy się zjawił, około pierwszej.
38
Należy przyznać zauważył, śmiejąc się że pani obejmuje całą skalę ludzkich uczuć.
Weszła pani domu i pan Purgsenius przeprosił, że nie przyszedł w wizytowym ubraniu. Pani
rozumie, gdy się jest w podróży...
Podczas jedzenia, gość opowiadał nowinki stołeczne. Był dobrze wprowadzony w środo-
wisko teatralne, jak również w towarzystwo, do którego należała pani Berg; okazało się na-
wet, że mieli wielu wspólnych znajomych.
Pani Berg była niezwykle ożywiona. Mieszkała już trzy kwartały na wsi, nie uświadamia-
jąc sobie ani razu, że się nudzi; a jednak przez ten cały czas odczuwała tutaj jakieś braki
teraz dopiero to spostrzegła. Nie wiedząc wcale o tym, codziennie obywała się bez czegoś;
troszkę etykiety, troszkę flirtu, troszkę rycerskości, trochę dyskretnych aluzji, które czynią
rozmowę tak pikantną, jednym słowem bez wszystkiego co jest przyprawą i urokiem istnie-
nia. Tutaj nie było miejsca na te rzeczy; ludzie albo byli niezręcznie nieśmiali, albo przesad-
nie natrętni, rozmowa toczyła się w rytmie drewnianych chodaków, była szczera i prosto z
mostu", zaś miejsce czelności zajmowała rubaszność.
Gospodyni była zachwycona swoim gościem. Był zewnętrzną pobudką dla gwałtownej i
niespodzianej reakcji przeciwko życiu tutaj, które ją dotychczas zadawalało. Wywołał w niej
wspomnienie wszystkich tych godnych pożądania przywilejów stolicy, i w kobiecej wdzięcz-
ności, chętnie wyposażała go samego w te pożądania godne zalety: był rycerski, dowcipny,
dyskretny, dobrze ułożony. Choćby to drobne usprawiedliwienie się z powodu ubioru, czy nie
działało orzezwiająco, niby tchnienie z innego świata!
Pan Purgsenius był zajmującym towarzyszem. Potrafił jakąś znaną osobistość przedstawić
w ten sposób, że widziało się ją przed sobą jak żywą, a jednocześnie jak gdyby w nowym
oświetleniu. Aż do czasu kiedy się człowiek zorientował, że to nowe ujęcie ma zródło w oso-
bie mówiącego, że zostało przez niego dokomponowane. Gra twarzy i głos były widocznie
wyszkolone, w dodatku zdawał się doskonale obeznany z za kulisowymi sprawami teatru.
Okoliczności te, jak również jego aktorski wygląd, kazały pani Berg przypuszczać przez
chwilę, że był aktorem, tylko chciał to ukryć, z takiego lub innego powodu.
Niezrównany był jego opis pokoju gościnnego", który mu przeznaczono w zajezdzie. Po-
kój ten posiadał glinianą podłogę z głębokimi dziurami po szczurach, których ślady widniały
również na stole i ramie okna. Drzwi, pozbawione klamki, zawiązywało się od wewnątrz na
kawałek sznurka, umocowanego na gwozdziu. Na łóżku widnieje dobrze zachowane pla-
styczne odbicie włóczęgi, który tam ostatnio spał. Ale chyba najgorsze z tego wszystkiego to
szczury. Już nawet mysz może mnie zapędzić... w mysią dziurę; ale wobec szczura doznaję
uczucia prawdziwej grozy. Szczęście naprawdę, że rozchodzi się tu tylko o kilkudniowy po-
byt.
Mamy na górze dwa gościnne pokoje; skoro pan chce zrobić z nich użytek, są do pań-
skiego rozporządzenia. Zdaje mi się, że nie ma tam ani szczurów, ani myszy, a my ich nie
używamy. Może więc pan z całym spokojem skorzystać z naszego zaproszenia powiedziała
pani Berg.
Pan Purgsenius bronił się bardzo stanowczo, twierdząc, że i tak już zaciągnął względem
nich dług wdzięczności. I pani Berg poniechała tego tematu, aczkolwiek pragnęła, ażeby
przyjął jej propozycję. Nie wypadało jednak nalegać dłużej.
Ale, odchodząc, odezwał się nagle; Może powinienem jednak na te kilka dni skorzystać z
pani grzeczności. Czułem się tu tak dobrze, że będę się musiał bardzo przezwyciężyć, ażeby
znów zadowolić się zajazdem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]