[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie zwracając uwagi na parsknięcie Beth, mówiła dalej: - Musi to sobie
uporządkować, ułożyć w głowie, musi znalezć nową płaszczyznę obcowania z
tobą, a to dość trudne.
Beth milczała i Cassie uśmiechnęła się do niej.
- Wiem, bo sama przez to przeszłam. Przecież ja też musiałam jakoś się
przyzwyczaić do tego, że przyjaznię się teraz z zupełnie inną osobą. To tylko ty
myślisz, że w gruncie rzeczy zostałaś taka sama.
- 62 -
S
R
- W głębi duszy nic się nie zmieniłam - odparła powoli Beth. Czuła się
całkiem zagubiona w gąszczu nowych problemów, jakie na nią sprowadziła
nieoczekiwana przenikliwość Cassie.
- Zmieniłaś się, i to bardzo. Ludzie to widzą, odnoszą się do ciebie
zupełnie inaczej niż dawniej i ty inaczej im odpowiadasz. To bardzo dobrze, nie
musisz się z niczego wycofywać, ale powinnaś mieć świadomość, że my
wszyscy musimy się przyzwyczaić do czegoś zupełnie nowego. Dominik też.
Moim zdaniem Dominik, nie wiedząc, jak się zachować, postanowił
potraktować cię jak każdą atrakcyjną kobietę, która go pociąga. Zaciekawił go
twój przypadek i postanowił się z nim zmierzyć. Ciekawiło go, jak zareagujesz.
Zepchnął na dalszy plan fakt, że razem pracujecie, i postanowił potraktować cię
jak potencjalną zdobycz. Odrzuciłaś jego zaloty i zraniłaś jego dumę. Udaje, że
nic między wami nie było, bo nie wie, jak się zachować w nie znanej sobie
sytuacji.
Brzmiało to rozsądnie i logicznie, ale niewiele wyjaśniało; brakowało
jeszcze jednego ważnego elementu. Beth zataiła przed przyjaciółką, że Dominik
zarzucił jej brak doświadczenia i niedojrzałość. Ale skoro sądzi, że odrzuciła go
z powodu oziębłości, to chyba nie powinien czuć się urażony?
- Może masz rację - podsumowała, postanowiwszy nie dodawać już
nowych argumentów. - Może to rzeczywiście tak wygląda.
- Ale to nie wszystko. - Cassie mrugnęła okiem i Beth poczuła, że pytanie
nie będzie łatwe. - Dlaczego w takim razie jesteś niezadowolona? Dominik
potraktował cię poważnie, przestał cię napastować, kiedy tego zażądałaś. Co mu
zarzucasz? O co ci właściwie chodzi?
Beth nie wiedziała i nie zamierzała się domyślać. Wstała. Wyszły z
kawiarni nie zauważone, co nie znaczy, że Cassie nie obejrzała sobie dokładnie
Dominika.
- Oczywiście, że tu zostaniemy - sprzeciwiła się, kiedy Beth
zaproponowała, żeby opuściły magazyn. - Rzadko mam okazję coś sobie
- 63 -
S
R
spokojnie obejrzeć i nie zamierzam nie zwiedzić działu z lustrami i lampami
tylko dlatego, że boisz się spotkać tego faceta.
Beth z godnością zaprzeczyła i Cassie spojrzała na nią spod oka.
- W takim razie świetnie, idziemy.
Kiedy dotarły na miejsce, natychmiast spostrzegła tył jego głowy.
Nerwowo pociągnęła Cassie za rękę, żeby ją zmusić do wyjścia, ale przyjaciółka
stała jak zaczarowana przed dużym tęczowym lustrem.
- Podoba ci się? - spytała podnieconym głosem. - Muszę je kupić, jest
cudowne. To będzie świetny urodzinowy prezent dla mamy George'a.
- Owszem, ładne - odparła Beth, nie patrząc na lustro, skupiona wyłącznie
na utrzymywaniu bezpiecznej odległości od Dominika. - Ale musi być strasznie
drogie.
Głowa drgnęła i zwróciła się w ich stronę. Nie sądziła, że Dominik
usłyszy jej głos. Mówiła cicho, a w sklepie panował gwar.
- To ty, Beth? - Jego twarz rozjaśniła się. - Witaj.
- Dzień dobry - odrzekła. Nie mogła się wycofać, bo już szybkim krokiem
podążał w ich stronę.
Doszło do prezentacji; towarzysząca mu kobieta z bliska wydawała się
jeszcze ładniejsza, a zdziwienie malujące się na jej twarzy na dzwięk nazwiska
Beth tylko dodało jej urody.
- Marianne, to jest doktor Anderson, poznajcie siÄ™. Beth, to Marianne,
moja...
- To jest Beth? - Marianne zerknęła na Dominika z lekkim zdziwieniem. -
To wiele wyjaśnia.
- Słucham? - Beth spojrzała na nią, nie bardzo rozumiejąc.
- Wiele o tobie słyszałam - ciągnęła Marianne, nie zwracając uwagi na
spojrzenie Dominika - ale wyglądasz zupełnie inaczej...
- ...niż sobie wyobrażałam - dokończyła Beth, bawiąc się zmieszaniem
towarzyszącego Marianne mężczyzny. Co on jej takiego naopowiadał? I
- 64 -
S
R
dlaczego w ogóle o niej rozmawiali? To, że mówi o niej ze swoimi
przyjaciółkami, wcale nie jest przyjemne. Spojrzała na niego chłodno i
wyjaśniła Marianne, że ostatnio bardzo się zmieniła.
- Wiem, wiem, Dominik mi mówił - przyznała bez najmniejszego
skrępowania Marianne i Beth zobaczyła, że Dominik blednie. Doskonale
rozumiała dlaczego, nie pojmowała tylko, z jakiego powodu ta śliczna młoda
kobieta traktuje ją tak serdecznie. Cała nadzieja w tym, że nie opowiedział jej
przebiegu sobotniego wieczoru, a może... Może wszystko powtórzył i potem
razem śmiali się z jej niedoświadczenia i nieporadności?
Postanowiła nie zwracać na niego uwagi, pozornie pochłonięta rozmową
ze śliczną młodą osobą, która nie przestawała rozprawiać.
- Mam nowe mieszkanie, właśnie je urządzam.
Musiała być młodsza od Beth, miała jakieś dwadzieścia trzy, cztery lata,
przypominała figurkę z chińskiej porcelany, a w jej błękitnych oczach lśnił jakiś
znajomy blask.
- Piękna ta lampa, prawda? Dominikowi się nie podoba, a ty co myślisz?
Wszystkie trzy pogrążyły się w kontemplacji przedziwnego sprzętu,
ozdobionego abażurem z ciemnego jedwabiu. Dominik trzymał się na uboczu, z
rękami skrzyżowanymi na piersi i dezaprobatą w oczach.
- To bardzo... - nawet Cassie zabrakło słów.
- ...niezwykłe - dokończyła za nią Beth.
- Ale podoba wam siÄ™?
- Tak - odparły zgodnym chórem.
- Jest obrzydliwa - wtrącił Dominik. - Przypomina oświetlenie w
luksusowym burdelu.
- Odezwał się znawca. - Marianne skwitowała jego wypowiedz
znaczącym uśmiechem. - Najważniejsze, że w luksusowym...
Zaczerwienił się jak mały chłopiec i wzruszył ramionami.
- 65 -
S
R
- Rób, co chcesz. Zawsze robisz, co chcesz. Na szczęście, to ty będziesz
na nią patrzeć.
Beth natychmiast zwróciła uwagę na znaczenie ostatnich słów.
Zabrzmiało to tak, jakby nie zamierzali razem zamieszkać. Marianne posłała mu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]