[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mam nadzieję, że na nie zasłużysz - rzekła poważnie.
- Obawiasz się, że mogę coś sknocić?
- Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, przenieś ją do innego
szpitala - powiedziała, unikając jego spojrzenia.
- Czy przypadkiem nie przekracza pani swoich kompeten­
cji, siostro Brown? Mogę złożyć na panią skargę.
- Wiem.
- Jeśli podawanie w wątpliwość umiejętności lekarzy leży
w twoim zwyczaju, to dziwię się, że jeszcze cię tu trzymają.
- Raczej mi się to nie zdarza. Ale w tym wypadku mam swój
powód.
- Może raczysz wyjaśnić, jaki?
Odmówiła. Wiedziała, że jeśli rzeczywiście Peter złoży na
nią skargę, może zepsuć jej dotychczas nienaganną opinię.
Z drugiej jednak strony, Kathy musi mieć zapewnioną najlepszą
opiekę. Twarz Petera nieco złagodniała.
- Domyślam się, że ma to jakiś związek z twoją rodziną.
- Owszem - przyznała, dziwiąc się, że jest aż tak domyślny.
- Więc tym razem postaram się nie czuć osobiście dotknięty.
Po chwili milczenia odezwaÅ‚ siÄ™ tonem pozbawionym wczeÅ›­
niejszego napięcia:
CZAS UKOJENIA 45
- Kathy jest mniej więcej w twoim wieku, prawda?
- Tak, jest tylko o rok młodsza. Jakie są rokowania?
Osiągnąwszy, co chciała, Libby chętnie przyjęła pojednawczy ton.
- Zrednie. Wszystko zależy od tego, jak zareaguje na leki
- wyjaśnił po namyśle.
Nagle Libby wyobraziła sobie, że znajduje się w podobnym
położeniu. Kto by się wtedy zajął Kyle'em? Rodzice nie żyją,
ciotka i wuj sÄ… po siedemdziesiÄ…tce, a ich wojowniczo nastawio­
na do życia córka z pewnością nie jest odpowiednią osobą, by
zająć siÄ™ wychowaniem dziecka. Może jednak powinna siÄ™ przy­
gotować na taką ewentualność? W końcu nigdy nie wiadomo,
co przyniesie przyszłość.
- Nie załamuj się. To jeszcze nie koniec świata. Widywałem
już pacjentów w gqrszym stanie, którym udawało się wyzdrowieć.
- Oczywiście. Nigdy nie należy tracić nadziei.
Peter oparł się rękami o biurko.
- Możemy chwilę porozmawiać?
- O czym? - zapytała ze ściśniętym sercem.
- Mam problem. Pani Bridges nie ma prawa jazdy, a ja nie
zawsze mogę się wyrwać ze szpitala, żeby odebrać Samanthę ze
szkoły. Mogłabyś ją podrzucać do domu?
Libby odetchnęła z ulgą.
- Oczywiście, z przyjemnością. W dni, kiedy sama pracuję
do pózna, Kyle'a odbiera sąsiadka, Sylvia Posy.
- Sądzisz, że zgodzi się podwozić Samanthę?
- Na pewno. Sylvia kocha dzieci.
- No to załatwione. Jeśli o mnie chodzi, mogę ich oboje
zawozić rano.
- Naprawdę nie ma takiej potrzeby - odpowiedziała bez
chwili namysłu. - I tak mijamy wasz dom po drodze, więc nie
ma mowy o żadnym dÅ‚ugu wdziÄ™cznoÅ›ci. - Libby chciaÅ‚a ogra­
niczyć do minimum kontakty między Kyle'em a Peterem. Fakt,
że dotychczas jej nie rozpoznaÅ‚, nie oznacza, że mogÅ‚aby po­
zwolić sobie na nieostrożność.
CZAS UKOJENIA
46
- To żaden kłopot. Przecież mieszkacie tuż obok - nalegał.
Libby pozostała nieugięta.
- Wielkie dzięki, ale nie lubię zmieniać przyzwyczajeń.
Dam ci znać, kiedy naprawdę potrzebna nam będzie pomoc
- zapewniła, zdając sobie sprawę, że zrobi wszystko, by nie
dopuścić do takiej ewentualności.
- No dobrze. Nie chcę się narzucać. - Peter nie spuszczał
z niej oczu. - Mam nadziejÄ™, że uda nam siÄ™ w koÅ„cu wypraco­
wać jakąś formę rewanżu.
- Wierz mi, cała przyjemność po mojej stronie. To miło móc
pomagać nowym sąsiadom - zapewniła, wbijając wzrok w kartę
pacjentki.
- A propos, skoro jesteśmy sąsiadami, to mam nadzieję, że
w stosunku do mnie Kyle nie musi przestrzegać zasady nieza-
dawania siÄ™ z obcymi.
Libby nagle zrozumiała, co to znaczy znalezć się między
młotem a kowadłem.
- Chyba nie.
Na twarzy Petera pojawiÅ‚ siÄ™ uÅ›miech. Najwyrazniej nie za­
uważył, z jakim trudem przyszło jej wyrazić zgodę.
- To świetnie, bo chcielibyśmy zabrać Kyle'a na basen do
klubu. Może i ty się wybierzesz?
Wyobraziwszy sobie jego wysportowane ciaÅ‚o pokryte kro­
pelkami wody, Libby nagle poczuła suchość w ustach.
- Ja nie należę do klubu.
- Ale możecie pojechać jako moi goście.
- Kyle nie pływa zbyt dobrze.
Mam uprawnienia ratownika. Z chęcią go poduczę.
PomyÅ›laÅ‚a, że Peter Caldwell ma rzeczywiÅ›cie nieprawdopo­
dobną siłę przekonywania. Jeśli Bryce atakował Elaine z równą
mocą, nic dziwnego, że się mu poddała.
- Tylko że najbliższe soboty i niedziele bÄ™dziemy mieć za­
jęte. Przecież zbliżają się święta.
Wyraz jego twarzy wskazywał, że nie bardzo jej wierzy.
CZAS UKOJENIA
47
W pewnym sensie miał rację, bo Libby nigdy dotychczas nie
ograniczała Kyle'owi kontaktów z rówieśnikami.
- Gdybyście znalezli trochę wolnego czasu albo gdybyś
chciała pozbyć się Kyle'a na chwilę, żeby poszukać prezentów
pod choinkę, przyślij go do nas.
Libby nabrała nagle podejrzliwości.
- Czy proponowałeś to samo innym znajomym Samanthy?
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Chyba nie.
- To dlaczego zapraszasz właśnie mojego syna?
Peter odchylił się na krześle i skrzyżował ręce na piersi.
- Sam nie wiem. Czy zdarzyło ci się kiedyś spotkać kogoś,
z kim od razu poczułabyś jakąś szczególną więz?
Libby zacisnęła usta. PoczuÅ‚a, jak ogarniajÄ… lÄ™k. Nie spusz­
czając oczu z twarzy Petera, zmusiła się do zachowania spokoju.
- Bo ja wÅ‚aÅ›nie tak siÄ™ poczuÅ‚em, kiedy pierwszy raz ujrza­
łem Kyle'a. Wychowałaś go na świetnego chłopca.
- Dzięki.
- Chyba od dawna jesteście sami?
Otarła spocone dłonie o poły fartucha.
- Owszem.
- To widać. Jesteś bardzo niezależna.
Nie wiedzÄ…c, czy powinna siÄ™ ucieszyć, czy obrazić, przyj­
rzała się mu uważnie.
- Czy to zle?
Nad salą czterysta szesnaście zapaliło się światełko. W tej
samej chwili odezwał się pager Petera. Libby z ulgą podsunęła
mu telefon. Ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyła, była rozmowa
na temat przeszłości.
Eldon Honover wezwał Petera do działu administracji.
- Dziękuję, że znalazłeś czas na przestudiowanie naszego
raportu za ostatnie dwa kwartaÅ‚y - powiedziaÅ‚. - JeÅ›li coÅ› po­
minÄ…Å‚em, nikt poza tobÄ… tego nie odkryje. NaprawdÄ™ siÄ™ cieszÄ™,
48 CZAS UKOJENIA
że nareszcie mam w szpitalu lekarza, który zna siÄ™ na zarzÄ…dza­
niu, i do tego należy do grona starych przyjaciół.
Peter rzucił teczkę z dokumentami na biurko Eldona.
- Dziękuję za komplement, ale obawiam się, że miałeś rację.
- To znaczy, że i tobie nie udało się niczego wymyślić?
- Nie ma co ukrywać, ponosicie straty. Ograniczenia ko­
sztów, które wprowadziÅ‚eÅ›, nie przyniosÅ‚y dostatecznych efe­
któw.
- NienawidzÄ™ zwalniania pracowników. Ten szpital jest jed­
nym z największych miejsc pracy w okolicy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl