[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nego żółwia, a może czerwonego hipopotama?
Miał ochotę zadzwonić do Maggie z komórki nie tylko po radę, ale
także, by usłyszeć jej głos. Postanowił jednak nie niepokoić jej zbytecz-
nie. W końcu Breanna sama dokonała wyboru: podeszła chwiejnie do
żółwia, po czym się do niego wturlała.
Pod koniec dnia żałował, że Maggie nie widzi jego sukcesu, gdy
zadowolona Breanna bawiła się w piaskownicy. Bardzo też chciał, żeby
była przy nich, kiedy zmęczona i rozdrażniona dziewczynka za żadne
skarby nie chciała się położyć na drzemkę.
Pragnął jednak również, żeby Maggie tu była nie tylko ze względu
na małą. Tęsknił za jej uśmiechem, ściszonym głosem, dzwięcznym
śmiechem i naturalnym wdziękiem, których nie sposób było w pełni
docenić na dyżurach. Ale przede wszystkim chciał ją znowu pocałować.
Maggie od czasu zaręczyn Tristy cieszyła się, że pojadą po suknię
ślubną dla przyjaciółki. Ale teraz, oglądając kreacje, które miały spełnić
najśmielsze marzenia każdej kobiety, miała ochotę stąd uciec. Tęskniła
za Joem.
Gdy patrzyła na koronki i tiule, miała przed oczami jego
zawiedzioną minę. Chociaż walczyła z poczuciem winy - ta wyprawa
została zaplanowana na długo, zanim Breanna pojawiła się w jego życiu
- czuła, że go zawiodła. Kilka razy przyłapała się na sprawdzaniu w
komórce, czy do niej nie dzwonił i parę razy musiała się
powstrzymywać przed zatelefonowaniem do niego. Gdyby jej
potrzebował, na pewno by się odezwał, powtarzała sobie.
R
L
T
Ale telefon milczał przez całe przedpołudnie, a ona nie wiedziała,
czy bardziej pragnie, by Joe zadzwonił, czy ma się cieszyć, że radzi so-
bie bez niej. To dobrze, przekonywała się w duchu, choć w głębi serca
nie była z tego powodu szczęśliwa. To z jej strony chyba szaleństwo i
brak rozsądku, że pragnie być przy nim.
Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że może być spokojna o
Breannę. Zdążyła zaobserwować, że Joe dba o małą niczym dzielny
templariusz strzegący świętego Graala. Nie musi się martwić, Breanna
jest w dobrych rękach. Niemniej niepokoiła się o niego. Nie życzyła mu
trudnych przeżyć, które sprawią, że pochopnie wycofa się z obietnicy
złożonej Dee. Najpierw powinien poznać, na czym miałaby polegać jego
rola.
Choć on twierdzi, że nie nadaje się na ojca, jej intuicja temu
przeczy. Po prostu sobie to wmówił.
W końcu jednak nie wytrzymała. Po lunchu w jej ulubionej restau-
racji rybnej zadzwoniła do niego, próbując zarazem nie zwracać uwagi
na fakt, że jego numer zajmuje w jej komórce pierwsze miejsce na liście
kontaktów.
- SÅ‚ucham.
- Mówi Maggie. - Miała nadzieję, że zawsze tak sucho przyjmuje
telefon i że nie wydarzyło się nic złego. - Jak wam leci?
- Obyło się bez strat w ludziach i sprzęcie.
Maggie uśmiechnęła się, słysząc znowu te słowa.
- Czyli wszystko dobrze?
Zapadła chwila ciszy, a ona wyobraziła sobie, jak Joe przeczesuje w
zdenerwowaniu włosy.
- Chyba tak. - Gdy rozległ się krzyk Breanny, dodał: - Teraz jest
zmęczona i rozdrażniona. A jak tam suknia ślubna?
R
L
T
- Za duży wybór, więc trudno się zdecydować. W tle słychać było
płacz, a potem głośne uderzenie.
- Co się stało?
- Cisnęła klockami o ścianę.
- To napad złości. Musi mieć jakiś powód.
- Co ty powiesz! - odpowiedział z sarkazmem. - Muszę kończyć,
zanim mi zdemoluje dom.
- Czy mam przyjechać?
- Nie - odparł po chwili milczenia. - Dzięki, dam sobie radę.
- Może powinieneś...
Rozłączył się, zanim zdążyła skończyć zdanie.
Niewiedza jest błogosławieństwem, pomyślała, zamykając klapkę
komórki. Gdyby do niego nie dzwoniła, mogłaby spędzić resztę
popołudnia w przekonaniu, że u nich nie dzieje się nic złego. Teraz
będzie myślała tylko o tym, żeby tam jak najszybciej pojechać.
Przez dwie następne godziny próbowała nie okazywać zniecierpli-
wienia, wędrując całymi kilometrami wśród wieszaków z sukniami.
Wreszcie Trista zerknęła na nią ze zrozumieniem.
- Mam wrażenie, że jesteś nieobecna myślami.
- PrzyznajÄ™, to prawda.
- Niepokoisz się o nich? - Przyjaciółka, która ją zawsze wspierała i
znała historię Breanny, musiała zauważyć, że od rozmowy z Joem Mag-
gie sili siÄ™ na entuzjazm.
- Obawiam się, że jest mu ciężko, ale nie chce się do tego przyznać.
- Posłuchaj...
R
L
T
- Wiem, co chcesz mi powiedzieć. - Maggie złożyła ręce. - %7łe nie
powinnam się w to angażować. Ale, bądz spokojna, wyjdę z tego
obronną ręką.
- A czy ja mówiłam, że nie?
- Nie wprost, ale w to nie wierzysz.
- Twoje zdanie jest najważniejsze. Jeśli będziesz uważać na siebie,
nie pozostaje mi nic innego, jak cię spytać, na co czekasz. Jedz do nich.
- Joe mówił, że sobie radzi, więc może wcale by go nie ucieszyło,
gdybym tam wpadła bez zapowiedzi.
- Ale chyba chcesz się o tym przekonać na własne oczy?
- Czy to nie wariactwo?
- Tego bym nie powiedziała... - Trista nie zdążyła skończyć, bo
Maggie jej przerwała:
- Poza tym dziś jest twój dzień. Nie powinno się samotnie kupować
sukni ślubnej.
- Tak się składa, że już obejrzałam wszystko, co chciałam
zobaczyć. Bolą mnie nogi i, szczerze mówiąc, mam już tego dość.
- Ale może warto by jeszcze się rozejrzeć.
- Nie sądzę, bo i tak nam obu najbardziej się podobały te trzy su-
kienki, które widziałyśmy na początku. Postanowione: decyduję się na
jednÄ… z nich.
- JesteÅ› tego absolutnie pewna?
- Całkowicie. A potem będziesz mogła sprawdzić swego dzielnego
partnera.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]