[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej ust.
- To była kolejna noc, kiedy znowu zle spałem.
Prawdę mówiąc, od czasu kiedy pojawiłaś się w moim
domu, w ogóle zacząłem miewać kłopoty ze snem.
- Tolladine przerwał na chwilę. - Najgorzej było
wczoraj. Najpierw pozwoliłaś mi uwierzyć, że nie je
stem ci obojętny, a potem nagle uznałaś, że nie masz
ochoty kochać się ze mną. Byłem kompletnie zde
zorientowany. Myślę, że gdyby ten stan potrwał dłu
żej, wkrótce wylądowałbym w wariatkowie. Na
szczęście następnego dnia zobaczyłem w twoich
oczach coś, co ponownie dało mi nadzieję. Uczepiłem
siÄ™ tej nadziei jak ostatniej deski ratunku.
- I postanowiłeś przeprowadzić ze mną ostateczną
rozmowÄ™?
- Tak. Już dłużej nie zniósłbym tego stanu niepew
ności.
- A ja, jak na złość, nie spieszyłam się wcale do
domu.
- Co gorsza, kiedy się już tu pojawiłaś, poinformo-
wałaś mnie, że odchodzisz. Myślałem, że dostanę za-
wału.
- Przepraszam - szepnęła pełna skruchy.
- WybaczÄ™ ci pod jednym warunkiem.
-Pod jakim?
- %7łe zostaniesz moją żoną.
- Och, Vere - westchnęła wzruszona Fabienne
i przytuliła się do niego.
LODY NA DESZCZU
153
- Przypomniał mi się teraz ten dzień, kiedy jedząc
lody, biegłaś z dziećmi w strugach deszczu. Wysze
dłem ci na spotkanie.
- O, tak, pamiętam.
- Stałaś przede mną zmoknięta i zadyszana, a mi
mo to wydawałaś mi się taka piękna.
- Pocałowałeś mnie wtedy.
- A ty się nie cofnęłaś. - Tolladine uśmiechnął się.
- Obiecaj mi coÅ› jeszcze.
- SÅ‚ucham.
- Chcę, żeby nasze dzieci były podobne do ciebie.
I chcę, żebyś nauczyła je, jak się jada lody na deszczu.
Twarz Fabienne rozpromienił uśmiech. Jej serce już
dawno należało do tego mężczyzny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]