[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapewnił ją, że tak. Od lat nie miałam okazji!
Nic dziwnego, że denerwują cię mężczyzni. %7łeby tak nie umieli się poznad na pięknej kobiecie!
Ty gadatliwy cymeryjski prostaku! Kiedy Valeria zaczęła mówid, zamierzała przypieczętowad
swoje słowa policzkiem, ale zamiast tego parsknęła śmiechem, przewracając miskę. Conan klepnął ją
po ramieniu.
Spokojnie, kobieto. %7łartowałem.
Valeria wolałaby, żeby to nie był żart. Chciała, by ta wielka dłoo zatrzymała się na jej ramieniu na
dłużej, więc przytrzymała ją oburącz. Wiedziała, że Conan mógł bez trudu wyrwad rękę, ale miała
nadzieję, że nic podobnego nie zrobi.
Nie zrobił. Dłoo ogrzewała jej nagie ramię na tyle długo, by dziewka służąca podniosła oczy i
mrugnęła na pachołka. Po chwili byli sami.
Będą podsłuchiwad wyszeptał Conan. Jeżeli podejdziesz bliżej, to nie usłyszą, o czym
rozmawiamy.
Valeria gotowa była podejśd tak blisko jak się da, ale wiedziała, że pora nie jest właściwa. Wyczuła w
głosie Cymeryjczyka ostrzeżenie i zawiedziona miała ochotę zakląd. Czyżby wśród Ichiribu także nie
byli bezpieczni?
Powietrze w pieczarze wirowało i zawodziło, jakby próbowało w przerażeniu ujśd przed %7ływym
Wiatrem. Ryku wczepił się w kryjącą go skałę rękami i nogami; gdyby miał ogon jak małpa, też by go
użył. Myśl o wyjściu z ukrycia dawno go opuściła.
Nieważne zresztą, czy było go widad; skupili uwagę na kuli znajdującej się pośrodku tworzonego
przez nich okręgu. Na kuli& i na %7ływym Wietrze, który do niej przywoływali.
Zwiatło Wiatru zalewało pieczarę oślepiającym potokiem, tryskającym z tunelu jak strumieo w
porze deszczowej. Ale żaden strumieo nie bił w górę jak fontanna i nie znikał w kuli, która pozostała
czysta jak górskie jezioro, mimo całego blasku, jaki do niej wpłynął.
Nagle Ryku zobaczył, jak kula drga, raz, drugi, trzeci. Spojrzał na odlaną z brązu misę o ośmiu
pozłacanych nogach, na której spoczywała kula. Misa również drżała. Mrugnął i przetarł oczy, bo
wydawało mu się, że z naczynia unosi się zielonkawy dym.
Po chwili Wiatr zdwoił moc, chod wydawałoby się to niemożliwe. Ryku był bliski utraty równowagi.
Znów złapał skałę oburącz, zamknął oczy& i otworzył je, kiedy poczuł dym.
Teraz cienie różnych kształtów taoczyły dziko w przejrzystym wnętrzu kuli, która przybrała gniewny
purpurowy odcieo z delikatną nutą szafiru. Niektóre cienie przypominały ludzi, inne węże, jeszcze
inne stwory, na które nie ma nazwy, przybyłe prosto z koszmarów& do których zaraz wrócą.
A jeżeli zmaterializują się i wyjdą z kuli, Ryku będzie musiał stawid czoło ich widokowi; za nic nie
wolno mu zamknąd oczu. Jak inaczej mógłby mied nadzieję, że zdobędzie moc kapłana, która
przyniesie mu to, czego najbardziej pragnął?
Dym unosił się z misy, której nogi jarzyły się, jakby rozgrzano je do czerwoności. Ryku odniósł nawet
wrażenie, że jedna z nóg się wygina. Czyżby ciężar kuli zwiększył się nagle niepomiernie, gdy %7ływy
Wiatr wniknął do niej?
Ośmiu kapłanów też widziało dym, a ich miny wyraznie mówiły, że dzieje się coś strasznego. A może
to tylko ten zapach? Kiedy Ryku go poczuł, ledwo powstrzymał torsje.
Po chwili już wszystkie osiem nóg misy zaczęło się wyginad. Dym oderwał się od nich, potem od
misy, wreszcie od kuli. Odwaga godna przedniego wojownika i bezgraniczne oddanie utrzymywało
kapłanów przy kuli, lecz to nie uchroniło ich przed wściekłością %7ływego Wiatru.
Dym nagle zniknął, jakby wciągnęły go gigantyczne usta. Misa zamieniła się w kałużę bulgoczącego
roztopionego brązu, żarzącego się jak krater wulkanu. Kula chwiała się unoszona w powietrzu przez
siły, o których Ryku nie śmiał myśled.
Wtem moc kapłanów widad się załamała, bo kula spadła. Plusnęła w płynny metal i wielkie krople
roztopionego brązu rozprysły się dokoła. Dyscyplina kapłanów nie wytrzymała takiego bólu. Krzyczeli
i podskakiwali jak małpy zaatakowane przez pszczoły albo dzikie świnie gryzione przez czerwone
mrówki.
Cienie we wnętrzu kuli przybrały wyrazniejszą formę dwojga ludzi, mężczyzny i kobiety po
czym znikły, a kula zaczęła się topid i mieszad z oślepiającym płynnym metalem. Zasiliła go na tyle, że
wielki jęzor ognia zbliżył się do kapłanów.
Przed chwilą złamali obowiązującą ciszę, teraz pękła ich odwaga. Jeszcze nie uciekali. Poszerzyli
tylko krąg i trzymali oburącz laski na poziomie bioder. Zpiew z trudem dobywał się z gardeł,
przepełniony bólem i strachem.
Jęzor ognia nagle podskoczył. Purpurowe płomienie, przejrzyste jak powietrze, owinęły się wokół
laski jednego z kapłanów. Ten wypuścił ją, lecz laska nie upadła. Płomienie uniosły ją pod sklepienie i
tam dopiero spaliły. Na podłogę nie spadła nawet odrobina popiołu, a płomienie wróciły na dół, syte
jak nakarmione zwierzę.
Dużo trudniej było nakarmid płynny brąz, który opadł otaczając rozpaloną kałużą stopy innego
kapłana. Po chwili kapłan nie miał już stóp ani nóg. W chwilę potem świadomośd tego, co się z nim
dzieje dotarła do jego mózgu. Cierpiał żywcem palony. Palony? To słowo nie oddawało męczarni,
które przeżywał kapłan.
%7ływy Wiatr miał przynajmniej tyle litości, że pozwolił mu umrzed szybko. Zanim zaczął krzyczed,
ogieo pochłonął go do pasa, a gdy dopadł płuc, zdusił krzyk w zarodku. Głowa jeszcze chwilę
majaczyła na powierzchni rozpalonego metalu, po czym z miejsca, w którym znikła, uniósł się
wielobarwny dym.
Ten płynny metal też skojarzył się Ryku z nasyconym zwierzęciem. Ognisty strumieo cofał się do
tunelu; purpurowe płomienie podążyły za nim. Gdy oba żywioły znikły, Wiatr ucichł.
Siedmiu pozostałych kapłanów chwiejnym krokiem wyszło z pieczary. Niektórzy, oślepieni, trzymali
się kurczowo ramion prowadzących ich współbraci. Inni zanosili się kaszlem, jakby mieli śmiertelnie
porażone płuca.
Na wpół oślepiony i przyduszony, z płucami pełnymi dymu i niewyobrażalnego smrodu, Ryku
kurczowo trzymał się ścian swojej kryjówki, dopóki ostatni kapłan nie wyszedł z pieczary. Najłatwiej
byłoby teraz puścid się i spaśd na podłogę, umierając czystą i szybką śmiercią.
Jednak takie rozwiązanie uznał za głupie, oto bowiem stało się coś, o czym nie śmiał nawet marzyd
jedno miejsce wśród kapłanów właśnie się zwolniło. Jeśli dodad do tego stratę magicznej kuli,
Najwyższy Kapłan chyba zrozumiał, że Ludziom Bogom z Góry Burz grozi niebezpieczeostwo
największe od lat.
Jeśli Ryku udowodni, że wie, jak powstrzymad Chabano przed wykorzystaniem tej sytuacji przeciw
kapłanom, może zostanie wysłuchany. Może nawet przejdzie inicjację i zostanie kapłanem. Wtedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]