[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyprawiającym o bicie serca uśmiechem. Widocznie
pomyślał, że zmieniła zdanie, jednak chce się z nim widywać,
i teraz wybrała taką okrężną drogę, by mu o tym powiedzieć.
Tak więc bezlitośnie wyprowadziła go z błędu.
- Bo Steve i ja jedziemy dziÅ› wieczorem do Denver,
poszukać mieszkania.
Uśmiech zamarł. Ucieszyła się, chociaż jej radość była
zmieszana z gniewem. I teraz nadal czuła gniew.
- Kto to jest Charlie? - spytał Steve.
- To nowy robotnik mojego ojca - wyjaśniła Cait krótko.
O to też była zła. Z osłupienia aż odebrało jej mowę, gdy
ojciec powiadomił ją, że zatrudnia Charliego.
- Charlie będzie u ciebie pracował? - spytała, gdy już
odzyskała głos. - Po co?
- %7łeby mi pomagać.
- On nie jest kowbojem!
- Wykopanie dołu na słupek do ogrodzenia to żadna
sztuka - powiedział ojciec pobłażliwie. - I jest cholernie
dobrym jezdzcem. Ma bystre oko. To pewnie dlatego, że jest
fotografem. Ale mniejsza o to. Mężczyzna po prostu musi od
czegoś zacząć.
Ale Cait nie rozumiała, dlaczego Charlie w ogóle chce
zaczynać coś nowego. Na litość boską, przecież jest
fotografikiem, a nie jakimś nędznym poganiaczem bydła!
Rzuci to w kilka dni. - Powinnaś się cieszyć - przekonywał ją
ojciec. - Do diabła, kotku, sama przecież mówiłaś, że jesteś
przepracowana. %7łe potrzebujesz więcej czasu na szpital.
- Tak, ale...
- Więc zatrudniłem Charliego i będziesz miała czas na
swojÄ… pracÄ™.
Teraz Cait wzięła głęboki oddech i wyrzuciła z głowy
myśli o Charliem. Steve nacisnął na pedał gazu. Pojechali.
Kilometry uciekały im spod kół, a Steve mówił: o Denver,
o nowej pracy, którą niedługo podejmie, o szpitalach, w
których przedtem pracował, o sąsiedztwie, jakie chciałby
mieć, i o dzielnicach, w których powinni sobie szukać
mieszkania.
Cait nie odezwała się ani jednym słowem. Myślała o ojcu.
Myślała o Angie i jej dziecku. Angie dała córeczce na imię
Charlene, na cześć Charliego.
Próbowała nie zastanawiać się za wiele. Próbowała nie
myśleć o tym. O nim. O Charliem. Ale to było trudne. Droga
się dłużyła. Jednym uchem słuchała Steve'a, który opowiadał
o swojej pracy. Nie interesowało jej to. Nie interesowało jej
Denver. Nie obchodziło, gdzie będą mieszkać. Ciągle myślała
o Charliem. Od niczyjego widoku serce nie zamierało jej w
piersiach tak, jak na jego widok.
Nie mogła przestać o nim myśleć. Nawet następnego dnia,
kiedy Steve pokazał jej szpital i zapoznał ją z lekarzami, z
którymi będzie współpracował. Próbowała zapamiętać ich
nazwiska, próbowała uśmiechać się i zachowywać uprzejmie i
przyjacielsko. Ale czuła się rozpaczliwie nie na swoim
miejscu. Jakby jej ciało było tutaj, ale umysł i serce zupełnie
gdzie indziej.
Z Charliem. Cholerny Charlie!
Nie chciała tego do niego czuć. Nie ufała mu. Pragnął jej -
tak powiedział; powiedział nawet, że ją kocha, ale co to
właściwie dla niego znaczyło? %7łe chce ją mieć w swoim
łóżku. Chciał być w jej łóżku. Chciał tego, co mieli w Abuku.
Powiedział, że chce ją mieć na całą wieczność, na zawsze, ale
jak mogła mu wierzyć?
I dlaczego właściwie ona też miałaby tego chcieć? Miała
przecież Steve'a! Kochała Steve'a! Ale w głębi duszy
wiedziała, że nie może za niego wyjść. Nie teraz, gdy jej
uczucia tak się splątały. Tyle że nie mogła mu tego ot tak,
prosto z mostu powiedzieć.
Tak wiec na razie poddała się okolicznościom. Całą
niedzielę uśmiechała się i uprzejmie się witała, grzecznie
rozmawiała z lekarzami i dyrektorami szpitali, których Steve
jej przedstawiał. Tak samo zachowywała się wobec Annette,
kobiety z agencji nieruchomości, która pokazała im z pół
tuzina mieszkań i tyle samo domów.
- No i jak, coś ci się spodobało? - pytał Steve.
- A tobie? - wykręciła się od odpowiedzi.
- Chcę, żebyś była szczęśliwa - powiedział. - Ty decyduj.
Cait bezradnie pokręciła głową.
- Nie wiem. Chyba musimy... porozmawiać.
Tego wieczoru podczas kolacji próbowała ubrać w słowa
to, co czuje.
- Myślę, że musimy... trochę zaczekać - powiedziała.
- Zaczekać? - zdumiał się. - Chodzi ci o decyzję co do
mieszkania? Niech tak będzie. Nie mam nic przeciwko temu.
Wiesz o tym. Po prostu myślałem, że może nie warto dwa razy
się przeprowadzać. Ale na razie możemy coś wynająć.
ZadzwoniÄ™ do Annette i...
- Nie miałam na myśli mieszkania. Chodziło mi o ślub.
Steve zastygł z widelcem w połowie drogi do ust.
- O ślub?
Cait bezradnie wzruszyła ramionami.
- Ja... po prostu nie mogę się na nic zdecydować.
- W zwiÄ…zku ze mnÄ…?
- Nie! Chodzi o mnie! - powiedziała z rozpaczą. - Nie o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl