[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się z wodopoju i zmyć pot z piersi i ramion. Ciernie i kolce postrzępiły jego białą koszulę i
pokryły skórę szkarłatnymi zadrapaniami. Gdy ochlapał się wodą, zaczęła z niego ściekać
mieszanina błota, krwi i potu. Z przekleństwem przetarł oczy grzbietem dłoni.
Chwilę odpoczywał, po czym mamrocząc pod nosem przekleństwa, podniósł się i ruszył
dalej, pokładając wiarę w swojej żelaznej sile. Wiele razy podczas długich, pełnych przygód
lat wystawiał na szwank swoją wytrzymałość. Wiedział, że jest silniejszy od pospolitych
śmiertelników, a może nawet najsilniejszy ze wszystkich żyjących ludzi.
Wstające nad kushycką dżunglą słońce sprawiło, że podniosły się gęste, lepkie opary.
Odurzone dusznym powietrzem wielkie koty udały się na spoczynek z pełnymi lub pustymi,
zależnie od szczęścia i przebiegłości, brzuchami, by przespać wstający upalny dzień.
W świetle wędrującego w górę słońca Conan widział tam, gdzie ścieżkę pokrywało błoto,
świeże odciski długich bosych stóp o szeroko rozstawionych palcach. Był pewien, że to trop
uciekającego Bwatu. Większość ludzi pokonawszy dystans, który Cymmerianin miał już za
sobą, padłaby z wyczerpania, ale widok odcisków stóp dodał Conanowi jedynie nowych sił.
Chabela wkrótce pożałowała, że uległszy nierozsądnemu impulsowi, podążyła za
Cymmerianinem. Nie wiedząc, że księżniczka ruszyła za nimi, Conan i Sigurd szybko
zostawili ją daleko w tyle. Gdy ścieżka zakręciła w gąszcz, Chabela wkrótce całkowicie
straciła orientację. Po zachodzie księżyca w dżungli zrobiło się czarno jak w beczce ze smołą.
Spod koron drzew Chabela nie widziała gwiazd, które pozwoliłyby jej zorientować się w
stronach świata. Zataczała bezradnie koła, wpadała na drzewa oraz potykała się o korzenie i
zarośla.
Ciemność rozbrzmiewała skrzypieniem, brzęczeniem i potrzaskiwaniem nocnych owadów.
Chabela bała się dzikich zwierząt, ale na szczęście nie zobaczyła żadnego z nich. Jednak od
czasu do czasu odgłos przebijającego się przez zarośla wielkiego cielska sprawiał, że serce
podchodziło jej do gardła.
Przed świtem umęczona, dygocząca ze strachu i wyczerpania dziewczyna osunęła się na
mech pokrywający niewielką polankę. Co jej strzeliło do głowy, by jak głupia pogonić w ten
labirynt bez wyjścia? Znużona do szpiku kości Chabela szybko zapadła w sen.
Obudziła się ze zgrozą, gdy silne ramiona zamknęły ją w uścisku i dzwignęły na nogi.
Otaczali ją chudzi Murzyni w postrzępionych szatach i turbanach. Związali jej ręce za
plecami i stłumili kneblem jej krzyki.
Póznym rankiem stało się to, w co Conan nie wątpił: znalazł Bwatu. Murzyn nie był jednak
w stanie zwrócić korsarzowi zrabowanej korony. Był martwy i miał puste ręce.
Zdradziecki poddany Jumy leżał na ścieżce w kałuży krwi twarzą ku ziemi. Porąbano go na
kawałki. Conan przykucnął nad trupem i przyjrzał się ranom. Wyglądało na to, że zadały je
ostrza stalowych mieczy, a nie wykonane z brązu lub krzemienia topory tubylców. Spiżowa i
kamienna broń łatwo się szczerbi, co sprawia, że zazwyczaj zadaje szarpane rany, a ciało
Bwatu pokryte było cięciami o równych brzegach, charakterystycznych dla dobrze
naostrzonej stali. Czarne plemiona z kushyckiej dżungli nie znały sztuki wytopu i kucia rud
żelaza, dlatego też żelazna broń stanowiła rzadkość tak daleko na południu. Trafiała tu
jedynie za pośrednictwem handlarzy z bardziej cywilizowanych państw, znajdujących się na
północ: właściwego królestwa Kush, Darfaru i Keshanu.
Conan pomyślał, że być może czarne Amazonki usiekły złodzieja i zabrały koronę,
pozbawiając Cymmerianina jego własności i zemsty. Gdy podnosił się znad trupa z
obnażonymi w gniewie zębami, z konarów górujących nad nim drzew spadła sieć. Jej grube
linki obciążone ołowiem unieruchomiły ręce Cymmerianina. Z gniewnymi krzykami Conan
próbował oderwać ramiona od boków i usiłował rozciąć sieć swoim kordem, jednak ta
ustępowała pod jego naporem po to tylko, by za moment tym ciaśniej go skrępować. Tłumiła
siłę jego ciosów niczym jakaś upiorna pajęczyna. W końcu Conan osunął się na ziemię, nie
będąc w stanie utrzymać się na nogach. Murzyni w długich szatach i turbanach, którzy
zastawili pułapkę, podnieśli się z kryjówek koło ścieżki. Spokojnie, jak wykonujący swoje
obowiązki urzędnicy, ściągnęli linki sieci, która otoczyła Conana jak kokon gigantycznej
gąsienicy. Paru innych ciosami pałek szybko pozbawiło jeńca przytomności.
Ostatnią myślą osuwającego się w ciemność Cymmerianina było, że jest skończonym,
zapijaczonym durniem. Oto on, stary wojownik dał się złapać w prymitywną pułapkę na leśne
świnie. Było jednak za pózno na wyrzuty&
ROZDZIAA 12
GRÓD WOJOWNICZEK
W oazie Khajar panowała smolista noc. Nad pustynią zawisła gruba powłoka chmur
zasłaniając księżyc. Jego blask przesączał się przez obłoki jedynie jako słaba, szara poświata.
W sali tronowej Thoth Amona również panowała ciemność. Zielone płomyki pochodni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]