[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sten trzymał obosieczny sztylet przez ciężkie rękawice swojego kombinezonu. Rękojeść była
dokładnie przystosowana do palców Stena ściskających ją w morderczym chwycie nożownika, tak
jak nauczył go mały człowieczek.
Nie było gardy, jedynie prążkowane poziome wyżłobienie pomiędzy trzonkiem a ostrzem, które
zwężało się do czubka ostrego jak igła. Cały nóż był długi, wąski i płaski - prawdopodobnie było to
najbardziej śmiercionośne ostrze, jakie kiedykolwiek skonstruowano. Kryształ miał krawędzie
niewiarygodnie cienkie, ale wystarczał do przecięcia diamentu na pół.
Sten schował nóż do nieużywanej kieszeni kombinezonu. Miał już przygotowaną dla niego
pochwÄ™.
Hite zrobił ją dla niego.
On i Sten ukryli się tamtej nocy w starym, nieużywanym pomieszczeniu o normalnej atmosferze.
Hite dał mu ogólne znieczulenie. A potem delikatnie przystąpił do pracy.
Przy użyciu skradzionych narzędzi mikrochirurgicznych naciął przedramię Stena, przymocował
podłoże z żywej sztucznej skóry, po czym wkleił skonstruowaną wcześniej rurkę. Jej wnętrze kryło
ostrze noża. Mięsień nadgarstka owinął dokoła wejścia do pochwy, aby nóż trzymał się na miejscu.
Potem przyczepił na powrót warstwy skóry ponad zoperowanym przedramieniem i skleił wszystko
razem.
Minęło trochę czasu, zanim ta kombinacja sztucznej i prawdziwej tkanki zrosła się i zagoiła. Ale
Hite był zadowolony, że sztuczna skóra nie spowodowała podrażnień i ciało Stena regenerowało się
prawidłowo.
Zadzwięczał dzwonek na koniec zmiany. Sten wyłączył obrabiarkę i skierował się w stronę
śluzy.
Nikt nie wiedział dokładnie, za co Hite wylądował w Sekcji Zewnętrznej. Znaną sprawą było to,
że pracował jako lekarz na jakimś pionierskim świecie. Znaną sprawą było też to, że wziął kontrakt
Techa na Vulcanie dla niewiadomych powodów. I rzecz jasna musiał zrobić coś wyjątkowo złego.
Hite nigdy nie powiedział nikomu - włączając w to Stena co naprawdę popełnił.
Był nie tylko jedynym lekarzem, do jakiego Migowie mieli dostęp.
Był także jedynym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miał Sten.
- Sten, bracie. Jedyny kłopot z tobą to ten, że za mało się śmiejesz.
- Zmiech? Utknąłem w odbycie Vulcana... Wszyscy próbują mnie zabić. I zapewne im się to
powiedzie. I ty chcesz, żebym się śmiał?
- No jasne, chłopcze. Bo czy może być coś zabawniejszego niż to wszystko?
- Nie rozumiem.
Hite przechylił się bliżej.
- To dlatego, że bogowie nienawidzą cię. Osobiście.
Sten zamyślił się. Potem uśmiech powoli rozjaśnił mu twarz. A potem zaczął się śmiać.
- To twój drugi problem, chłopcze. Za dużo się śmiejesz.
- Co?
- A z czego tu się śmiać? Jesteś w tyłku Vulcana i wszyscy usiłują cię zabić. Zacząłbym się bać
na twoim miejscu.
Sten popatrzył na niego. Potem pokręcił głową i ryknął ze śmiechu.
W szatni Sten spryskał swój kombinezon środkiem odkażającym i poczekał chwilę. Nie
stwierdził żadnych przecieków. Strząsnął środek odkażający do odpowiedniego zbiornika i powiesił
kombinezon na miejscu. W Sekcji Zewnętrznej używano starych kombinezonów próżniowych,
odrzuconych przez Techów. Przecieki zdarzały się bardzo często. A po wejściu w strefę roboczą nie
było czasu na ich łatanie. Sten ziewnął i poszedł przez Baraki w kierunku swojej pryczy.
Nóż spoczywał wewnątrz jego ramienia. Otwarta ręka trzymała go bezpiecznie w pochwie. Sten
nie mógł się doczekać, aby pokazać to Hite'owi.
Baraki śmierdziały jak Dzielnica. Podniesiona do sześcianu. Bez strażników. Paru osiłków
minęło beznamiętnie młodego chłopaka, leżącego bezwładnie w kałuży krwi. Jeden z nich
uśmiechnął się do Stena.
- Przyszła dzisiaj dostawa świeżego mięsa.
Sten wzruszył ramionami i poszedł dalej. Stanowisko wydawania alkoholu było zatłoczone jak
zwykle. Zatrzymał się przy swojej pryczy. Kobieta - Mig, która zajmowała łóżko nad nim,
powiesiła swój koc jak kurtynę. Zza kurtyny dochodziły podwójne stękania i pochrząkiwania.
Sten skierował się ku kwaterze Hite'a. Stary człowiek chorował, ale Sten miał nadzieję, że czuje
się już lepiej. Chciał wypytać go trochę o Sektor Pionierów.
Dookoła pryczy Hite'a stało paru ludzi. Nadzorca i kilku jego pomagierów. A obok nich wózek -
robot.
Dwóch zbirów podniosło szary, kruchy, sztywny przedmiot z pryczy i rzuciło bezceremonialnie
na wózek.
Sten rzucił się do biegu, gdy wózek automatycznie zaczął odjeżdżać. Walnął pięścią w panel
kontrolny i zatrzymał maszynę.
- Nie ma potrzeby - powiedział jeden z pomocników nadzorcy. - Stary drań zdechł.
- Co się stało?
- Chyba po prostu umarł. Z przyczyn naturalnych.
Sten zaczął się odwracać... ale zatrzymał się i spojrzał na ciało przyjaciela.
Krew nadal sączyła się z rany na gardle Hite'a. Sten popatrzył na nadzorcę.
- Nie chciał iść na zmianę. Więc, jak powiedział Malek, po prostu umarł. Z przyczyn
naturalnych.
Nadzorca popełnił błąd śmiejąc się.
Sten podnosił się z podłogi ku niemu. Jeden ze zbirów przeszukał go i Karl upadł. Obrócił się i
znowu stanął na nogach. W jego umyśle odbiły się echem słowa małego człowieczka.
Nie wolno ci się złościć. Nie możesz chcieć niczego. Masz być odpowiedzią bez namysłu.
Jeden z pomocników ruszył się i stopa Stena wystrzeliła. Kolano mężczyzny załamało się nagle i
padł.
- Brać go.
Pomocnicy skoczyli do przodu. Jeden olbrzym dochodził z boku, łapiąc Stena w kleszcze swoich
łap. Chłopak uwolnił jedną rękę i trafił go pięścią z wystawionym kciukiem.
Zbir puścił Karla i cofnął się wyjąc, a krew spływała mu z oczodołu.
Sten obrócił się, trafiając draba stopą w podstawę szyi. Coś trzasnęło i mężczyzna zwalił się na
podłogę.
- Załatwcie go, kretyni! - wrzeszczał nadzorca.
Dwóch ludzi stało patrząc na niego i na Stena, próbując zdecydować, który z nich gorszy. Jeden z
mężczyzn wyłamał pręt podtrzymujący pryczę, a drugi sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej
błyszczący nóż, zaostrzony jak dłuto.
Sten miękko opuścił prawą rękę. Zacisnął palce. Nóż wskoczył w dłoń. Chłodny. Pewny.
Mężczyzna ze stalowym prętem pierwszy dosięgnął Stena, obracając się. Chłopak podniósł nóż...
i ostrze przeszło gładko przez stal. Mężczyzna spojrzał na trzymany w ręku krótki stalowy ogryzek.
Sten skoczył i przeciął mu gardło miękko jak masło.
Nożownik udał, że uderza, gdy chłopak odwracał się, potem wycelował w brzuch. Sten zasłonił
się ręką... Nadzorca zamarł. Ramię jego pomocnika, z nożem wciąż tkwiącym w dłoni, upadło na
podłogę.
Potem nadzorca odwrócił się i pobiegł. W złym kierunku. W dół, oddalając się od pomieszczeń
straży. W stronę obszarów roboczych.
Sten złapał go tuż przed szatnią. Mężczyzna obrócił się. Wyciągał przed siebie obie ręce. Oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl