[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andrew, pomyślała, zostawiłeś mnie, a ja ci przysięgałam.
Już nigdy więcej nie będę przysięgać. W kilka miesięcy po
twojej śmierci stałam długo nad twoim grobem i patrzyłam na
tablicę, którą wybraliśmy razem z Nickiem.
Jest na niej twoje nazwisko: Andrew Jonas Brown". Daty
urodzenia i śmierci.
A poniżej: Mąż Ojciec Syn Przyjaciel".
Stałam nad twoim grobem i przysięgałam, że nigdy,
przenigdy.
Kos. Był tam kos. Z całą pewnością samczyk. Upierzenie
na piersi jaskrawopomarańczowe, niemal czerwone. Pojawił
się nie wiadomo skąd. Tak się w każdym razie wydawało.
Sfrunął z nieba i przysiadł na kamiennej ławce nieopodal.
Czerwona pierś wypięta, rozumne oczka, przenikliwe,
widzÄ…ce wszystko.
Zpiewał dla mnie ten kos.
Pamiętam Andrew, pamiętam.
Palce Nicka wprawnie rozpinały guziki jej bluzki. Po
chwili była już bez ubrania. Nick ją rozebrał. Zdjął jej nawet
białe skarpety, zsuwając je powoli ze stóp. Widziała, jak
spadajÄ… na marmurowÄ… posadzkÄ™.
Teraz już nie miała żadnej ochrony przed jego dotykiem.
I własnym pożądaniem.
Przed złamaniem obietnicy.
Nick pochylił ciemną głowę. Zaczął ustami pieścić jej
skórę.
Kiedy odsunął się na krótki moment, pomyślała: teraz to
przerwÄ™. MuszÄ™, zanim...
Zanim...
Zaczęła rozbierać Nicka.
ROZDZIAA 13
Jen obudził jakiś łoskot. Wysunęła dłoń spod kołdry,
wyciągnęła ją, jakby chciała odnalezć zródło dzwięku. Palce
natrafiły na małe, ciepłe ciałko: Daisy. Mała Daisy spała na jej
poduszce. Przez wpółprzymknięte żaluzje wpadało do pokoju
słońce.
Odwróciła głowę i zobaczyła Nicka. Pomyślała o minionej
nocy.
Nie. Nie myśleć.
Ponownie spojrzała na kotkę, na zegarek na szafce nocnej.
DziewiÄ…ta.
Powinna wrócić do domu, wziąć prysznic. O jedenastej
ma odebrać Polly.
Jeszcze mnóstwo czasu, ale coś ją przynaglało. Chciała
stąd wyjść. Zostać sama.
Odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka. Kotka usiadła,
przeciągnęła się, ziewnęła, po czym położyła się znowu i
zaczęła poranną toaletę.
Jenny spojrzała na siebie. Naga. Jest naga.
Nie powinno jej to zdziwić. Wiedziała przecież, że jest
naga, a jednak odnotowała ten fakt z niejakim zaskoczeniem.
Zatem to wszystko, co się stało, to prawda.
Spojrzała na mężczyznę. Nadal spał.
A jej rzeczy? Zostały w salonie. Litości.
Pójdzie po nie, ubierze się. .
Potem go obudzi i poprosi, żeby zawiózł ją do domu.
Dlaczego nie pomyślała, żeby wziąć swój samochód? Wtedy
nie musiałaby go budzić, nie musiałaby spojrzeć mu w twarz.
W każdym razie nie teraz, kiedy powinna wrócić do domu,
doprowadzić się do porządku i jechać po córkę na drugi
koniec miasta.
Ruszyła ku drzwiom. Chryste, jaki ten hol ogromny.
Niemal biegła w stronę salonu.
Gaz na kominku palił się w dalszym ciągu. Do połowy
opróżniona butelka wina stała na lakowym stoliku, obok
dwóch pełnych kieliszków. Jej ubranie leżało porozrzucane
koło kanapy. Razem z ubraniem Nicka. Pokój wyglądał jak
scena uwiedzenia. Bo też był sceną uwiedzenia.
Uwiedzenie.
Tak, Nick ją uwiódł.
To, co się stało, stało się z jego winy.
Jeszcze nie dokończyła swojej myśli, a już wiedziała, że
jest nieprawdziwa. W każdym razie nie do końca prawdziwa.
Nawet jeśli Nick ją uwiódł, musiał to zrobić za jej
przyzwoleniem i z jej pomocÄ….
Uczyniła wszystko, by stworzyć okazję: miły, wspólnie
spędzony dzień, sympatyczna kolacja, dwie butelki wina,
muzyka.
Popatrzyła na kominek, na butelkę i kieliszki, na ubrania
rozrzucone na podłodze. Przynajmniej muzyka, którą
wspólnie wybierali, już przebrzmiała. Odtwarzacz sam się w
końcu wyłączył w nocy.
- Ubierz się - rzuciła w przestrzeń wielkiego pokoju. -
Ubierz siÄ™, maszeruj z powrotem do sypialni i poinformuj
Nicka, że musisz jechać do domu.
Podeszła do stolika, nachyliła się i zaczęła zbierać części
garderoby, oddzielając je od ubrania Nicka. Założyła stanik,
figi, właśnie zapinała dżinsy, kiedy za plecami usłyszała głos
Nicka:
- Jen.
Wiedziała, że musi spojrzeć mu w twarz, ale jak miała to
zrobić w niedopiętych dżinsach, bez bluzki? Szybko
zaciągnęła zamek błyskawiczny, zapięła napę na pasku.
Założyła bluzkę i dopiero wtedy się odwróciła.
Stał w szerokim przejściu prowadzącym z salonu do holu.
Z ulgą stwierdziła, że zanim ruszył na jej poszukiwanie,
założył levisy i koszulę z długim rękawem. Nie zatroszczył się
tylko, żeby zapiąć guziki. W rozchylonej na torsie koszuli,
boso, wyglądał bardzo... męsko? Bardzo. .. agresywnie? W
każdym razie takie było jej pierwsze wrażenie.
Kiedy jednak spojrzała mu w oczy, dojrzała w nich
czułość i prawdziwą troskę.
Poczuła napływające łzy.
Powstrzymała je jakoś. Miała teraz ochotę z wrzaskiem
przyskoczyć do tego bosonogiego faceta i zacząć okładać go
pięściami. Wykrzyczeć, żeby nie patrzył na nią w taki sposób,
z taką troskliwością. Nie po tym, co zrobił, co razem zrobili
ostatniej nocy!
Nie. Nie zachowa się tak. Nie będzie krzyczeć jak
wariatka. Co się stało, to się nie odstanie. A teraz pora wracać
do domu. Dziarskim głosem oznajmiła:
- Muszę już jechać. O jedenastej mam odebrać Polly z
Greenhaven.
Nie odpowiedział. Stał w niedopiętej koszuli i tylko
patrzył na Jenny tym swoim troskliwym spojrzeniem.
Usiadła na kanapie i zaczęła wciągać prawą skarpetę.
Sięgnęła po drugą i na moment podniosła wzrok. Ciągle się w
nią wpatrywał.
- Proszę, Nick. Może założysz w końcu jakieś buty i
odwieziesz mnie do domu?
Podszedł do niej powoli.
Jen miała ochotę krzyknąć: ani kroku bliżej!
Oczywiście, nie zrobiła tego, wciągnęła skarpetę i sięgnęła
po but.
Kątem oka widziała Nicka. Był tuż obok, czuła ciepło
promieniujące z jego ciała.
- Mógłbyś włożyć coś na siebie? Proszę. Przykucnął
przed nią i wyjął but z jej bezwładnej dłoni.
- Jen, przestań. Spójrz mi w oczy.
- Oddaj mi but.
- Jen.
- Mój but, do diabła! - wrzasnęła tak głośno, że biedna
mała Daisy, która właśnie pojawiła się w pokoju, wygięła
grzbiet, zasyczała, zatoczyła się na ścianę, po czym dała
drapaka z powrotem do holu.
Martwa cisza.
- Spójrz na mnie, Jen - poprosił znowu Nick po chwili.
Nie miała ochoty, naprawdę, najmniejszej. W końcu
jednak przełamała się, podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy.
Zacisnęła dłonie, żeby go nie uderzyć. Chciała krzyknąć:
tego nauczyła cię moja córka?! Tej serdeczności i
troskliwości?! Powiedziała ci, że następnego ranka powinieneś
być czuły i troskliwy?
- Musimy porozmawiać - powiedział łagodnie.
- Nie. Nie będziemy rozmawiać. To był błąd.
- To nie był błąd.
- Owszem. Popełniliśmy błąd. Coś podobnego nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]