[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tyle, że w drodze powrotnej z Konstancina nie było już przy nim Ewy.
Zostawił ją w STOCER-ze, siedzącą na brzegu łóżka w separatce, pośród
sterty jej ulubionych drobiazgów, które Karol w drodze wyjątku pozwolił jej
zabrać z domu. - Przepytaj Kajtka z fizyki - poprosiła, gdy już się żegnali
- i niech pózno nie kładą się spać. Było to z góry skazane na
niepowodzenie, bo chłopcy już od pierwszego wieczoru niewiele sobie robili
z poleceń babki, która na czas nieobecności Ewy sprowadziła się do
mieszkania syna. Nie można ich było odpędzić od telewizji, która dotąd
dostępna była dla obu tylko do "dobranocki". A Andrzej też był zbyt - jak
sobie wyrzucał - liberalny. Na ekranie pojawił się rysunek cwałującego
konia zapowiadający kolejne wydanie "Pegaza". Po smutnej wiadomości o
śmierci Jana Kurnakowicza Grzegorz Lasota zaczął mówić o wernisażu, który
odbył się w "Lergactilu" na Starym Mieście. Naprzód przez ekran przepłynęły
obrazy pełne czarnych plam i trójkątów, potem gwarny tłum gości z
kieliszkami szampana w dłoniach, a wreszcie kamera zatrzymała się na osobie
autorki tych wszystkich dzieł. Raz jeszcze kamerzysta zademonstrował jeden
z obrazów. Na widok czarnej postaci ni to człowieka, ni stworu,
wyłaniającego się z morskiej toni, Kajtek zawołał ubawiony: - Ale chała! -
Niemożliwe! - wyrwało się Andrzejowi. Z ekranu patrzyła na niego Gosia i
mówiła coś do mikrofonu, który jej podsuwał reporter. Andrzej wciąż był
porażony. Nie słyszał ani słów komentarza, ani gderań matki, która zabrała
się wreszcie do przepędzenia chłopców z pokoju, ani surowych ocen Popiołka.
- Te dzisiejsze Matejki... Panie Jezu, zejdz wreszcie z krzyża i kopnij
tych artystów tam, gdzie się plecy kończą, bo inaczej to koniec świata! Po
jego wyjściu Andrzej długo jeszcze nie mógł się uspokoić. Przerzucał gazetę
nie wiedząc, co czyta. Smuga światła pełzająca pod drzwiami pokoju chłopców
zgasła. Widocznie i Talarowa musiała już ułożyć się do snu. Spojrzał na
telefon na komódce. I wtedy usłyszał jego dzwonek. - Widziałeś jak do
ciebie mrugałam? - mówiła Gosia. Musiał mocno przytrzymać słuchawkę, aby
nie wymknęła mu się z dłoni. - Hej, jesteś tam? - spytała. - Jestem -
powiedział. - A dlaczego nie u mnie? Dzisiaj mam święto. Opanował się. -
Gdzie byłaś tyle czasu? - W przestrzeni. Przywiozłam stamtąd tę wystawę.
Możesz mówić swobodnie? - Tak. - A wolałbyś nie przez telefon? - Tak -
przytakiwał wciąż jak automat, chociaż zdawał sobie sprawę, że powinien
zaprzeczać. - To czekam. Przyjedziesz? - Tak. Po kwadransie był już na
Rybakach. Zdyszany biegiem po stromych schodkach, naciskał dzwonek z
zabawnym napisem. Odpowiedziała mu cisza za drzwiami. Pomyślał, że znowu z
niego zakpiła jak tyle już razy, ale dzisiaj przyjął to nawet z ulgą. A
jednak nacisnął klamkę. Drzwi nie były zamknięte. Wraz z ich otwarciem
napłynęły dzwięki zajękliwej, wschodniej melodii wypełnionej stukotem
jakichś bębenków i piskliwymi zawodzeniami piszczałek. Rozgarnął sznurki
koralików, zastępujące drzwi do pokoju, i znalazł się w obszernym
pomieszczeniu, pośrodku którego na łaciatej skórze siedziała Gosia. Ze
skrzyżowanymi nogami, z ramionami uniesionymi nad głową jak baldachim,
tkwiła nieruchomo w tej pozycji kwiatu lotosu. - Jestem - powiedział
zdejmując płaszcz. Kładąc palec na ustach nakazała milczenie. Usiadł obok
niej na podłodze. Od razu poczuł mrówki łażące mu po grzbiecie. Miała na
sobie cienką, niemal przezroczystą czarną bluzkę, ledwie osłaniającą
piersi. Dwa wąskie ramiączka zsunęły się z ramion, które wypolerowane
słońcem miały barwę miodowego piernika. Wydało mu się, że nawet pachną jak
piernik. Czuł, że wilgotnieją mu dłonie wsparte o szorstką sierść skóry.
Nigdy jeszcze Gosi takiej nie widział i nigdy nie był przy niej tak blisko,
by czuć zapach jej ciała. Nie mógł oderwać wzroku od bluzki, jakby licząc,
że ześliznie się w dół obnażając guziczki sutek widocznych pod materiałem.
Nachylił się, chcąc dotknąć ich ustami. Powstrzymała go dłonią, a przez jej
skupioną twarz przemknął cień zniecierpliwienia. - Odpręż się, rozluznij...
BÄ…dz razem ze mnÄ… tam, gdzie jestem - prawie nie ruszajÄ…c wargami
wypowiadała ni to polecenie, ni to aforyzmy, a może modlitwy lub jakieś
zaklęcia. - Zanurz się w czas... Odpłyń w czas... Z coraz większym trudem
przełykał ślinę. Patrzył na nią wściekły i coraz bardziej mimo wszystko
łakomy. - Poszukaj siebie - z przymkniętymi powiekami odprawiała swoje
tajemnicze misterium. - Znajdz w sobie to jedyne, to najważniejsze chcenie.
Czego chcesz najbardziej? To pytanie wydało mu się zachętą i prowokacją
zarazem, więc ponownie nachylił się chcąc ją pocałować. - Nie domyślasz
się? - spytał. Wymknęła mu się z ramion, uniosła z podłogi i zastygła w
geście solistki, która za chwilę zatańczy. Płyta wciąż obracała się na
patefonie, siejąc jękliwą, wschodnią melodię. Nagle Gosia ściągnęła przez
głowę czarną bluzkę. Została w samym przezroczystym staniku. Półleżąc na
podłodze patrzył jak urzeczony. Wtedy rozsunęła ekler spinający z boku
wąskie połyskujące satyną spodnie. Błysnął mu przed oczami róż bielizny i
pasmo nagiego uda. - Zwiat trzeba czuć całym sobą - zawirowała w tanecznej
pozie jak nagle puszczona w ruch figurka. - Gośka! - Andrzej wolno unosił
się z podłogi. - Muzyka przenika do nas dopiero naprawdę, jak jesteśmy
nadzy - zawirowała biodrami i wtedy spodnie zsunęły się w dół po jej udach
jak draperia odsłaniająca posąg. Stała teraz przed nim już w samym tylko
staniku i majteczkach, a Andrzej wciąż nie śmiał wyciągnąć do niej ręki,
jakby jej słowa zbudowały między nimi jakiś mur. - Muzyka jest czymś
transcendentalnym - mówiła nie przestając wirować. - Przez nią chcę cię
dzisiaj nauczyć wolności. Bycia sobą. %7łeby dać się jej przeniknąć, trzeba
być otwartym... Luznym... Nagim... Prawdziwym... - odpięła stanik; spłynął
po jej opalonym brzuchu i padł przy stopach jak czarny rozdeptany owad. -
Zrzuć z siebie wszystko. Wtedy i ty usłyszysz... Nieporadnie zdjął przez
głowę koszulę. Z napięcia i pożądania oddychał z trudem. - Teraz słyszysz?
- spytała. Przez chwilę wsłuchiwał się w siebie. - Nie... Nie słyszę...
Przysiadła przy nim. Czuł, jak jej grzywka dotknęła jego brwi i rozpalonego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl