[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ojca i matki. Jednak zaproszenie Alberta przyjął właśnie z tęsknoty za
domową atmosferą. Chciał doświadczyć tradycyjnych, radosnych,
hałaśliwych i rodzinnych świąt, których w dzieciństwie nie dane było
przeżyć ani jemu, ani braciom. Rzeczywiście czuł się niekiedy jak bezpański
pies wspomniany przez SarÄ™: zawsze w drodze, bez prawdziwego domu.
 O tak, milordzie  wymamrotała Clarissa, w skupieniu marszcząc
czoło, gdy wsuwała gałązkę ostrokrzewu w górną dziurkę płaszcza
zapinanego na guziki.  Teraz jest pan prawdziwym mieszkańcem
Ladysmith, przynajmniej do Trzech Króli.
Wyprostował się powoli i pogłaskał zieloną gałązkę. Ciekawe, gdzie
się podział jego radosny śmiech i beztroski nastrój Sary, która nagle
pobladła. Czy kiedyś zdecyduje się na zwierzenia?
Jakie to dziwne, że starania małej dziewczynki naśladującej
wielkoduszną matkę tak bardzo poruszyły i jego, i Sarę. Chyba rzeczywiście
byli oboje niczym bezpańskie psy, którym nie udało się znalezć ciepłego
przytuliska. Revell nie potrafiłby teraz kpić z tego porównania, choć miał na
to wielkÄ… ochotÄ™.
48
RS
 Mama twierdzi, milordzie  ciągnęła Clarissa  że człowiek jest
szczęśliwy, gdy ma się o kogo troszczyć, a ten ktoś też nim się opiekuje.
Czy tak, panno Blake?
Tym razem Sara nie odpowiedziała na pytanie uczennicy.
 Clarisso, wydaje mi się, że zostawiłam szal przy włoskim orzechu.
Zechcesz mi go przynieść?
 Oczywiście, panno Blake  odparła dziewczynka, radośnie kiwając
głową. Tak rzadko pozwalano jej biegać swobodnie, że nawet dwadzieścia
kroków  a tyle dzieliło ją od włoskiego orzecha  bez asysty dorosłych
uważała za ekscytującą wyprawę. Pobiegła natychmiast z obawy, że guwer-
nantka zmieni zdanie. Uradowana deptała śnieg i gałęzie.
Sara także spieszyła się, chcąc wyrzucić z siebie potok słów.
 Revell, wczoraj wieczorem...
 Nieważne  przerwał jej i zsunął z głowy kaptur. Drżała,
przeczuwajÄ…c, na co siÄ™ zanosi.
 Chcę tylko, byś wiedział, że...
 Dość  powiedział cicho i pocałował ją w usta. Chłodne powietrze,
jego gorące wargi i palce wsunięte w jej włosy... Powinna się odsunąć lub
zaprotestować, ale przymknęła oczy i poddała się z westchnieniem, które
szybko zostało stłumione.
Rozchyliła wargi, spragniona śmielszych pocałunków, aż poczuła
dobrze znany dreszcz rozkoszy. Zdrowy rozsądek podpowiadał, że trzeba
zapomnieć o Revellu, lecz zmysły z uporem i płomiennym oddaniem
zachowały wspomnienie o nim, a teraz wieloletnia rozłąka w jednej chwili
przestała mieć znaczenie. Wystarczył jeden całus, aby Sara zdała sobie
sprawę, że Revell był, jest i będzie jej przeznaczeniem.
49
RS
 Och, Saro.  Przerwał pocałunek, lecz nadal obejmował dłońmi jej
twarz.  Nie masz pojęcia, jak mi ciebie brakowało.
Uśmiechnęła się przez łzy, niezdolna wyrazić słowami, co czuje.
Drżąca i niepewna nie miała pojęcia, co będzie dalej. Mimo ogromnego
poruszenia usłyszała kroki wracającej dziewczynki, cofnęła się przezornie i
zwróciła ku niej.
Clarissa nadbiegła w rozwianej pelerynie i rzuciła guwernantce
oskarżycielskie spojrzenie.
 Przy orzechu nie ma szala, panno Blake.
 Naprawdę?  odparła Sara. Dręczona wyrzutami sumienia usiłowała
przygładzić włosy. Nie widziała teraz Revella, ale czuła za plecami jego
obecność. Z trudem zwalczyła przemożną pokusę, żeby ująć jego dłoń.
Czy to możliwe, by jeden pocałunek miał tak poważne skutki? Przez
tyle lat świetnie radziła sobie bez Revella. Co on w sobie miał, że stawała
się przy nim bezwolna i słaba, choć zarazem była świadoma, że po
wieczorze Trzech Króli znowu może zniknąć z jej życia? Czy zdawał sobie
sprawę, jak niebezpieczny jest dla niej ten flirt? A jeśli w ogóle go to nie
obchodzi? Powinni odbyć poważną rozmowę, i to jak najszybciej, zanim
ponownie zechce ją pocałować.
%7łeby tylko na nowo się w nim nie zakochała!
 Nie ma go przy orzechu.  Clarissa westchnęła i teatralnym gestem
wskazała koszyk z gałązkami ostrokrzewu i szalem przewieszonym przez
rączkę.  Przez cały czas leżał tu, gdzie go pani zostawiła. Gdyby... Panno
Blake, czy pani jest chora?
 Ależ skąd. Uchodzę za okaz zdrowia. Odkąd się znamy, ani razu nie
chorowałam, prawda?  odparła pospiesznie Sara, ale jej zapewnienie
wypadło dość blado. Nie przekonała ani siebie, ani swej podopiecznej.
50
RS
 Marnie pani wygląda  oznajmiła dziewczynka.  Moim zdaniem
powinnyśmy natychmiast wrócić do domu.
 Racja  wtrącił Revell. Głos Sary drżał, ale jego też brzmiał
niepewnie.  Jak wspomniałem, panna Blake jest wyjątkowo mądra niemal
we wszystkich dziedzinach, ale bywa niekiedy równie bezradna, jak my,
zwykli śmiertelnicy, i dlatego teraz musimy się nią zaopiekować, podobnie
jak na co dzień ona troszczy się o ciebie.
 Mama też tak mówi.  Dziewczynka skinęła głową, zdecydowana na
pewien czas przyjąć rolę czułej opiekunki. Troskliwie ujęła dłoń Sary. 
Idziemy, panno Blake. Koniec spaceru.
 To miłe, że tak się o mnie troszczysz, ale czuję się doskonale i nic mi
nie jest  protestowała Sara.  Rev... Milordzie, niech ją pan przekona.
 Odmawiam, bo panienka Clarissa ma rację  odparł Revell. Podniósł
koszyk i przewiesił go sobie przez ramię, a drugie podał Sarze. Jego
uśmiech był serdeczny, łobuzerski, a zarazem uwodzicielski. Wmawiała
sobie, że nie ma prawa do takiej poufałości z jego strony.  Wygląda pani na
znużoną, wiec mam obowiązek zaopiekować się panią najlepiej, jak potrafię.
Sara udawała z uporem, że nie widzi opiekuńczego ramienia.
 Nie jestem znużona.
 Ależ tak!  wtrąciła Clarissa, a potem dodała teatralnym szeptem,
zwracając się do Revella:  Ma pan całkowitą rację, milordzie. Musimy
troszczyć się o nią ze wszystkich sił. Mama twierdzi, że nigdy za wiele
starania o bliznich. A poza tym nie dbam o to, co o panu mówią inni. Wcale
nie jest pan największym łotrem i obwiesiem w całych Indiach, skoro tak
serdecznie zajÄ…Å‚ siÄ™ pan naszÄ… pannÄ… Blake.
Revell chwycił dłoń swojej najdroższej, umieścił w zgięciu ramienia i
delikatnie poklepał. Sara z ponurą miną uznała, że nawet jeśli on nie jest
51
RS
najgorszym obwiesiem w całych Indiach, ona sama z pewnością wiedzie
prym w hrabstwie Sussex, jeśli chodzi o kobiecą przewrotność.
52
RS
ROZDZIAA SZÓSTY
 Nareszcie, panno Blake!  zawołała kucharka, pani Green,
spoglądając ponad głowami dwu podkuchennych, które rękami białymi od
mąki zagniatały ciasto.  Lady Fordyce szuka pani po całym domu. Och,
lordzie Revell, proszę mi wybaczyć. Nie widziałam, że i pan tu jest!
 Trudno go nie zauważyć  wtrąciła Clarissa, sięgając po kawałek
pokrojonego na kwadraty placka ze śliwkami, upieczonego dla gości na
podwieczorek.  Sama widzisz, kucharciu, że jest wyższy i szerszy w
ramionach od naszego Alberta.
 Pochlebiasz mi, Clarisso  odparł pogodnie Revell, stawiając na stole
koszyk z gałązkami ostrokrzewu. Niósł go za Sarą jak usłużny lokaj, a nie
wielki pan. Zdumione i zachwycone podkuchenne wpatrywały się w niego
oczyma wielkimi jak spodki.  Chyba rzeczywiście tak jest, prawda, panno
Blake?
Sara nie odpowiedziała, tylko pospiesznie zrzuciła pelerynę,
przygładziła włosy i obciągnęła suknię, żeby godnie się prezentować, gdy
stanie znów przed lady Fordyce, która zapewne doszła do wniosku, że
tygrysy i słonie to nie jest właściwa dekoracja sali balowej. Sara
przeczuwała, że zostanie wkrótce skarcona za ten niefortunny pomysł.
 Pani Green  zagadnęła kucharkę i pospiesznie zdjęła mitenki.  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl