[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W takim przypadku nie zawaham się położyć mu kres".
Słowa te wypowiedziane były z taką bezsilną rozpaczą, że nie mogłam się powstrzymać od
litości.
Widok tego wycieńczonego ciała dręczonego okrutnymi bólami napełniał mnie wzruszeniem.
Atmosfera miejsca podkreślała jeszcze straszne wrażenie, jakie odczuwałam, patrząc na
wszechmocnego władcę Niemiec; wąskie wiejskie łóżko, zimne, betonowe ściany - wszystko
tchnęło nędzą więziennej celi.
On sam, z twarzą wykrzywianą grymasami bólu, leżał przede mną w swojej białej nocnej
koszuli obszytej niebieskimi wypustkami.
Wydawało się, że oddycha już zatęchłym powietrzem grobu.
Od czasu do czasu próbował jeszcze zachować fason i sztucznie się uśmiechnąć.
Nie miałam przed sobą "Fiihrera" wielkich Niemiec, lecz budzącego litość biedaka.
Hitler już nigdy nie odrodził się w pełni po tym kryzysie.
Później w Berlinie, gdy był kompletnie wyczerpany trudami dnia i w czasie nocnych
herbatek, kładł się na kanapie i zwierzał mi się często, że ludzkość nie jest warta tego, aby dalej
ciągnąć to życie.
Ludzka dwulicowość zawiodła go do tego stopnia, że stracił wiarę w życie.
"Zwierzęta są wierniejsze od ludzi" - powtarzał.
Od czasu do czasu jego wzrok padał na portret Fryderyka Wielkiego, który zdobił ścianę
ponad jego biurkiem, i powtarzał jego dobrze znane słowa: "Od czasu, gdy poznałem ludzi,
kocham psy".
W styczniu 1945 roku, po powrocie z Bad Nauheim do Berlina, Hitler zaczął marnieć w
oczach.
Prawie cały czas był w stanie ekscytacji.
Jego monologi w trakcie spotkań przy herbacie były już tylko monotonnym powtarzaniem
tych samych historii.
Jego repertuar coraz bardziej się zawężał.
Często opowiadał nam te same rzeczy w południe i wieczorem.
Właśnie w ten sposób mówił nam niemal każdego dnia: "Blondi, to wredne zwierzę, znowu
przyszła mnie obudzić dziś rano.
Podeszła do mojego łóżka, okazując przyjaźń, ale gdy ją zapytałem, czy chce wyjść, od razu
wycofała się do swojego kąta.
Zaniki pamięci stawały się coraz bardziej widoczne.
Tematy, na które lubił jeszcze dyskutować, stawały się coraz bardziej
interesujące.
banalne i mało
Nie rozprawiał już o problemach rasowych, ekonomicznych i politycznych; nie roztaczał
przed nami swojej wizji czasów antyku, jak lubił to czynić, wyjaśniając nam na swój sposób
przyczyny upadku imperium rzymskiego.
On, który był niezwykle zainteresowany wszelkimi problemami biologii, botaniki i zoologii,
a także społeczną ewolucją ludzkości (był przekonany, że ta ostatnia doprowadzi pewnego dnia do
powstania państwa termitów), w ostatnich swych miesiącach nie mówił o niczym innym, jak tylko
o tresurze psów, aprowizacji, a także głupocie i niegodziwości ludzi.
Stał się absolutnie niezrównoważony w opiniach na temat swojego otoczenia.
Ludzie, którzy przez lata cieszyli się jego specjalnym szacunkiem, nagle, bez przyczyny,
tracili w jego oczach całe uznanie.
Przy stole coraz częściej zdarzało mu się wygłaszać nieapetyczne uwagi.
Gdy w ciągu dnia spotkał kobietę, która, jak na jego gust, miała zbyt wyzywająco umalowane
usta, nie wahał się tłumaczyć potem przy posiłku, że pomadki są produkowane przy użyciu wody z
rynsztoków Paryża.
Zdarzało mu się również przedstawiać nam całą teorię na temat własnej krwi.
Z sadystyczną przyjemnością opowiadał nam o tym, że regularnie przystawiano mu pijawki,
aby obniżyć ciśnienie tętnicze.
Gdy pewnego dnia zwróciłam mu uwagę, że wzdrygam się na samą myśl o tych
paskudztwach, odpowiedział mi zdziwiony: "Ależ to są bardzo pożyteczne stworzenia, które czynią
wiele dobrego", i zwierzył nam się, że teraz Moreli po prostu spuszcza mu krew.
Uważał, że jest to i czystsze, i wygodniejsze.
Gdy był w złym nastroju, a widział nas jedzących mięso lub choćby tylko doprawiających
gotowane warzywa odrobiną wywaru mięsnego, zdarzało mu się czynić aluzje do upuszczania mu
krwi przez Morella: "Chyba każę przygotować wam kiszkę z naddatku mojej krwi.
Dlaczego nie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]