[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sama wyglądała dużo gorzej niż poprzednim razem. Jakby była bardzo, bardzo
zmęczona. Wstała ociężale z fotela. Sterylne fartuchy zaszeleściły, kiedy Matt wziął ją
w ramiona. Ciekawe, kto się zajmuje najmłodszym dzieckiem, przeniknęło mu przez
myśl; tym, które przyszło na świat przed paroma dniami?
Kiedy ją puścił, kobieta bez słowa ujęła go za rękę i podprowadziła do dwóch
malutkich łóżeczek. Miał wrażenie, że zależy jej na tym, aby spojrzał na dzieci.
Wielokrotnie widział ofiary ognia, zwykle poparzonych strażaków. Prędzej czy
pózniej rany się goiły, blizny zanikały. Ale to, co zobaczył tego dnia, wstrząsnęło nim
do głębi.
Blizniaki leżały opatulone od stóp do głów gazą, która osłaniała połacie
przeszczepionej skóry. Nawet oczy miały przykryte. Leżały na wznak, z nóżkami
wspartymi na specjalnych podpórkach, z rączkami wyciągniętymi w bok i
przywiązanymi do materacyka; wyglądały jak ukrzyżowane. Temu po lewej
spomiędzy warstw gazy wystawało kolano - idealnie gładkie, bez żadnych uszkodzeń
skóry. I właśnie na nim Matt zatrzymał wzrok, na tym małym, odsłoniętym kawałku
ciała.
A potem spytał szeptem:
- 50 -
S
R
- Jak one się czują?
Drugiemu blizniakowi serce natychmiast zaczęło gwałtownie łomotać. Salę
wypełniły przerażające dzwięki wydobywające się ze stojącego obok urządzenia. Nic
dziwnego, że matka do tej pory nie odezwała się słowem.
Pielęgniarka błyskawicznie znalazła się przy kroplówce.
Nagle coś zasyczało. Matt drgnął wystraszony, zastanawiając się, czym teraz
zawinił. Ale widząc, jak zmienia się kąt nachylenia materacy, uzmysłowił sobie, że
zapewne dzieci położono na specjalnych łóżkach przeciwodleżynowych.
Drzwi się otworzyły i do środka weszła druga pielęgniarka, która najwyrazniej
zrobiła sobie krótką przerwę na papierosa. W czystym, sterylnym pokoju zapach, jaki
się od niej unosił, wydał się Mattowi szczególnie odrażający.
Patrząc na Matta i matkę poparzonych dzieci, wskazała im na migi korytarz.
Pewnie zaraz miał być obchód.
Matt odprowadził panią Taylor do poczekalni; na miejscu poprosił ją, żeby
dbała o siebie, starała się odpoczywać, za bardzo nie denerwować, po czym pożegnał
się i wrócił do domu.
To było kilka dni temu.
Rozmyślał o tym teraz w windzie, kiedy jechał na górę po zdjęciu szwów. Po
chwili drzwi windy się rozsunęły. Na wprost znajdowała się wysoka lada, za którą
mieściła się dyżurka pielęgniarek. Stało tam dwoje ludzi, kobieta i mężczyzna w
zielonych fartuchach i czepkach na głowie; dyskutowali o czymś, pochyleni nad kartą
jakiegoś pacjenta.
- Moim zdaniem, powinniśmy wezwać doktora Millera i spytać, co sądzi o
radykalnym zwiększeniu dawki - powiedział mężczyzna.
Kobieta, podniósłszy wzrok, spostrzegła Matta.
- Pan do kogo?
- Chciałbym zajrzeć na moment do blizniaków pani Taylor - wyjaśnił cicho.
Pielęgniarka i pielęgniarz wymienili ukradkowe spojrzenie. Widząc to,
Matthew poczuł dziwny skurcz w żołądku.
- Kim pan jest? - spytał ciepłym, serdecznym tonem pielęgniarz.
- 51 -
S
R
- Nazywam się Matthew Creed. Jestem strażakiem, który je uratował. Już
kiedyś u nich byłem. Pani Taylor wyraziła zgodę na moje wizyty.
Pielęgniarka zaczęła coś kartkować.
- Faktycznie - rzekła po chwili. - Pana nazwisko rzeczywiście figuruje na liście
osób upoważnionych do odwiedzin, ale obawiam się...
Pielęgniarka z pielęgniarzem znów wymienili to dziwne, zakłopotane
spojrzenie. Zanim Matt zdążył ich o cokolwiek zapytać, z sali nieopodal wyłoniło się
dwoje starszych ludzi, najprawdopodobniej babcia i dziadek, którzy ruszyli w stronę
recepcji.
- Może wejdzmy tam - zaproponował pielęgniarz, wskazując mały oszklony
pokoik.
Weszli we dwóch. Szyby musiały być dzwiękoszczelne, bo kiedy pielęgniarz
zamknął drzwi, do środka nie docierały żadne odgłosy z zewnątrz - ani dzwonek
brzęczącego na ladzie telefonu, ani ożywiona rozmowa tocząca się między dziadkami
a pielęgniarką.
- Proszę, niech pan usiądzie... - powiedział pielęgniarz, zajmując jedno z
dwóch plastikowych krzeseł.
Matt zajął drugie; siedział zwrócony twarzą do okna, z rękami skrzyżowanymi
na piersi, z nogami szeroko rozstawionymi, czekając na cios. Podejrzewał, że zaraz
nadejdzie.
- Panie Creed, dzieci pani Taylor zmarły godzinę temu, w odstępie kilku minut.
Matt pochylił się, oparł łokcie na kolanach, zwiesił głowę. Miał chaos w
głowie. Nie wiedział, czy bardziej było mu żal kobiety, która straciła dwoje dzieci, czy
raczej powinien czuć ulgę, że blizniaki nie będą musiały dłużej cierpieć.
Boże, czasami tak strasznie nienawidził swojej pracy.
- Nasza rzeczniczka prasowa prosiła, żebyśmy nikomu o tym jeszcze nie
mówili - kontynuował pielęgniarz. - Chce chronić matkę przed szturmem, jaki
przypuszczą dziennikarze. Jak pan wie, sprawa pożaru i uratowanych przez pana
dzieci wywołała spore zainteresowanie w lokalnych mediach. Uznałem jednak, że
akurat pan ma prawo do tej informacji. Naprawdę bardzo mi przykro...
- Mnie też - powiedział cicho Matt.
- 52 -
S
R
Personel medyczny pracujący na oddziale poparzeń i strażacy mieli wspólnego
wroga, dlatego też wiedzieli, jak z sobą rozmawiać.
- Próby uzupełnienia płynów okazały się nieskuteczne; dzieci od tygodnia
cierpiały na ostrą niewydolność nerek. - Mężczyzna zacisnął rękę na ramieniu Matta. -
Zawsze robimy, co możemy, ale, niestety, czasem przegrywamy walkę.
- Wiem - szepnął Matt.
Przypomniał sobie, jak wpadł do płonącej przyczepy, jak wyjął z tlącego się
łóżeczka dwa małe ciałka. Były takie lekkie i bezwładne w jego ramionach. Azy
zapiekły go w oczach.
Chrząknął, odzyskując panowanie nad sobą.
- Dziękuję, że powiedział mi pan prawdę. - Wstał i wyciągnął na pożegnanie
dłoń. - Proszę się nie obawiać; wiadomość zatrzymam dla siebie, dopóki państwa
rzeczniczka nie powiadomi mediów.
- Będę panu wdzięczny.
Pielęgniarz otworzył drzwi, przepuszczając gościa przodem. Kilka osób z
personelu uśmiechnęło się do Matta ze współczuciem.
Kierując się do wind, uświadomił sobie, że tak samo jak po wybuchu w
Oklahomie, nie ma dokąd się udać, prócz własnego mieszkania, i nie ma z kim
podzielić się smutkiem. Pózniej oczywiście będzie mógł pogadać z Tomem i innymi
chłopakami z pracy. Oni zrozumieją targające nim uczucia, z jednej strony to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl