[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dołączy do towarzystwa jadącego na wyścigi. Dziewczyna uważała, że zgodnie
z zasadą winy i kary powinien to być Peregrine. Przecież ona sama nie mogła -
po całym ranku spędzonym w siodle, u boku markiza - okłamywać go, że nadal
zle się czuje. Przyszła jej do głowy znacznie lepsza wymówka: mogłaby mu
dać do zrozumienia, iż nie ma ochoty przebywać wśród kobiet, którymi - jak
markiz Rosyth słusznie się domyślał - pogardzała, wynosząc ponad ich
towarzystwo samotność oraz interesującą lekturę.
Poinstruowała Peregrine, co powinien powiedzieć, i udała się na górę. Po
drodze przyszło jej do głowy, że fakt, iż poprzedniego wieczoru pani Elverton
przyniosła jej książki z prywatnego apartamentu markiza, był prawdziwym
zrządzeniem opatrzności.
Mogła je teraz odnieść do saloniku i gdyby ktokolwiek zobaczył ją w
pokojach gospodarza, łatwo usprawiedliwiłaby swą obecność w tamtej części
domu.
Równocześnie jednak serce jej drżało z lęku nie tylko dlatego, że miała
okraść markiza, lecz na samą myśl, iż będzie musiała wejść do jego
apartamentów.
Na razie jednak trzeba było jeszcze zaczekać, aż liczna służba skończy prace
na piętrze.
Gdy tylko dziewczyna usłyszała dzwięk rogu, który oznajmiał, że powóz
opuszcza podjazd, zbiegła na dół, na poszukiwanie pana Greystone'a.
Zanim wyszła z pokoju, przypadkiem uzyskała jeszcze jedną przydatną
informację.
- Pani nie jedzie na wyścigi? - zapytała Elise widząc, że Neoma nie zakłada
czepeczka.
- Nie, Elise. Doszłam do wniosku, że byłoby to zbyt męczące, skoro wracam
do Londynu dziś wieczór zamiast jutro rano.
- Właśnie sobie myślałam, że tak pani zrobi, bo jak pani zeszła na śniadanie,
to kamerdyner pana Standisha
powiedział mi, że pan życzył sobie mieć kufry zapakowane na godzinę piątą.
- Moje bagaże muszą być gotowe o tej samej porze.
- Szybko się uwinę, proszę pani - zapewniła Elise. - Pani nie ma nawet i
połowy tego, co przywożą inne damy.
Neoma milczała.
- Teraz rano muszę pomóc pani Elverton - ciągnęła służąca - ale zaraz jak
tylko zjem obiad, spakuję pani bagaże i wszystko będzie gotowe na czas.
Zostawię na wierzchu tylko suknię podróżną, żeby pani mogła się przebrać.
- Dziękuję ci - powiedziała Neoma, a po chwili namysłu zapytała: - O której
godzinie służba jada obiad?
- Zazwyczaj w południe, proszę pani, ale kiedy Jaśnie Wielmożny Pan jest
poza domem, dostajemy obiad trochę pózniej, tak wygodniej kucharzom.
- Dużo pózniej?
- O pierwszej, ale będę tu najpózniej o drugiej, więc proszę się o nic nie
martwić. Spakuję kufry na czas.
- Jestem tego pewna - uśmiechnęła się dziewczyna. Wiedziała już wszystko,
czego się chciała dowiedzieć.
- Być może po południu - dodała niefrasobliwym tonem - pójdę obejrzeć
ogrody. Jak sądzisz, czy mogłabym dostać obiad o wpół do pierwszej?
- Tak, na pewno tak. Czy zje pani w małej jadalni? Samemu jest tam o wiele
przytulniej.
- Będzie mi bardzo miło - odparła Neoma. Następnie odnalazła pana
Greystone'a i cały ranek spędziła na zwiedzaniu wspaniałych komnat w tym
cudownym domu, którego piękno zapierało dech w piersiach.
Już same obrazy i porcelanę w pokojach królewskich mogłaby
kontemplować przez długie lata. Biblioteka, dokładnie taka, jak ją opisała pani
Elverton, długa i wysoka, miała sufit ozdobiony malowidłami Yerria. Pan
Greystone objaśnił dziewczynie, że imponujące biurko z mahoniu zostało
wykonane przez samego Williama Kenta, specjalnie dla trzeciego markiza.
Neoma z zajęciem obejrzała ogromną salę jadalną, wreszcie nie wypełnioną
ludzmi. Miała okazję podziwiać wiszące tu obrazy van Dycka, a także
rozstawione pod ścianami złocone podręczne stoliczki z marmurowymi
blatami.
Było dwadzieścia po dwunastej, kiedy pan Greystone powiedział:
- Przykro mi, panno King, ale za kilka minut mam wyznaczone spotkanie z
pełnomocnikiem Wielmożnego Pana. Jeśli będzie pani miała ochotę, może po
obiedzie zdołam oprowadzić panią jeszcze po kilku pokojach.
- Z największą ochotą - przystała Neoma. - Dziękuję, że zechciał mi pan
poświęcić cały ranek. Trudno mi znalezć słowa, by wyrazić, jak mi się podoba
ten przecudowny dom.
- Wielką przyjemnością była dla mnie możliwość oprowadzania po nim
kogoś, kto potrafi docenić piękno - skłonił się pan Greystone. - Byłoby mi
niezmiernie przykro, gdyby musiała pani wyjechać, nim zdąży obejrzeć
wszystko, panno King,
- Och, ja również bym żałowała. Czy mogę przyjść do pańskiego biura około
godziny drugiej?
- Będę pani oczekiwał - przyrzekł pan Greystone i oddalił się na umówione
spotkanie.
Neoma zaczekała w salonie, aż poproszono ją na obiad. Nie miała apetytu,
mimo że jedzenie podano wyborne, ponieważ ciągle przemyśliwała o tym, co
musi zrobić. Całą duszą wzdragała się przed niegodziwym czynem. Wiedziała
jednak, że dla Peregrine jest zdolna do znacznie gorszych zbrodni i bez
względu na to, jak trudno było jej złamać zasady, w myśl których ją
wychowano, nie miała wyboru, musiała ulec naleganiom brata.
Szybko skończyła obiad. Ponieważ cały czas uważnie nadsłuchiwała, w
pewnym momencie usłyszała daleki gong, przywołujący służbę na posiłek do
wschodniego skrzydła.
Podczas zwiedzania pan Greystone pokazał jej plan domu i dzięki temu
wiedziała dokładnie, jak szukać Apartamentów Królewskich, gdzie mieściła się
sypialnia markiza.
Nazwa Apartamenty Królewskie została nadana kilku pokojom po wizycie
Jerzego II, który wraz z małżonką przenocował niegdyś w Syth. Komnata
królowej przylegała do komnaty króla, zajmowanej teraz przez markiza.
Neoma mimochodem zastanowiła się, czy to Vicky Vale - niezaprzeczalnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]