[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Drzwi otworzyły się z impetem i wyszła zza nich najsmutniejsza istota, jaką
kiedykolwiek w życiu widziałam: dziewczyna mniej więcej mojego wzrostu, o ciemnych,
zlepionych w strąki włosach, z rozmazanym tuszem i wielką brązową plamą na bluzce.
Przypominała mi Carrie pod koniec filmu według Stephena Kinga, po tym, gdy oblano ją
świńską krwią. No dobra, może nie wyglądała aż tak zle, ale takie było moje pierwsze
skojarzenie.
- Właśnie wychodziłam - rzuciła sucho, pociągając nosem. Cisnęła do kosza kulę
papierowych ręczników i spiorunowała mnie wzrokiem. - Przykro mi, że temperatura nie
jest taka, jaką Wasza Wysokość by sobie życzyła - rzuciła z sarkazmem i minęła mnie.
Przez sekundę nie mogłam niczego wykrztusić. Bo oto po raz pierwszy ktoś inni niż
Ingrid ośmielił się mnie obrazić. Nie wiedziałam, czy ją znienawidzić, czy szanować.
Dziewczyna ruszyła do drzwi, ale Ingrid stanęła przed nią, zagradzając jej drogę.
- Jak się nazywasz? - zapytała, obrzucając dziewczynę wzrokiem od stóp do głów.
Uniosłam brwi, patrząc na Ingrid. Miała wyraz twarzy, który mówił, że właśnie ostro
kombinuje, ale nie mogłam wymyślić, co jej chodzi po głowie. Chciała w ramach akcji
charytatywnej popracować nad wizerunkiem tej dziewczyny? Do czegoś takiego nie
wystarczyłyby chyba wszystkie kosmetyki, które mam w torebce.
- Przepraszam - powiedziała sucho dziewczyna.
- Oryginalne imię - zakpiła Ingrid. Strzepnęła popiół do metalowego kosza i
uśmiechnęła się. - Wiesz, chyba jestem numer jeden wśród umysłów przestępczych XXI
wieku.
- O czym ty mówisz? - zdziwiła się dziewczyna. Odwróciła się do mnie. - Kim ona jest?
Twoim błaznem?
- Nazywam się Ingrid - odparła moja przyjaciółka, wyciągając rękę.
- Julia - odparła ta druga, patrząc na nas, jakbyśmy właśnie uciekły ze szpitala
psychiatrycznego. Zamiast podać Ingrid dłoń, cofnęła się dwa kroki.
- Miło cię poznać, Julio - powiedziała Ingrid. - Już znasz Jej Wysokość, Carinę.
- Cześć - skinęłam głową, a potem spojrzałam na Ingrid. Co ona kombinuje?
- Wiecie, że jesteście bardzo do siebie podobne - Ingrid najpierw okrążyła Julię, potem
mnie, cały czas trzymając się za podbródek.
Musiałam bardzo się postarać, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Tej dziewczynie
naprawdę potrzebny jest stylista. Nie wspomnę już o prysznicu i kilku lekcjach dobrych
manier.
- Nie sądzę, Ingrid - stwierdziłam, zapinając torebkę.
- Muszę stąd wyjść - odezwała się Julia.
- Czekaj! - Ingrid zatrzymała dziewczynę w pół kroku. - Julio, tylko... jedną sekundę,
zrób coś dla mnie. Podejdz tu i stań obok Cariny.
- Ingrid, do czego zmierzasz? - spytałam, tracąc cierpliwość. - Chcę już stąd wyjść.
- Pamiętasz o tym małym problemie, o którym mówisz bez przerwy, odkąd opuściłyśmy
pałac? - rzuciła Ingrid, patrząc na mnie znacząco. - Cóż, właśnie znalazłyśmy rozwiązanie.
Skrzywiłam się z niedowierzaniem. W jaki sposób ta osoba miałaby mi pomóc spotkać
się z miłością mojego życia?
- Wcale mi się to nie podoba... - zaczęła Julia.
- Daj spokój - przerwała jej Ingrid. - Chcę tylko, żebyś stanęła obok niej. Nie ma
królewskich wszy.
Julia spojrzała na mnie i westchnęła, a potem podeszła powoli i stanęła po mojej lewej
stronie. Spojrzałyśmy na swoje odbicia w lustrze, ona rozzłoszczona, ja sceptyczna. Nasze
oczy miały zbliżony kształt i kolor, byłyśmy podobnego wzrostu, ale poza tym...
- Dobra, a teraz słuchajcie mnie i wyobrazcie sobie - Ingrid zaczęła krążyć wokół Julii -
więcej podkładu, kilka pasemek, trochę kremu na pryszcze. Trzeba tylko podciąć te
rozdwajające się końce, trochę się wyprostować, wyregulować brwi i voile. Mogłybyście
być blizniaczkami. Julia pobladła.
- Jedziecie taki kawał drogi z Vinelandii tylko po to, żeby obrażać losowo wybranych
Amerykanów? - warknęła. - Nie, ja...
Ale Julia nie czekała. Odepchnęła Ingrid i szarpnęła drzwi od łazienki tak mocno, że
trzasnęły o ścianę. Napad złości? To wygląda znajomo.
- Czekaj! - krzyknęła Ingrid. - Nie chciałam cię obrazić! Uważam tylko, że przy
odrobinie wysiłku...
Pobiegła korytarzem za Julią, a ja spojrzałam w lustro i westchnęłam. Nadal nie
miałam pojęcia, o czym myśli Ingrid, ale cokolwiek to jest, jasne się stało, że Julia nie
zgodzi się łatwo na współpracę. To nawet lepiej. Jak na mój gust jest trochę za ostra. I
używa za mało mydła. Och, przynajmniej mam chwilę, żeby...
- Carino? - Głos Froken Killroy przerwał ciszę niczym pocisk. Zajrzała do łazienki i
zaczęła węszyć. - Dziewczęta, paliłyście tu? - Otworzyła usta z przerażenia, a skóra jej szyi
zakołysała się obrzydliwe. To tyle, jeśli idzie o chwilę samotności.
W drodze ze szkoły do domu pedałowałam tak szybko, że myślałam, że rower całkiem
się rozleci. Zdarzały mi się już gorsze dni - na przykład wtedy, gdy ziemniak eksplodował w
mikrofalówce i wysadziło korki w całym budynku, a potem ludzie ze skwaśniałym mlekiem
walili do moich drzwi i wrzeszczeli w najróżniejszych językach. Ten dzień był niewiele
lepszy. Zamierzałam zostać po lekcjach w bibliotece i pouczyć się do zbliżającej się
klasówki z biologii aż do czasu, kiedy powinnam iść na rozmowę. A teraz muszę dostać się
do domu, wziąć prysznic, znalezć jakieś ubranie, które wyglądałoby względnie oficjalnie i
dotrzeć do biura Take Five Lighting na piątą. A przy tym wszystkim, gdy już tam dotrę,
wyglądać na spokojną i zrównoważoną. I pełną zapału, i szczęśliwą. Może powinnam była
pogadać kilka minut dłużej z Cariną? Mogłaby mi udzielić kilku rad.
Ale z drugiej strony na samą myśl o tych dwóch dziewczynach zaczynałam szybciej
pedałować. Skąd one się urwały, żeby się tak mnie czepiać? Co za pozerki! Carina nawet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]