[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie ogromny, trzypiętrowy dom... taki fikuśny, jak domy na wschodzie. Sprowadził sobie
meble z Europy i wydał wielkie przyjęcie, na które zaprosił ludzi z całego miasteczka... nawet
starego Paddy'ego. Ale tamtej nocy coś się wydarzyło, co poróżniło tych dwóch. Co prawda
38
nikt nic nie widział, ale od tej pory Boyle ciągle czepiał się starego. To wtedy ludzie zaczęli
mówić, że Paddy jest szalony; bo żeby nie wiem jak Boyle mu groził, Paddy i tak tylko się
śmiał. Wiesz, co ten szalony staruszek kiedyś mi powiedział? Powiedział, że to i tak on się
będzie śmiał ostatni. Wyobrażasz to sobie? Choć z drugiej strony, tak właśnie było.
- Jak to?
- Paddy umierał na zapalenie płuc. Trzymał się aż do pewnej niedzieli, bo wiedział, że
w niedzielę Boyle zawsze gra w karty w saloonie. Też tam byłem i mówię ci, że jeszcze nigdy
nie widziałem, by ktoś tak umierał. Paddy wyczołgał się z łóżka, przywlókł się do saloonu i
położył na podłodze. Złożył dłonie na piersi, jakby już leżał w trumnie i oznajmił, że za parę
minut pożegna się z tym światem. I wtedy zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Boyle poderwał
się od stolika karcianego i podbiegł do Paddy'ego. Uklęknął obok starego i warcząc na
wszystkich, by się odsunęli, złapał go za koszulę na piersiach i zaczął nim potrząsać, wołając:
 Powiedz mi, kto to jest, ty stary dziadu! Powiedz mi, kto to jest!"
- I co się stało? - zapytał Douglas zafascynowany przedziwną historią.
- I wtedy wszystko się zrobiło jeszcze dziwniejsze. Paddy uśmiechnął się promiennie
do Boyle'a i szepnął mu coś na ucho. Potem wybuchnął śmiechem i umarł, śmiejąc się do
rozpuku. Umarł, śmiejąc się. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś podobnego. A Boyle
oszalał. Zaczął dusić martwego staruszka, obrzucając go najokropniejszymi przekleństwami.
Dwóch jego pomocników musiało go odciągnąć, by pracownik zakładu pogrzebowego mógł
zabrać Paddy'ego. Pamiętam, że jeden z nich zapytał, dlaczego Boyle nie zabił starego
Irlandczyka wcześniej? A ten tylko zataczał się i klął, aż wreszcie powiedział, że nie mógł
zabić starego nie dowiedziawszy się prawdy. Następnego dnia Trudy i ja poszliśmy uczcić
pamięć Paddy'ego i przysięgam ci, że ten łobuz leżał w trumnie z szerokim uśmiechem na
twarzy. Czy to nie najdziwaczniejsza historia, jaką w życiu słyszałeś? - Douglas skinął głową,
na co doktor westchnął i dokończył szybko: - Boyle szybko pogodził się z tym, co usłyszał od
Paddy'ego i już w następnym tygodniu zabrał się za Isabel i Parkera. Co prawda nikt nie
widział, jak Boyle pociąga za spust, ale wszyscy są przekonani, że to on zabił męża Isabel.
Podejrzewam, że sądził, iż po śmierci męża, dziewczyna sama padnie mu w ramiona... w
końcu była bezbronna i w ciąży... I tu pan Boyle popełnił błąd, gdyż Isabel wcale nie jest taka
bezbronna, jak siÄ™ wydaje.
- Czy jemu naprawdę chodzi o małżeństwo?
- O taak... chce załatwić wszystko legalnie. Ponieważ Isabel jeszcze jakoś nie zaczęła
go błagać, by ją poślubił, myślę sobie, że Boyle czeka na narodziny dziecka. To spryciarz...
Wie, że matka zrobi wszystko dla dobra swego maleństwa. Isabel jest wspaniałą kobietą, lecz
39
zbyt ładną. Okłamałem Boyle'a, powiedziałem mu, że dziecko nie przyjdzie na świat przed
końcem września, a ponieważ po Isabel nie było widać ciąży aż do piątego miesiąca, Boyle
bez trudu przełknął moje kłamstwo. Nie wiem, czy ten dodatkowy czas zda się na coś, ale
mam nadzieję, że ten drań zostawi ją w spokoju, dopóki nie zobaczy dziecka na własne oczy.
- Spakowałam już jedzenie! - zawołała Trudy z hallu. Doktor Simpson wstał
natychmiast.
- Jak jeszcze mogę ci pomóc, synu?
- Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby wysłał pan telegram do moich braci i zawiadomił
ich, że nie wrócę tak prędko, jak się spodziewałem.
Doktor wskazał mu papier i pióro.
- Napisz wszystko, co masz im do przekazania, a ja wyślę to jutro z samego rana.
- Czy odwiedza pan pacjentów z Liddyville w poniedziałki?
- Nie, w piątki i wtorki, ale mogę wymyślić jakiś powód, dla którego miałbym
natychmiast pojechać do Liddyville.
- To nie jest konieczne. Poza tym będzie lepiej, jeżeli nie zmieni pan swoich
przyzwyczajeń.
- Chcesz sprowadzić tu jakąś pomoc?
- Tak.
- Jakoś mnie to nie dziwi... - odrzekł doktor. - Ale muszę ci jeszcze o czymś
powiedzieć. Boyle niedługo wyruszy do Dakoty na coroczny zjazd rodzinny. Jeszcze nigdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl