[ Pobierz całość w formacie PDF ]
godnego pożałowania, wyjaśnił, że wraz z całą paczką rozstał się z jej chlebodawcą
około dziesiątej wieczór i że nie ma najmniejszego pojęcia, co mogło wydarzyć się
pózniej. Dodał, że mało go to zresztą obchodzi i dość chłodno, niemal oficjalnie,
pożegnał się ze świadkiem.
Aniela Bryś domyśliła się, że doszło do nowej scysji między nim a Szczapą.
Z jej relacji nie wynikało również, aby związek Szczapa - Brocha miał charakter
homoseksualny, ani też aby świadek miała świadomość, że podobny charakter mógłby
przybrać. Wręcz przeciwnie, w zeznaniu Bryś zaakcentowana została możliwość
związku pomiędzy Szczapą i Bożenką, rzekomo sprzedawczynią z MHD.
W dziwnym trójkącie Szczapa - Michał - Bożenka istnieć mógłby zarówno związek
sekretarza z Bożenką (jak domyślała się Aniela Bryś), którego ujawnienie musiało
wzburzyć narzeczonego Bożenki, Michała, jak i związek Szczapy z Michałem (jak
insynuował Kowadło i głosiła stugębna plotka), który to spowodować musiałby reakcję
Bożenki. Z zeznania gospodyni wynikało przecież, że to Michał Brocha zrobił scenę
zazdrości Szczapie a nie Bożenka. Mogło być i tak, pomyślał zmęczony tymi
spekulacjami, że Szczapa uwiódł najpierw Michała, a pózniej jego narzeczoną. Ale to
przecież bardzo swobodna i nieco dziwaczna hipoteza.
Z przedwojennej praktyki śledczej wyniósł niejaką wiedzę na temat erotycznych
związków pomiędzy mężczyznami i wielkiej drażliwości, jaka im towarzyszyła, ale
wyobrażenie sobie miłosnego trójkąta dwóch mężczyzn i kobiety wykraczało już poza
35
jego doświadczenie. Przypomniał sobie rzuconą od niechcenia uwagę doktora
Kierszmana: sprawcą może być narzeczona tego uwiedzionego przez Szczapę .
Właśnie, winna czy nie, tajemnicza panna Bożenka z opowieści Anieli znajduje się
w niebezpieczeństwie. Równie wielkim jak Michał Brocha, a może nawet większym.
Jej los zależał od chęci wyspowiadania się przez gospodynię Szczapy oraz
oczywiście od kapitana Wirskiego.
Kapitan odprawił świadka Anielę Bryś i wrócił do gabinetu denata, by tu
kontynuować literacki wątek śledztwa.
Zostawił go sobie niejako na deser, w nagrodę za trudy poniesione wczorajszego i
bieżącego dnia. A więc Księga Zoharu z biblioteki zmarłego.
Sięgnął po wydawnictwo noszące ślady intensywnej lektury, upstrzone na
marginesach zarówno hebrajskimi, jak i polskimi dopiskami.
Wirski przejrzał je wszystkie, skupiając się na fragmentach zaznaczonych ołówkiem.
Niektóre musiały pochodzić od Szczapy, inne od jego poprzedników.
W młodości Wirski poznał nieco święty język %7łydów; było to w czasach, kiedy
przyjaznił się z Aaronem Kaufmannem, synem warszawskiego rabina.
Jeszcze raz przeczytał domniemany list pożegnalny Szczapy:
Gdy oczy zamknę, zobaczę Cię wcześniej.
W ciemnym blasku wyłaniającego się z otchłani.
Jesteś Adamem, jesteś tym, który mnie zrodził.
Potem zamknął oczy i zaciągnął się papierosem, pierwszym od długiej godziny.
W miejsce obrazów z Zoharu wyłonił się zapis początkowych wersów sonetu XLIII
Szekspira:
Chcąc widzieć, oczy zaciskam boleśnie
Za dnia tonęły w zwykłej przeciętności,
Lecz kiedy usnę, widzę ciebie we śnie
Gdy mrocznym blaskiem jaśniejesz w ciemności.
Czyj przekład? - tego nie pamiętał.
Ważniejsze, że wyrażał fundamentalną myśl Zoharu, Księgi Blasku : dopiero sen,
który jest bratem śmierci, otwiera nam oczy na prawdziwe światło, ów mroczny
blask . Czy Szekspir był gnostykiem lub kabalistą?
Zapewne tak.
A czy był pederastą?
Być może: adresatem większej części sonetów okazał się młody arystokrata.
Czy ma to zwiÄ…zek z domniemanÄ… pederastiÄ… Szczapy?
Zapewne nie, ale.
Wirski wiedziony instynktem bibliofila obrócił oczy ku piątej półce po prawej.
Stały tu oryginalne, a także polskie wydania poezji Szekspira.
Odnalazł klasyczny przekład sonetów autorstwa Kasprowicza z 1922 roku.
Odłożył tomik na biurko, a potem sięgnął jeszcze po Sonnette, dwujęzyczne,
angielskie i niemieckie wydanie Gustawa Wolffa z roku 1939.
Zadowolony ze swego odkrycia, całkowicie zapomniawszy, co sprowadziło go do
mieszkania w alei Róż, pogrążył się w lekturze.
Kilkanaście uderzeń zegara w gabinecie Szczapy przypomniało mu, że miał do
36
rozwikłania inną niż szekspirowska kabałę: alibi obojga głównych podejrzanych,
Michała Brochy i młodej kobiety nazywanej Bożenką.
Zważywszy, że pierwszy był nieuchwytny, tożsamość drugiej nieustalona, zadanie
wyglądało na wyjątkowo trudne. Co nie znaczyło, że niewykonalne.
Pożegnał się z Paprotką z mocnym postanowieniem, że nie wróci tego dnia do
ponurego gmachu komendy stołecznej.
Zadzwonił jednak, aby dowiedzieć się o wyniki analizy daktyloskopijnej.
Kapitan Majewski, szef laboratorium, mitygował się, że nie ma całego materiału, ale
o wykonanej już części nie chciał informować, zasłaniając się wyraznym rozkazem z
góry .
- Nie powiecie mi, kapitanie, że to Krochmalski zabronił wam mnie informować!
Po dłuższej chwili, kiedy słychać było jedynie oddech szefa laboratorium, ten
wydusił z siebie:
- To nie był generał Krochmalski! Ale więcej wam nie powiem.
- Domyślam się, kapitanie Majewski, i przepraszam za natarczywość. Cześć pracy!
- Cześć! - nie bez ulgi w głosie zakończył Majewski.
Kapitan nakazał Paprotce opieczętowanie mieszkania Szczapy, a także
dowiadywanie się o wyniki badań w komendzie.
Miał niejaką nadzieję, że ta forma nacisku skróci choć trochę niepokojącą zwłokę.
Z alei Róż skręcił w prawo w Mokotowską, by zatrzymać się w barze u wylotu ulicy
do placu Trzech Krzyży.
Uderzający już od drzwi smród tytoniu i brudnych kurtek towarzystwa
wypełniającego pierwszą salkę nie przeszkadzał lokalowi cieszyć się renomą także
wśród odzianych w garnitury urzędników z pobliskich gmachów rządowych.
Zachęceni przystępną ceną tutejszych wyrobów wpadali po pracy na śledzika, sałatkę
i setkę. Przeznaczono dla nich drugie, wewnętrzne pomieszczenie Baru
Warszawskiego, gdzie nie nagabywani przez podpity plebs mogli kontemplować biust
bufetowej Hani, łagodnie kołyszący się nad ladą pełną wyśmienitego garmażu.
Ten widok cenił sobie również kapitan Wirski.
W sytuacjach, kiedy problemy śledcze zdawały się go przerastać, zwykł był
wyłączać się na kilka godzin w nadziei, że szczęśliwy los podsunie mu jakieś ważne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]