[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W uszach brzmiał jej głos Louise, kiedy opowiadała o śmierci
Charles'a. I nagle poczuła, jakby Louise mówiła do niej tuż
obok.  Skacz, Marie-Ange! Skacz! Teraz!"
RS
163
Usłuchała tego głosu i wreszcie skoczyła. Szeroka spódnica
czerwonej sukni wydęła się wokół niej jak spadochron. Spadła
na siatkę i na chwilę straciła oddech. Pierwszą twarzą, jaką
ujrzała nad sobą, gdy otworzyła oczy, była twarz Bernarda.
Płakał i wyciągał do niej ramiona, lecz ona gwałtownie
szarpnęła się do tyłu. Kiedy się wahała, czy skoczyć, zobaczyła
w jego oczach nienawiść, i teraz wszystko już rozumiała.
Bernard naprawdę był potworem, człowiekiem, który gotów był
zabić troje dzieci, w tym dwoje własnych, i dwie kobiety, a
wszystko po to, aby zdobyć pieniądze, dużo pieniędzy.
Zmierzyła go chłodnym spojrzeniem i odwróciła głowę.
- Mój mąż próbował nas zabić - powiedziała spokojnie,
zaskoczona równym, pewnym brzmieniem swojego głosu i
słowami, które wydobyły się z jej ust. - Zamknął drzwi
prowadzące na dach i zabrał ze sobą klucz, żebyśmy nie mogli
uciec. Zostawił nas tam na śmierć.
Bernard cofnął się, jakby go uderzyła.
- To nie jest jego pierwsza próba zabójstwa - ciągnęła głośno,
bez śladu niepewności, tak aby wszyscy ją słyszeli. Bernard
zniszczył wszystko, co było jej drogie i wiedziała, że nigdy mu
tego nie wybaczy. - Parę lat temu podpalił dom swojej pierwszej
żony. W pożarze zginął wtedy jej czteroletni synek. - Spojrzała
Bernardowi prosto w oczy i teraz również ujrzała w nich
płomienną nienawiść. - Próbowałeś nas zabić - rzekła dobitnie.
Bernard podniósł dłoń, jakby chciał wymierzyć jej policzek,
ale zaraz się opanował.
- Ona kłamie! - wykrzyknął. - Nie wie, co mówi! Zawsze była
niezrównoważona!
Zciszył głos i starał się uspokoić. Stojący obok niego
komendant straży pożarnej nie spuszczał wzroku z twarzy
Marie-Ange, która bynajmniej nie zrobiła na nim wrażenia
niezrównoważonej.
- Zupełnie się załamała - ciągnął Bernard. - Jest w szoku.
RS
164
- Podłożyłeś ogień, Bernardzie - powiedziała lodowatym
głosem Marie-Ange. - Zostawiłeś nas tam i zabrałeś klucz.
Chciałeś, żebyśmy zginęli, bo wtedy dostałbyś wszystkie
pieniądze. Szkoda, że sam nie spłonąłeś, ale może następnym
razem szczęście cię opuści...
Gdy skończyła mówić, policjant z miejscowego posterunku,
który przyjechał do zamku równocześnie ze strażą pożarną,
dyskretnie przesunÄ…Å‚ siÄ™ w kierunku Bernarda. Jeden ze
strażaków szepnął mu coś do ucha i policjant położył rękę na
ramieniu Bernarda. Usiłował przekonać hrabiego, aby spokojnie
udał się na posterunek i odpowiedział na kilka pytań. Bernard
oczywiście odmówił i dał wyraz swemu oburzeniu.
- Jak pan śmie! - krzyknął. - Dlaczego słuchacie, co ona
mówi?! To wariatka!
- A Louise? - odezwała się Marie-Ange, po której twarzy
spływały teraz duże krople łez. - Czy ona także jest wariatką? A
co z Charles'em? Miał cztery latka, kiedy go zabiłeś!
Rozpłakała się głośno. Jeden ze strażaków narzucił na jej
ramiona gruby koc. Noc była bardzo zimna. Pożar został już
prawie zupełnie ugaszony, lecz z zamku Marmouton pozostały
tylko mury.
- Panie hrabio, mam nadzieję, że pójdzie pan z nami
dobrowolnie - powiedział policjant. - Jeżeli jednak będzie pan
stawiał opór, uprzedzam, że będę musiał założyć panu kajdanki.
- Dopilnuję, żebyś stracił za to pracę, durniu! - wrzasnął
Bernard. - To skandal!
Po chwili jednak poszedł w stronę policyjnego wozu i bez
słowa zajął miejsce na tylnym siedzeniu. Marie-Ange została
sama z dziećmi, kilkoma mężczyznami z farmy, którzy
przybiegli, aby ratować zamek, i kucharką. Robertowi podano
tlen i teraz chłopczyk był zupełnie spokojny, chociaż drżał z
zimna. Heloise mocno spała w ramionach strażaka, zupełnie
jakby nic się nie stało. Alain Fournier zaproponował, aby Marie-
Ange z dziećmi spędziła resztę nocy w jego domu.
RS
165
Patrząc na dogasający pożar, młoda kobieta zdała sobie
sprawę, że oto znowu zaczyna wszystko od zera, ale wydało jej
się to zupełnie nieważne. Jej dzieci ocalały i były zdrowe, ona
także, i nic poza tym nie miało najmniejszego znaczenia.
Stała jeszcze przez długą chwilę, następnie poszła do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl