[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przynajmniej jestem szczery.
- Są chwile - odezwała się ostro - kiedy doprowadzasz
mnie do prawdziwej wściekłości.
- Tak czy nie?
- Tak - wyrzuciła z siebie.
Zginęła gdzieś jej pewna siebie mina. Wyglądała tak, jak
by ju\ za moment miała zmienić zdanie. Z głośnym trzaskiem
Luke odsunął krzesło i wstał.
- Nie masz się czego bać. Wszystko będzie dobrze.
Zobaczysz. - Przeszedł dookoła stołu i wziął w ręce jej zimne
dłonie. - Gdzie jest twoja sypialnia?
- Tam.
Pomógł jej wstać. Przyszła dla niego chwila najcię\szej
próby. Kiedy musiał zapanować nad własnymi \ądzami. Luke
widział zdjęcia Donalda. I gotów był iść o zakład, \e był z
niego kochanek samolubny i byle jaki. A teraz do niego,
Luke'a, nale\ało naprawienie wszystkich szkód, które Donald
wyrządził Katrin.
Okna sypialni wychodziły na zarośla. Zciany i staromodne
mał\eńskie łó\ko pomalowane były na biało. Na łó\ku le\ała
z grubej wełny utkana narzuta. Luke zaciągnął zasłony, zdjął
buty i ściągnął koszulę. Z kieszeni wyjął garść kolorowych,
foliowych opakowań i poło\ył na brzegu stołu.
Katrin stała jak figurka z porcelany. Blada i nieruchoma.
Pragnął porwać ją w ramiona i obsypać gwałtownymi
pocałunkami. Ale oparł tylko ręce na jej ramionach i muskał
delikatnie wargami jej policzki i usta.
- Wspaniale smakujesz - szepnął.
- Nie wiem, co...
- Ciii. Wszystko będzie dobrze. Mamy dla siebie całą noc.
A ja pragnę tylko jednego. Dać ci rozkosz.
- Ale...
Zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem. Wcią\
powstrzymywał własne pragnienia. Ta noc nale\ała do Katrin,
nie do niego. Z niewiarygodną czułością sunął ustami po jej
szyi. Potem po czole, brwiach i oczach. Opuszkami palców
dotknął jej ust. Powiew jej oddechu rozpalił w nim krew.
Zaczynał wątpić w swoje opanowanie.
Powoli, Luke. Powoli!
Niespodziewanie Katrin skapitulowała. Pocałowała jego
palce. Ujęła w dłonie jego twarz i wpiła się wargami w jego
wargi. Gwałtowna po\oga rozpaliła mu zmysły, kiedy
poło\yła dłonie na jego nagiej piersi. Muskała go delikatnymi
dotknięciami. Przytuliła się doń całym ciałem.
- Nie ma pośpiechu - szepnął. I pocałował ją jeszcze
namiętniej.
Nie mógł pozwolić sobie na utratę panowania nad sobą.
Musiał pokazać jej, \e nie jest Donaldem Stainesem. Nie
odrywając się od jej ust, wyjął zapinki z jej włosów, które
jasną kaskadą spłynęły na jej ramiona. Zanurzył w nich palce.
Poczuł jej dłonie na karku, na barkach, na plecach. Poczuł
jej piersi przyciśnięte do swoich piersi. Pragnął jej szaleńczo.
Lecz ze wszystkich sił starał się panować nad sobą. Poniewa\
to była Katrin, której pragnął najbardziej na świecie.
- Mam na sobie zbyt du\o ubrania - wymamrotała.
Luke zamierzał rozebrać ją powoli i dokładnie. Ale jej
niecierpliwość pokrzy\owała mu plany. Prawie zerwał z niej
sweter i cisnął na krzesło. Biel koronkowego staniczka
podkreślała jej mleczną cerę.
- Jesteś taka piękna - wychrypiał. - śe wprost brak mi
tchu.
- Naprawdę? - Zaśmiała się cichutko. Naparł na nią
biodrami.
- To się nie da ukryć - powiedział.
Uśmiechnęła się. Z mieszaniną dumy i zawstydzenia. On
tak nie potrafił. Zawsze panował nad emocjami. Z głębokim
postanowieniem, \e i tym razem będzie tak samo, pocałował
ją.
Tymczasem ona mocowała się z jego paskiem.
- Wez mnie do łó\ka, Luke - rzuciła. - Ju\ nie jestem
zdenerwowana, prawda?
Miała cudownie niebieskie oczy. Ocierała się niego jak
kotka. Luke sięgnął do metalowego guzika przy jej d\insach.
Odsunął suwak. Oczy jej pociemniały. śyłka na jej szyi
pulsowała coraz gwałtowniej. Gdy ściągnął z niej spodnie,
pomagała mu z cichym śmiechem.
Kochał jej śmiech.
Kochał? Te\ coś? Przecie\ on nie znał znaczenia słowa
miłość". I nie miał ochoty poznać. Zmiała się ładnie. I co z
tego?
- Luke? - szepnęła. Ocknął się z zamyślenia.
- Twoja kolej - powiedziała bez tchu.
Stał nieruchomo, gdy trudziła się z zamkiem przy jego
spodniach. Widział z góry jej pochyloną głowę. Głaskał po
włosach. Lśniły jak księ\yc w jeziorze. Nigdy nie sądził, \e
potrafi być taki romantyczny. Co się z nim działo? Kiedy jego
spodnie opadły na podłogę, przycisnął Katrin do siebie z całej
siły. Jakby nigdy jeszcze nie był z kobietą. Jakby słowa głód i
po\ądanie nabrały nagle całkiem nowego znaczenia.
Dość tych głupstw! pomyślał. I pocałował ją. Sięgnął za
jej plecy i rozpiął staniczek. Jak zahipnotyzowany, poło\ył
dłonie na jej piersiach. Schylił się i obsypał je pocałunkami.
Dr\ała leciutko.
- Wszystko w porządku? - spytał.
- Och! Luke. Nigdy nie czułam się taka bezwstydna -
wyznała z rozbrajającą szczerością.
Padły ostatnie mury obronne Luke'a. Jej szczerość i
zaufanie to sprawiły. Zaufała mu bezgranicznie.
Nie wolno mu było jej zawieść. Ale te\ nie mógł
pozwolić, by rozwinęło się to w cokolwiek innego.
Niecierpliwym ruchem zerwał z siebie bokserki.
- Chodzmy do łó\ka, Katrin.
Z powabną gracją i ona zdjęła resztkę bielizny. Wziął ją
rękę i poprowadził do łó\ka. Jej włosy rozsypały się po
poduszce. Przez chwilę upajał się ich widokiem. Napawał się
jej pięknem. I odwagą, pomyślał.
Pocałował ją i powoli uło\ył się nad nią. Przylgnął do niej.
Starając się tylko jej nie zgnieść. Ocierał się o nią, w górę i w
dół. Ale nim jeszcze był gotów, oplotła go nogami, szepcząc
jego imię pośród szybkich pocałunków.
Spokojnie, Luke! Spokojnie. Co z twoją techniką?
Schylił głowę i sięgnął ustami do jej piersi. Jęknęła z
rozkoszy, kiedy chwycił wargami sutek. Pomału wędrował
ustami po całym jej ciele. Jego dłonie podą\ały tym śladem. A
gdy dotarły między jej uda, krzyknęła głośno, błagając o
więcej.
Luke sięgnął po foliowe opakowanie. Mocował się z nim
przez chwilę. A gdy był ju\ gotów, wsunął się w nią. Teraz,
pomyślał. Teraz. Z jej twarzy wyczyta, \e był to właściwy
moment. Po chwili znalezli wspólny rytm. A\ do
gwałtownego końca.
Wsparty na łokciach, poło\ył głowę na jej ramię. Jego
serce pomału wracało do normalnego rytmu, oddech uspokajał
się. Ostro\nie uło\ył ją na boku, twarzą ku sobie. Le\ała z
zaciśniętymi powiekami.
- Katrin? - szepnął. - Dobrze się czujesz?
Wtuliła mu twarz w pierś. Jakby nie była jeszcze gotowa
spojrzeć mu w oczy.
- Wszystko w porządku - wymamrotała. - A ty?
- Zwietnie.
- Naprawdę? - Uniosła głowę. - Bo przez cały czas
powstrzymywałeś się. A\ do końca.
Powinien był pamiętać, jak była spostrzegawcza.
- Chciałem być pewien, \e cię nie zawiodę.
- Nie chciałeś stracić kontroli.
- Nienawidzę wiwisekcji - rzucił gniewnie.
- Nienawidzisz, kiedy nazbyt zbli\am się do prawdy. Do
ciebie.
Luke poczuł gwałtowną wściekłość.
- No to kogo wolisz, Katrin. Mnie czy Donalda? - rzucił.
- Ciebie. Oczywiście. Donald był w łó\ku takim samym
egoistą jak w całym \yciu.
- Osiągnąłem, czego chciałem. Starałem się dać ci
satysfakcję i udało mi się.
- Dlaczego uwa\asz, \e zdołałeś sprytnie mnie zmylić?
Czy\byś miał się za zawodowca?
- Wcią\ przekręcasz moje słowa. Uniosła się na ramieniu.
- Opowiedz mi o swoich rodzicach, Luke. O braciach,
siostrach i kuzynach. Gdzie dorastałeś? I dlaczego tak
gwałtownie reagujesz na najmniejszą wzmiankę o twojej
rodzinie?
- Zawarliśmy umowę. Takich rozmów ona nie obejmuje.
- Zawarliśmy. To prawda - powiedziała. - I to ja sama,
głupia, ją sprowokowałam. - Uśmiechnęła się doń urzekająco.
- Ale skoro mamy dla siebie tylko tę noc, nie powinniśmy
tracić czasu. Gadanie nie doprowadzi nas do niczego. Wcią\
jeszcze był zły.
- Z przyczyn oczywistych, muszę pójść od łazienki -
burknął.
- Mam nadzieję, \e przyniosłeś dosyć zabezpieczeń na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]