[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oburzeniem, opierając dłoń o kolumienkę łóżka. - Po pierwsze, tak mi
się przynajmniej wydaje, lord Freddie i lady Anne byli wówczas,
dwadzieścia pięć lat temu, świeżo po ślubie.
Julia otworzyła szeroko oczy.
- Och, Caro, wiem, że nie za wiele bywałaś w świecie, ale nawet
ty musisz wiedzieć, że nic i nikt nie powstrzyma mężczyzny, świeżo
po ślubie czy nie, przed zmajstrowaniem dziecka pokojówce!
- %7łal mi ciebie, że jesteś taka cyniczna - odrzekła Caroline.
Lavender chciała, by dały spokój tej kłótni, a jeśli już musiały się
kłócić, żeby robiły to poza jej sypialnią. Julia była w stanie
wyprowadzić z równowagi świętego, i Caroline, zazwyczaj tak
łagodna, była, zdaje się, w wyjątkowo bojowym nastroju.
Lavender podeszła do bratowej. W orzechowych oczach Caroline
dostrzegła łzy. Nagle uświadomiła sobie, jaka to ciężka próba dla
kobiety w piątym miesiącu ciąży - znosić towarzystwo Julii, jak
zwykle rzucającej przytyki na prawo i lewo.
- Chodz, Caro, na pewno jesteś bardzo zmęczona - powiedziała
łagodnie. - Zejdę do kuchni i powiem, żeby podano ci kolację do
pokoju. Nie powinnaś się teraz przemęczać, bo lada chwila
przyjeżdżają Covinghamowie.
Caroline posłała jej spojrzenie pełne wdzięczności.
- Dziękuję ci. Rzeczywiście trochę mi słabo, przyznaję. - Ujęła
rękę, którą Lavender jej podała, chcąc pomóc bratowej dojść do drzwi.
- Uff! O wiele lepiej! Słowo daję, mam wrażenie, że powiększam się
w mgnieniu oka - we wszystkich kierunkach!
Julia wyglądała tak, jakby chciała wygłosić kolejną złośliwą
uwagę na ten temat, ale Lavender spiorunowała ją wzrokiem.
- Kuzynko Julio, chcesz jeść kolację tutaj? Wprawdzie to mój
pokój, lecz chętnie ci go użyczę.
Nawet Julia wreszcie zrozumiała. Wstała z miejsca.
- Bardzo dobrze! Widzę, że mnie tu nie chcą. Zostawię was i
pójdę poszukać Lewisa. Wspaniale będzie porozmawiać z nim o
starych czasach - tylko we dwoje.
- Kretynka! - oświadczyła Lavender kategorycznie, podając
Caroline ramię i pomagając jej dotrzeć do głównej sypialni. - Lewis
na pewno podziękuje jej za towarzystwo. Jak długo ona zamierza tu
zostać, Caro? Czy nie można znalezć jakiegoś sposobu, żeby nakłonić
ją do wyjazdu?
- Będę myślała o tym przez cały wieczór - obiecała Caroline, z
westchnieniem ulgi zapadając się w fotel przy kominku. - Musimy się
jej pozbyć, bo w przeciwnym razie wszyscy oszalejemy! - Poklepała
Lavender po ręku. - Nie zapomniałam, moja droga, że teraz to ty masz
problem, z którym musisz się jakoś uporać. Jeśli chcesz o tym ze mną
porozmawiać...
Urwała w pół zdania, z błyskiem w oku.
- Och, kochanie, czyżby ta zawzięta mina oznaczała, że twoja
decyzja jest nieodwołalna? Tyle razy miałam okazję widzieć Lewisa,
jak wyglądał zupełnie tak samo.
Lavender wbrew sobie parsknęła śmiechem.
- Tak się boję, Caro, Mimo to nie zmieniłam zdania. Nie wyjdę za
pana Hammonda.
Caroline wzruszyła ramionami.
- Niech więc tak będzie. Zobaczymy, co przyniesie czas. Mam
nadzieję, że niestosowne uwagi Julii o jego pochodzeniu nie sprawiły
ci przykrości?
Lavender pokręciła przecząco głową.
- Prawdę mówiąc, powinnam jej za to podziękować.
- Na widok zdziwionej miny Caroline uśmiechnęła się.
- Przypomniała mi o książce, którą tu widzisz. W natłoku tych
wszystkich wydarzeń całkiem zapomniałam spytać pana Hammonda o
jej pochodzenie. Skoro jednak była w rzeczach jego matki, a ona
pracowała jako pokojówka, równie dobrze mogła ją zabrać z Kenton
Hall.
- Julia twierdzi, że Eliza była pokojówką w Riding Park, a nie w
Kenton - powiedziała Caroline powoli. Podniosła wzrok na Lavender.
- Tak czy inaczej, to dobra myśl. Jak tylko przyjadą Covinghamowie,
zapytamy lady Anne, bo ani przez minutę nie dałam wiary
skandalicznemu twierdzeniu Julii, jakoby Barney Hammond był
synem lorda Freddiego.
- Na pewno nie. - Lavender skierowała się ku drzwiom. -
Covinghamowie za bardzo się kochają, żeby taka historia brzmiała
wiarygodnie.
- Poza tym - dodała Caroline z uśmiechem - Barney nie ma nosa
Covinghamów. Równie dobrze można byłoby sugerować, że jest
nieślubnym synem sir Thomasa Kentona. - Jej uśmiech przygasł. - To
jest pomysł.
Lavender wybuchnęła śmiechem na myśl o tym, że oderwany od
życia baronet spłodził nieślubnego syna.
- Co się dzieje z twoją głową, Caro? Obawiam się, że jeśli Barney
jest nieprawym synem jakiegoś szlachcica, pierwszym kandydatem
musi być markiz Sywell. - Westchnęła. - Możesz mi pożyczyć trochę
wody różanej? Mam wrażenie, że za sprawą Julii głowa pęka mi z
bólu.
- Liczyłam na to, że znajdę cię w lepszym nastroju, najdroższa
Lavender - powiedziała płaczliwie Frances Covingham, przytrzymując
przyjaciółkę na odległość ramienia i wpatrując się uważnie w jej
twarz. - Wyglądasz jak śmierć na chorągwi. Zaraz, zaraz, dotarły do
mnie jakieś dziwne plotki na twój temat. I pomyśleć, że uważałam, że
wieś jest nudna.
Wsunęła rękę pod ramię Lavender i poprowadziła ją w kierunku
schodów.
- Chodzmy do twego pokoju. Tam będziemy mogły spokojnie
poplotkować. Słyszałam, że pani Chessford zatrzymała się u was? Co
za pech!
Ich rozmowa miała miejsce na drugi dzień po rozmowie Lavender
z Barneyem. Covinghamowie przybyli jakieś pół godziny wcześniej,
zamierzając zostać kilka dni. Nie sposób było się oprzeć wrażeniu, że
atmosfera w domu natychmiast się poprawiła. Caroline z wielką
przyjemnością zobaczyła się znów z lady Ann, a Lewis zaanektował
lorda Freddiego dla siebie i obaj wybrali się na objazd posiadłości.
- Niebawem dobry humor ci wróci - ciągnęła Frances, kiedy już
znalazły się na górze i ruszyły korytarzem do sypialni Lavender. -
Lady Perceval, którą odwiedziliśmy po drodze, powiedziała, że nigdy
nie słucha wiejskich plotek i że nie powinnaś przywiązywać do nich
wagi. Ale zanim tak się stanie, chcę dowiedzieć się wszystkiego.
Lavender roześmiała się wbrew sobie.
- To nic zabawnego, Frances, wierz mi - powiedziała z goryczą. -
Wcale nie jestem pewna, czy twoja matka powinna ci pozwalać
przyjaznić się ze mną. Przecież jestem skompromitowana.
- Bzdura! - odparła Frances z całą stanowczością. - Mama nie jest
tak zasadnicza, żeby przejmować się głupimi pogłoskami. Bardziej
zmartwiła ją myśl, że przyjdzie jej przebywać pod jednym dachem z
twoją kuzynką.
Lavender stłumiła chichot. We Frances było coś takiego, co
niezwykle podnosiło innych na duchu. Przyjaciółka promieniała
radością życia, a teraz jej ciekawskie spojrzenie błądziło po sypialni i
z zachwytem kiwała głową.
- Och, cóż za czarujący pokój! A jaki widok! Oświadczam, że jest
tu równie pięknie, jak w hrabstwie Northampton. - Obróciła się wokół
własnej osi, przysiadła w nogach łóżka, gdzie poprzedniego wieczoru
siedziała Caroline, i położyła ręce na drewnianym oparciu. Lavender
zajęła miejsce naprzeciwko.
- A teraz opowiedz mi, co się wydarzyło - nalegała Frances. -
Słyszałam, że chodzi o tego czarującego pana Hammonda. Myślisz, że
za niego wyjdziesz, Lavender? Ty szczęściaro.
- Frances! - przerwała jej Lavender, starając się, by jej słowa
zabrzmiały surowo, lecz poniosła sromotną porażkę. Uśmiechnęła się.
- Mówię ci, w tym nie ma nic zabawnego.
- Wiem. Jestem nie do zniesienia. - Frances oparła podbródek na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl