[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciepło.
- Zabiorę go, o ile Sam się na to zgodzi. Dziś wieczór nie mam nic do roboty.
W czasie mojej wyprawy z Charlotte na tańce Peter wybierał się na kolację z
przyjaciółmi, poza tym, prawdę mówiąc, nie wiedziałam, czy Sam zaaprobuje taką
zamianę. Spodziewał się, \e pójdzie z ojcem, i chocia\ lubił Petera, mógł się nie
zgodzić na wyprawę na bal przebierańców z innym mę\czyzną.
- Mo\e go zapytamy? - zaproponował Peter rzeczowo. - Jeśli będzie mu to
odpowiadać, odwołam spotkanie.
Wiedziałam, \e bardzo lubi ludzi z którymi się umówił. Przyjechali z Londynu
do Nowego Jorku tylko na kilka dni, a to był ich jedyny wolny wieczór. Jednak ani
przez moment nie wątpiłam, \e skorzystamy z jego pomocy.
- Pozwól, \e najpierw ja to zrobię - powiedziałam z wdzięcznością przestając
go całować. - Dziękuję ci za pomoc... Wiem, \e Sam bardzo czekał na tę imprezę.
Lecz kiedy mój syn usłyszał co się stało, był zbyt zawiedziony by zdobyć się
na odrobinę rozsądku. Nie obchodziła go propozycja Petera, był wściekły na Rogera i
tak zrozpaczony, \e zwinął kostium Batmana w kulkę i rzucił go na podłogę.
- Nie idę - oznajmił, rzucając się na łó\ko z twarzą mokrą od łez. - To tata
zawsze chodził ze mną na bale przebierańców... bez niego nie będzie tak samo.
- Wiem, kochanie... ale to nie jego wina. Helena jest chora. Ojciec nie mo\e po
prostu wyjść i zostawić jej samej. Co by się stało, gdyby musiała jechać do szpitala, a
jego by nie było?
Z głębi poduszki dobiegły przytłumione, lecz mimo wszystko wyrazne słowa:
- Powiedz, \eby zadzwoniła na 999.
- Dlaczego nie chcesz iść z Peterem?
- On nie jest moim tatą. Mo\e ty byś się ze mną wybrała? - zapytał Sam,
obracając się na plecy i spoglądając na mnie \ałośnie. Na jego twarzy wcią\ widać
było świe\e łzy.
- Muszę iść z Charlotte na tańce.
Powiedziawszy te słowa zauwa\yłam, \e przez uchylone drzwi wszedł do
pokoju Peter. Zrobił jeden ostro\ny krok, stanął niepewnie i przez chwilę patrzył
prosto na Sama jak mę\czyzna na mę\czyznę, po czym zadał pełne szacunku pytanie:
- Mogę wejść?
Sam przytaknął, ale nie odezwał się ani słowem, kiedy Peter powoli podszedł
do łó\ka i cicho usiadł na brzegu. Wyszłam na paluszkach modląc się, by Peter zdołał
znalezć odpowiednie słowa.
Właściwie nie wiem co się potem stało, choć kilka dni pózniej Sam wyjaśnił
mi pewne rzeczy. Mając dziesięć lat Peter stracił ojca, a matka musiała cię\ko
pracować by utrzymać jego i młodszego brata. Nie było nikogo, kto mógłby wyjść
gdzieś z Peterem. Na szczęście łączyły go bliskie stosunki z ojcem najlepszego
przyjaciela. Razem chodzili na ryby, czasami wybierali siÄ™ pod namiot lub na narty.
Mę\czyzna ów zabrał nawet obu chłopców na obóz, na który jechali synowie z
ojcami. Oczywiście nie był w stanie zastąpić Peterowi taty, lecz do dziś łączy ich
prawdziwa przyjazń. Tak przynajmniej zrelacjonował mi to Sam. Człowiek ten
wyprowadził się do Vermont, lecz co roku Peter go odwiedzał, sprawiając w ten
sposób starszemu panu ogromną przyjemność, poniewa\ jego syn, dawny przyjaciel
Petera zginÄ…Å‚ tragicznie w Wietnamie.
Sam po wysłuchaniu tej historii najwyrazniej był pod wra\eniem, gdy\ pół
godziny pózniej zrezygnowany pojawił się w moim pokoju w stroju Batmana i z
Peterem.
- Peter powiedział, \e pójdzie przebrany za Robina - oznajmił Sam - o ile
znajdziesz dla niego coÅ› do ubrania.
Nie ma sprawy. Kostium Robina był gotowy na dwadzieścia minut przed
naszym wyjściem na tańce. śycie ka\dej matki składa się z takich niewielkich
wyzwań. Wycięliśmy dziury w mojej starej masce do spania, u\ywanej przeze mnie w
samolotach. Z szafy wyciągnęłam swoją zniszczoną szarą bluzę i czarną wełnianą
pelerynę. Prawdę mówiąc, mimo szarych flanelowych spodni Peter wyglądał całkiem
wiarygodnie. Nie byłam w stanie sobie wyobrazić, by zgodził się zało\yć szare
rajstopy, chocia\ i tak nie miałam w domu niczego takiego. Nim obaj wyszli, przez
chwilę patrzyłam na Petera i doszłam do wniosku, \e bardziej przypomina Paula ni\
samego siebie. Oczywiście, Paul zało\yłby rajstopy i parę dobranych kolorystycznie
botków od Versace, ale szare spodnie i mokasyny Petera wyglądały całkiem niezle.
Przed wyjściem, ka\dego z nich obdarzyłam całusem i podziękowałam Peterowi, po
czym szybko wróciłam do swojego pokoju, by się uczesać i przebrać na tańce.
- Jesteś spózniona, mamo! - oznajmiła pięć minut pózniej Charlotte,
pojawiając się w drzwiach. Spojrzała na mnie wilkiem widząc, \e jednocześnie
zakładam buty i zapinam zamek błyskawiczny sukienki.
- Nieprawda - zaprotestowałam zdyszana, w biegu chwytając torebkę i
uśmiechając się do córki. W głębi duszy nie miałam \adnych wątpliwości, \e Peter
wyciÄ…gnÄ…Å‚ mnie z ogromnej opresji.
- Co robiłaś?
Wyjaśnienia zajęłyby zbyt du\o czasu. Widocznie Charlotte zało\yła, \e
jadłam cukierki i oglądałam ulubiony program telewizyjny.
- Nic - odparłam skromnie, jedynie walczyłam o to, by Sam mógł pójść na bal
i przygotowywałam Peterowi strój Robina. Drobiazg, tego typu rzeczy robię ka\dego
dnia.
- Chodz, nie mo\emy się spóznić - powiedziała wręczając mi płaszcz i
torebkę, po czym pędem wybiegłyśmy z domu.
Jak się okazało, dotarłyśmy na czas. Błyskawicznie udało nam się złapać
taksówkę, dzięki czemu w wyznaczonym czasie przejęłam obowiązki opiekunki.
Charlotte świetnie się bawiła, a kiedy wróciłyśmy do domu, Peter i Sam siedzieli na
kanapie rozmawiając jak starzy przyjaciele. Zdą\yli ju\ zjeść kilka batonów i
opró\nić parę paczek cukierków, dlatego wokół nich na białej kanapie plątały się
srebrne i pomarańczowe papierki. Pomijając czekający ich wkrótce ból brzucha,
wyraznie widać było rodzącą się między nimi nić sympatii, dzięki czemu Peter
ponownie ujÄ…Å‚ mnie za serce.
- Jak było? - zapytałam, kiedy Charlotte zniknęła w odległej części korytarza,
po uprzednim podziękowaniu mi za udany wieczór.
- Wspaniale! Peter i ja wybieramy się na mecz Princeton - Harvard - oznajmił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]