[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie było okazji.
- Ależ to drobnostka - zaoponował z ożywieniem Hawkins. Pod pozorem przyjacielskiej weso-
łości kryła się czujność, która od czasu do czasu pojawiała się w jego spojrzeniu. - Wcale mi pan
nie przeszkadza. Wprost przeciwnie. Właśnie w tej chwili poczułem się trochę samotny. Niechżeż
pan siada. Czym można pana poczęstować?
Marek potrząsnął głową.
- Dziękuję. Na razie nie mam na nic ochoty. Przyszedłem, żeby z panem porozmawiać.
- Czy na jakiÅ› konkretny temat?
- Tak. Chodzi o te dwa tysiące dolarów. Wczoraj nie byłem zupełnie przytomny. Za dużo wypi-
łem. Nie jestem przyzwyczajony do mieszania trunków. Nie bardzo wiedziałem, co się ze mną dzie-
je, a dzisiaj rano znalazłem w kieszeni dwa tysiące dolarów. Daszewicz powiedział, że to pan poży-
czył mi te pieniądze.
Hawkins roześmiał się i machnął ręką.
- Drobnostka.
- Ale ja nie mogę przyjąć tej pożyczki - mówił dalej Marek, wyjmując z kieszeni banknoty. - To
dla mnie ogromna suma. Nie miałbym z czego oddać.
Hawkins pochylił się i poklepał młodego człowieka po ramieniu.
- Niechżeż pan nie będzie dziecinny. Domyśla się pan chyba, że dla mnie to żadna suma. Sprawi
mi pan prawdziwą przyjemność, przyjmując te parę dolarów. Taki młodzieniec jak pan musi mieć
trochę swobody w wydawaniu pieniędzy. Trzeba używać życia, a Grecja jest bardzo pięknym kraj-
em. Można się tu zabawić, można różne rzeczy przeżyć& Mam zamiar w niedługim czasie odwied-
zić Polskę. Wtedy się policzymy. Będzie pan moim przewodnikiem. Słyszałem, że studiował pan
archeologiÄ™.
- Tak. Właśnie w tym roku otrzymałem dyplom.
- ZachwycajÄ… mnie wykopaliska archeologiczne! - wykrzyknÄ…Å‚ ze sztucznÄ… emfazÄ… Hawkins. - To
pasjonujące. Mam nadzieję, że pokaże mi pan dużo ciekawych rzeczy w swoim kraju.
- Postaram siÄ™.
- Czy pan ma już na widoku jakąś pracę?
- Tak. Będę pracował w muzeum.
- Interesujące, bardzo interesujące. A w ogóle już od dawna chciałem poznać wasz wspaniały
kraj. Ciągle brak czasu. Tyle by człowiek chciał zwiedzić jeszcze na tym świecie. %7łycie za krótkie.
A co się tyczy tych głupich dolarów, to proszę nie robić przykrości przyjacielowi. To naprawdę dla
mnie duża radość, że mogę panu chociaż w minimalnym stopniu dopomóc.
Marek pomyślał, że za te pieniądze będzie mógł zorganizować jakąś wycieczkę z Anetą. Choćby
na którąś z tych wysp. Ociągając się, schował banknoty do kieszeni.
- Dziękuję - powiedział cicho.
- O, to mi się podoba! - zachwycił się Hawkins. - Tak postępują prawdziwi przyjaciele. Bardzo
się cieszę. Wszyscy Polacy, których w życiu spotkałem, to pełni uroku ludzie. - Ostatnie zdanie nie
zabrzmiało może zbyć przekonywająco, ale Marek wolał tego nie analizować. Nie chciał, żeby co-
kolwiek przesłaniało mu cudowny obraz podróży z Anetą w nieznane.
Wrócił do swojej kabiny w doskonałym nastroju. Wprawdzie głęboko ukryty głos wewnętrzny
próbował oponować przeciwko tym dolarom, pragnienie jednak przeżycia czegoś, jak mu się wyda-
wało, wspaniałego, było zbyt silne, aby głębiej zastanawiać się nad tą sprawą. Posiadanie takiej
sumy dawało mu niezależność. Mógł zaproponować Anecie spędzenie paru tygodni. Mąż? Zupełnie
nie brał go pod uwagę. To nie była żadna przeszkoda.
Najważniejsze, żeby ona się zgodziła.
Było już dobrze po północy, gdy nagle ktoś delikatnie zastukał do drzwi. Marek zerwał się ze
swojej koi. "Może Aneta?" Krew gorącą falą uderzyła mu do głowy.
Wszedł Daszewicz.
- CoÅ› ty taki podniecony?
- Nie& Skądże? - odparł speszony Marek. - Zdaje ci się.
- Zobaczyłem, że u ciebie się świeci, i dlatego zdecydowałem się z tobą chwilę pogadać - wyja-
śnił Daszewicz. - Czy masz coś przeciwko temu?
- Absolutnie nic - Marek był już zupełnie opanowany.
Włożył szlafrok. - Nie chce mi się spać. Nie wiem dlaczego.
- Trochę tu duszno - stwierdził Daszewicz. - Na pokładzie spałoby się pewnie lepiej.
Przez jakiś czas rozmawiali o Grecji, o wspólnych znajomych, o archeologicznych wykopalis-
kach. Wreszcie Daszewicz doszedł do wniosku, że może poruszyć sprawę, która go w danej chwili
najbardziej interesowała.
- Ty ciągle mieszkasz u tego Kosowicza - powiedział, nie kładąc najmniejszego nacisku na te sło-
wa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]