[ Pobierz całość w formacie PDF ]

daleko.
Popatrzyła na niego podejrzliwie.
- A niby w jaki sposób mnie zatrzymasz? Wzruszył ramionami.
- Nie masz środka transportu, to raz. Wszystkie pojazdy należą do rancza. A to oznacza, że są moje.
Zabierz choć jedną rzecz, a każę cię aresztować.
Jej oczy rozszerzyły się z oburzenia.
- Nie śmiałbyś tego zrobić! - wykrzyknęła, lecz w jego wzroku wyczytała, że jest gotów na wszystko.
- Zamówię taksówkę.
Uśmiechnął się szeroko.
- A czym zapłacisz? Ujmującą rozmową? Kierowca zażąda gotówki, złotko. A tej nie posiadasz.
218
GWIAZDKA MIAOZCI
- Mam pieniądze w banku - odparła szorstko.
- Moje pieniÄ…dze. W moim banku.
Tują miał. I Kathleen dobrze o tym wiedziała. Wyczytał to w jej pełnych bólu oczach, wiedział też, że
zapędził ją w ślepy zaułek, z którego nie miała ucieczki. Czuł do siebie obrzydzenie za to, że przyszło
mu to tak Å‚atwo.
- Jest tak, jak powiedziałem, Kathy. Należysz do mnie. I zostaniesz moją tak długo, dopóki nie
zdecyduję, że jest inaczej.
- Znajdę sposób - powiedziała zawziętym głosem. - Niech cię szlag, Gage... Znajdę sposób!
ROZDZIAA SIÓDMY
I znalazłam, dumała Kathleen, pocierając palcami czoło, próbując odgonić natrętny ból głowy.
Drogę do wolności otworzyła jej pamiątkowa biżuteria, którą dostała w spadku po matce. Zostało tego
niewiele, zaledwie kilka sztuk, reszta dawno poszła na spłatę wierzycieli.
Nie dostała za to wiele pieniędzy, ale wystarczyło. Spakowała rzeczy i autostopem dotarła do miasta,
gdzie kupiła bilet autobusowy do Denver. Ani razu nie obejrzała się za siebie, choć płakała całą drogę.
A im większa dzieliła ją odległość od jedynego mężczyzny, którego kochała, tym płacz był
rozpaczliwszy.
Nie ruszył za nią w pogoń.
Przez pierwszy tydzień modłiła się, raz - żeby po nią przyjechał, kiedy indziej - żeby się nie pojawiał.
W końcu pojęła, że Gage'a nic już nie obchodzi. Wmawiała sobie, że taki właśnie był jej cel i że
właśnie go osiągnęła.
- Kathy?
Znów ktoś nie pozwalał jej zostać w świecie wspomnień. Kathleen uniosła głowę i ujrzała stojącą
obok siebie Beth.
- Idę po kawę. Przynieść ci?
- Jasne. Dzięki.
Beth ścisnęła jej ramię i wyszła z poczekalni.
220
GWIAZDKA MIAOZCI
Po chwili drzwi otworzyły się nieoczekiwanie, w progu stanął Decker. Popatrzył na nią tępo, a
Kathleen na widok jego zapadniętej, bladej twarzy kolejny raz ogarnęło współczucie.
- Czy rozmawiałeś z lekarzami? - zapytała cicho.
. Potrząsnął głową. Podszedł do kanapy i usiadł. Przeciągnął dłońmi po twarzy.
- Tak długo to trwa - powiedział cicho, zrzędliwym tonem. - Dlaczego tak długo to trwa?
- Powiedzieli, że może trwać jeszcze dłużej.
Kathleen wstała, przeszła przez poczekalnię i bezwiednie położyła ręce na ramionach starszego
mężczyzny. W pierwszej chwili żachnął się, ale natychmiast bez słowa chwycił jej dłoń. Odwrócił
głowę.
- Kocham go - powiedział tak cicho, że Kathy zdawało się, że to tylko złudzenie. - Kocham tego
chłopaka.
- Wiem. - Przełknęła ślinę i splotła palce z palcami Deckera.
- Opuszczam ranczo - ciągnął schrypniętym szeptem. - Kupuję mieszkanie w mieście. Ojciec nie
powinien na siłę radzić synowi, jak ma prowadzić gospodartstwo.
Jego słowa tak zaskoczyły Kathleen, że nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Dopiero po długiej
chwili zapytała, gdzie są pozostali członkowie rodziny.
- Odesłałem ich do domów. - Głos mu stwardniał. - Beznadziejni durnie. Tylko Gage się liczył.
Jedyny. A teraz jest...
Jego szerokie ramiona zadrżały.
- Wyjdzie z tego - mruknęła Kathleen takim tonem, jakby odmawiała modlitwę. - Wyjdzie z tego...
Gdy kilka minut pózniej drzwi się otworzyły, nawet tego
221
nie usłyszała. Podniosła głowę dopiero, gdy padł na nią czyjś cień. Przed sobą ujrzała doktora
Haynesa. Był kompletnie wyczerpany, ramiona miał obwisłe, zielony chirurgiczny czepek mokry od
potu.
Popatrzył na Kathleen, a ona pomyślała, że ziemia usuwa się spod jej stóp.
- Nie - szepnęła, dławiąc narastający w gardle krzyk. -Nie...
- %7łyje - powiedział cicho chirurg, pełnym znużenia gestem zdjął z głowy czepek i przetarł oczy. -
Chyba wszystko się udało. Ale pewność będziemy mieli dopiero wtedy, gdy odzyska przytomność.
Leży teraz na sali intensywnej opieki, wskazania nie są najgorsze... Nie chcę jednak pani łudzić, pani
Ramsey. Jego stan jest ciężkit w każdej chwili może się pogorszyć. Chociaż chłop jest silny jak byk...
no i wykazuje wielką wolę życia. Kiedy budził się po narkozie, kilkakrotnie wymówił pani imię.
Myślę, że to pani nie pozwoliła mu odejść.
- Czy mogę go zobaczyć? Lekarz przeniósł wzrok na Deckera.
- Mogę pozwolić na kilkuminutową wizytę tylko jednej osobie. Tylko jednej.
Decker popatrzył łagodnie na lekarza.
- Kathleen powinna być przy nim - powiedział cicho. - Miejsce żony jest przy mężu.
Gdy doktor Haynes wprowadził Kathleen do niewielkiego pokoju z zasłoniętymi oknami, ogarnęła ją
zgroza. Gage leżał jak martwy, otoczony rozbłyskującymi światłami szumiących cicho monitorów.
Podeszła do skraju łóżka, gdzie ktoś postawił krzesło.
222
GWIAZDKA MIAOZCI
Usiadła i instynktownie sięgnęła po opaloną dłoń spoczywającą bezwładnie na śnieżnobiałym
prześcieradle. Była zdumiewająco ciepła. Kathleen splotła palce z palcami nieprzytomnego męża,
desperacko walcząc ze sobą, żeby nie wybuchnąć płaczem.
- Nie możesz umrzeć, Gage - szepnęła przez łzy urywanym głosem. - Do cholery, przecież cię
kocham, kocham...
Zniła mu się płacząca kobieta. Znajdował się w długim korytarzu. Panował w nim mrok, chłód i
bardzo się bał. Szepczące głosy umilkły, wraz z nimi odszedł ból. Nie było teraz nic. %7ładnych odczuć,
żadnych głosów, nic rzeczywistego, o co można by się zakotwiczyć.
Nic, tylko chłód, samotność i lęk.
I wtedy ją usłyszał. Kathy. Wołała jego imię. Niezdarnie odwrócił się w swym śnie i ujrzał ją w końcu
korytarza. Miała złocistą skórę, emanowało z niej kobiece ciepło, w oczach lśniły łzy. Znów zawołała
jego imię i wyciągnęła do niego rękę. Natychmiast opuścił go strach.
Powinien wiedzieć, że może na nią liczyć. %7łe pójdzie za nim w te mroczne, zimne przestrzenie, że
odnajdzie go i wy-prowadń w światłość.
Czuł.
Gage, gapiąc się w sufit, wciągnął ostrożnie powietrze w płuca, czując coś więcej niż tylko czający się
gdzieś na obrzeżach świadomości ból. Naszpikowany był po uszy lekami, ale czuł się wspaniale we [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl