[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Doprawdy? - James patrzył na jej zarumienioną twarz
i błyszczące oczy. - A ja widziałem, Sereno.
Lady Wintersett z uśmiechem wzięła Tony'ego za rękę.
- Tony jest już równie wysoki, jak ja. Chodz, chłopcze.
Mam ci tyle do powiedzenia, a jestem pewna, że i Pandora
bardzo się za tobą stęskniła.
Serena znalazła się sam na sam z Jamesem.
- Czy doszłaś już do siebie po wydarzeniach w Epsom?
Chyba niepotrzebnie pytam, przecież widzę, że tak. - Popro
wadził Serenę do salonu. Tam oboje podeszli do okna i wpa
trywali się w spadające z nieba płatki śniegu.
- Sereno...
-James...
Jednocześnie się odezwali i jednocześnie przeprosili, po
czym oboje się roześmieli.
- Co chciałeś powiedzieć? - zapytała po chwili.
- To, że chyba naprawdę jest już po wszystkim. Może
my zapomnieć o całej tej okropnej historii. Alanna i mój
brat nie żyją.
269
- Podobnie jak Richard.
- Podobnie jak Richard. Tony Stannard odziedziczy majÄ…
tek Calvertów. Być może kiedy pozna prawdę, zechce zmienić
nazwisko, i wtedy znowu Calvertowie staną się właścicielami
Anse Chatelet.
- Nazwisko nie jest aż tak ważne. Wątpię, żeby Calvertowie
zasłużyli na jakieś szczególne względy.
- Przynajmniej jeden Calvert zasługuje na moje specjalne
względy, Sereno.
Znów się zaczerwieniła i rzekła pośpiesznie:
- Co jeszcze chciałeś powiedzieć? Chyba nie skończyłeś.
Bawiło go jej zakłopotanie, ale spoważniał.
- Fergus 0'Keefe też trafił do Irlandii - powiedział. - Ma
zostać powieszony za morderstwo, które tam popełnił.
Zadrżała, a on objął ją ramieniem.
- Zasłużył na to, moja droga. Zabiłbym go, gdybym zdołał,
przecież wiesz. Nie myśl o nim. To szubrawiec. Gdyby był są
dzony w tym kraju, zrobiłby, co w jego mocy, żeby zszargać two
je dobre imię. Na szczęście Amelia przyznała się do wszystkiego,
twoja reputacja jest krystalicznie czysta. Wiesz o tym?
- Tak, Lucy mi powiedziała. - Serena odsunęła się od niego.
- Co mi przypomina, o czym muszę z tobą porozmawiać.
- Mogę sobie wyobrazić, cóż to takiego. Ale mów.
- Warnhamowie życzą sobie, by Michael jak najszybciej po
ślubił Lucy. Wracam do Londynu, James. Jest tyle rzeczy do
przedyskutowania i do załatwienia.
- Przetrzymywanie cię tutaj wbrew twej woli z pewnością
nie pomoże mi osiągnąć celu. Nie jest moim zamysłem odcią
ganie cię od innych obowiązków. Są teraz najważniejsze, waż
niejsze od tego, czego ja pragnÄ™.
270
Serena wpatrywała się w niego uważnie. Zawahała się
i, lekko zarumieniona, oświadczyła.
- Nie są ważniejsze, James, tylko bardziej pilne. Nie mo
gę niczego postanowić, póki Lucy nie wyjdzie za mąż. Po to
przyjechałam do Anglii i tego muszę dopilnować.
Uśmiechnął się nagle tym swoim cudownym, radosnym
uśmiechem.
- A zatem dopilnuj tego, a jeśli mógłbym być w czymś po
mocy, daj mi znać. Do dzieła, Sereno! Mamy sporo roboty!
Niespełna tydzień pózniej Serena zjawiła się w stolicy. Lon
dyn był nieco bardziej wyludniony niż podczas sezonu, ale
pozostało w nim wystarczająco wiele osób z towarzystwa, by
panna Calvert poczuła, jak wielką radość sprawił im jej po
wrót. Choć James starał się zachować dyskrecję, często był wi
dywany na Dover Street, rzekomo z wizytÄ… u hrabiny.
Dwa dni przed ślubem Warnhamowie wydali przyjęcie.
Hrabina wyjechała do Ambourne i nie było jej od niemal ty
godnia, w związku z czym James właściwie przestał bywać na
Dover Street. Od kilku dni nie widział Sereny i odkrył, że nie
znośnie brakuje mu jej towarzystwa. Dotychczas publicznie
udawało mu się traktować ją z chłodną obojętnością, ogra
niczał się do dwóch tańców, na co zezwalały przyjęte zasa
dy, w związku z czym nie wzbudzali podejrzeń. Teraz jednak
cierpiał męki zazdrości. Gdyby otaczający Serenę dżentelmeni
wiedzieli, co chodzi mu po głowie, z całą pewnością czmych
nęliby do swoich domów na wsi i tam się zaszyli. Choć James
liczył każdy taniec innych mężczyzn z Sereną i sekundy, które
spędzali w jej towarzystwie, nie tracił zimnej krwi.
Dziś jednak było inaczej. Nagle odkrył, że nie jest w stanie
271
dłużej tolerować tego, że zabierają czas jego ukochanej. Kie
dy właśnie zaczynała walca z panem Yardleyem, James bezce
remonialnie wszedł między nich i porwał ją na drugi koniec
sali, nim pan Yardley zdołał dojść do siebie na tyle, żeby za
protestować.
-To było bardzo niegrzeczne, lordzie Wintersett! - wy
krzyknęła Serena.
- Panno Calvert, ostatnio aż nazbyt długo przyglądałem się,
jak czaruje pani rozmaitych idiotów. Mam dość i dłużej nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]