[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niewątpliwie dobrze wie, jaki ma tu status, więc nie zgodzi
się na żadne uchybienia. Jeśli nie dba pan o własne interesy,
to niech pan przynajmniej dla dobra Harriet postara siÄ™ o jej
przychylność.
Lady Randolph była mocno odstraszającą wdową, która
terroryzowała rodzinę i wszystkich nieszczęśników znajdu
jących się w pobliżu. Uwielbiała plotki i dzięki obfitej wy
mianie informacji z przyjaciółkami zawsze była wtajemni
czona w ostatnie skandale. Mogła okazać się nieocenionym
sprzymierzeńcem w przywracaniu domostwu w Marrick na
leżnej pozycji w Yorkshire, ale urażenie jej groziło trudnymi
do przewidzenia następstwami. Na szczęście John uznał siłę
przedstawionych mu argumentów, przypomniał sobie o od
powiednich manierach i z największą dystynkcją zaprosił la
dy Randolph na kolację. Caroline przyglądała mu się z boku
z rosnącym podziwem. Lord Coverdale gdy chciał, potrafił
być doprawdy uroczy. Matrona była zachwycona.
Po kolacji lady Randolph dopadła Caroline, odciągnęła ją
do alkowy i tam poddała uprzejmej, lecz bezlitosnej indaga
cji. Kobieta słabszego ducha wpadłaby w popłoch, ale nie
Caroline, która niegdyś była mistrzynią w stosowaniu dyplo-
matycznych odpowiedzi. Perspektywa szermierki na słowa
była dla niej nawet podniecająca. W rozmowie lady Ran
dolph dowiedziała się więc bardzo wiele o Jamajce, lecz bar
dzo niewiele o Caroline Duval. Po pewnym czasie matrona
doszła jednak do wniosku, że subtelna taktyka do niczego nie
prowadzi i spróbowała szturmu.
- Chyba pani wie, że jest pani wykapaną Gabriellą Ain-
derby, hę? - zagadnęła nagle. - Czy to dlatego Coverdale jest
paniÄ… tak zauroczony? Czy pani jest krewnÄ… Gabrielli?
- Nic mi o tym nie wiadomo. Naturalnie słyszałam
o niej. Czy to nie była narzeczona lorda Coverdale?
- Tak, niestety!
- Słucham?! - Caroline była zdumiona.
- Smutno skończyła, ale znacznie smutniej zakończyłoby
się dla Coverdale'a, gdyby żyła.
- Nie bardzo rozumiem, co próbuje mi pani powiedzieć,
lady Randolph.
- Niczego nie próbuję, pani Duval! Mówię pani
wyraznie, że Coverdale byłby znacznie bardziej nieszczęśli
wy jako mąż tej panny, niż jest teraz, po jej śmierci.
Caroline uznała, że musi zmienić temat. Bardzo chciała
dowiedzieć się więcej, ale nie wolno jej było okazać zain
teresowania przed tą starą harpią. Powiedziała więc współ
czująco, choć niezbyt szczerze:
- Panna Ainderby nie żyje? To musiał być poważny cios
dla lorda Coverdale. Przynajmniej córka przysparza mu teraz
mnóstwo radości. Wygląda uroczo, czyż nie? A czy pani ma
wnuczki, lady Randolph?
- Trzy - odburknęła wdowa. - Nudne jak flaki z olejem,
ale muszę przyznać z ukontentowaniem, że żadna nigdy nie
przysporzyła matce najmniejszego kłopotu. Wszystkie zna
komicie nadają się na żony. - Przesłała Caroline krokodyli
uśmiech i nisko pochyliła się ku niej. - Czego nie można by
powiedzieć o córce państwa Ainderbych! %7łona pana Willia
ma miała z nią prawdziwy krzyż pański. I reszta rodziny też!
Naturalnie teraz to już miniona historia, i matka, i córka od
wielu lat nie żyją. Przypadkiem wiem, że rodzina wyrzuciła
by je z High Hutton z wielkim hukiem, gdyby Gabriella nie
zaręczyła się z Johnem Ancroftem. I mówię pani, nie ja jedna
go żałowałam, kiedy się z nią związał.
Caroline szumiało w głowie, ale utrzymanie pozy uprzej
mego zainteresowania przyszło jej teraz bez trudności.
- Lord Coverdale wspominał dziś wieczorem, że państwo
Ainderby wrócili do High Hutton. Słyszała pani o tym?
Lady Randolph zmierzyła ją bacznym spojrzeniem i uznała,
że czas się poddać. Nie było wątpliwości, że trafiła kosa na ka
mień. Albo pani Duval nie była zainteresowana starymi skan
dalami dotyczącymi gospodarza, albo była zbyt bystra, by oka
zać ciekawość. Tak czy owak, nawet jej poczucie przyzwoitości
nie pozwalało na wspomnienie w rozmowie osoby Gabrielli
Ainderby po raz trzeci. Zajęła się więc nowszymi skandalami.
Wkrótce uwolnił Caroline niejaki pan Dalton. Był kilka
lat starszy od Johna, ale wciąż przystojny. Miał wyraziste,
ciemne oczy i zabójczy wąsik. Kiedy zaprosił ją do tańca,
poczuła taką ulgę, że obdarzyła go czarującym uśmiechem
i ochoczo wstała. Przeprosiła wdowę, która odpowiedziała
zdawkowym skinieniem głowy i natychmiast zaczęła rozglą
dać się po sali za nową ofiarą. Tymczasem Caroline wyszła
na parkiet za swoim partnerem.
- Widzę, że niezle zniosła pani tę mękę - odezwał się pan
Dalton. - Jej zdobycze zwykle kończą znacznie bardziej po
turbowane.
Pan Dalton przyglądał jej się taksująco. Na chwilę w jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]