[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opanowana, czy też wybuchowa, skłonna do gniewu? Czy ma zwyczaj długo
pamiętać o przykrych sprawach? A może posiada jakieś szczególne cechy,
pozwalające mocniej narysować jej strukturę psychiczną?
- Jednym słowem chciałby się pan ode mnie dowiedzieć czy Joanna byłaby zdolna do
popełnienia morderstwa, tak?
- Nie chciałem tej sprawy tak bezpośrednio precyzować - powiedział Grabicki takim
tonem, jakby się usprawiedliwiał.
Maria ściągnęła brwi.
- Nie traćmy słów na próżno. Po co to całe owijanie w bawełnę. Przecież właśnie o to
panu chodzi.
51
Grabicki robił wrażenie jakby trochę zakłopotanego.
- Widzi pani... Rozpoczynam śledztwo w sprawie morderstwa, dokonanego na osobie
Magdaleny Wysznackiej, która była pani przyjaciółką. Liczę na pani współpracę.
Przecież ja absolutnie nic nie wiem o zmarłej. Już otrzymałem od pani wiele bardzo
cennych informacji. Przede wszystkim muszę się dowiedzieć, jakie mogły być
ewentualne motywy tej zbrodni. Dlatego tak się wypytuję o panią Markowską, która
miała pewien powód, aby...
- Więc dobrze - zdecydowała się Maria. - Scharakteryzuję Joannę. Bardzo zdolna,
inteligentna, energiczna, przedsiębiorcza, z dużym temperamentem, ciesząca się
powodzeniem u mężczyzn. To prawda, że bywa w pewnych sytuacjach wybuchowa,
ale jestem absolutnie przekonana, że nie jest zdolna do popełnienia morderstwa, tym
bardziej sztyletem.
- Co pani chce przez to powiedzieć tym bardziej sztyletem"?
- No po prostu... Joanna nie znosi posługiwać się nożem. Nieraz rozmawiałyśmy na
ten temat, że ona nie mogłaby być chirurgiem i krajać żywego człowieka. Kiedyś
byłam świadkiem, jak nie mogła zarżnąć kurczaka. Musiałam jej pomóc. Są tacy
ludzie, którzy w jakimś bardzo silnym podnieceniu mogą do kogoś strzelić z pistoletu
czy z dubeltówki, ale nie nożem...
- Ale z braku broni palnej... - mruknÄ…Å‚ Grabicki.
- Nie, nie... - zaprotestowała z ożywieniem Maria. - Ja doskonale rozumiem, że w tej
sytuacji Joanna może być podejrzana, ale zaręczam panu, że ona tego nie zrobiła.
Absolutnie wykluczone. I jeżeli pańskie dochodzenie pójdzie w tym kierunku, to
będzie fałszywy trop.
Grabicki uśmiechnął się.
- Przede wszystkim chciałbym rzecz sprostować. Ja, przynajmniej na razie,
absolutnie nikogo nie podejrzewam i nie mam najmniejszego zamiaru iść w żadnym
kierunku. To byłoby trochę za prędko, proszę pani. Obecnie znajduję się na etapie
zbierania zupełnie ogólnikowych informacji. Dlatego też proszę się nie niepokoić o
swoją przyjaciół-
kę. Porozmawiam z nią oczywiście, ale mogę panią zapewnić, że jej nie zaaresztuję
ani nie postawię w stan oskarżenia. A teraz chciałbym pani zadać jeszcze takie
pytanie: Kto wyjechał po panią Magdalenę Wysznacką wczoraj na lotnisko? Bo
wspomniała pani, że pani nie mogła.
- Tak. Byłam do pózna zajęta w szpitalu.
- Więc kto? Jak pani sądzi?
- Na pewno nie wiem, ale chyba Piotr. Wydaje mi siÄ™ to najbardziej prawdopodobne.
- Tak. To brzmi logicznie - przyznał Grabicki. - Nie dzwoniła pani jeszcze do niego?
- Nie. Nie zdążyłam. Przede wszystkim zawiadomiłam milicję.
- Bardzo słusznie. Będę musiał porozmawiać z panem Szczerbińskim.
- To nie będzie takie trudne. Zaraz dam panu jego telefon.
- Będę pani bardzo wdzięczny. Poproszę także i o adres. Chciałbym również, żeby mi
pani dała adres i telefon pani Joanny Markowskiej.
Maria wyjęła z torby notatnik i długopis. Grabicki czekał cierpliwie, rozglądając się
po pokoju. Kiedy otrzymał zapisaną kartkę, powiedział:
- Chciałbym jeszcze z panią poruszyć sprawę noży.
- Noży? - zdziwiła się.
- Tak. Czy widziała pani ten sztylet, którym zapewne została zamordowana
przyjaciółka pani?
- Widziałam.
- Czy sądzi pani, że pani Wysznacka mogła przywiezć z Afryki taki sztylet?
- Ależ oczywiście.
- A pan Piotr Szczerbiński?
- Też mógł. Ale jego chyba pan nie podejrzewa?
- Mówiłem już pani, że ja w ogóle nikogo o nic nie podejrzewam. - W głosie
Grabickiego zadzwięczało ledwie dostrzegalne zniecierpliwienie. - Tak... To
prawdopodobnie afrykański sztylet.
- Na pewno.
52
53
- Skąd ta pewność?
- Bo Konrad ma całą masę tego.
- Czy można wiedzieć, kto to jest Konrad?
- Konrad Zengier. Ten znany podróżnik. Musiał pan o nim słyszeć.
- Tak, owszem - powiedział bez przekonania Grabicki. - Czy pan Zengier jest dobrym
pani znajomym?
- Bardzo dobrym.
- I sądzi pani, że mógłby wystąpić jako ekspert w sprawie tego sztyletu?
- Niewątpliwie. Przez ostatnich kilka lat Konrad dużo podróżował po Afryce. Jest
zafascynowany Czarnym Lądem. Specjalizuje się w zagadnieniach afrykańskich.
Ostatnio właśnie opowiadał nam o swojej tragicznej wyprawie w Algierii. Miałam się
nawet spotkać z nim po południu, ale ponieważ umówiłam się z Magdą. Boże! To
straszne. W żaden sposób nie mogę się pogodzić z tym, że Magda...
Grabicki odczekał chwilę i powiedział:
- Bardzo chciałbym pokazać ten sztylet panu Zengierowi. Maria skinęła głową.
- To nie będzie takie trudne. Zadzwonię do niego i powiem, że pan chce się z nim
skomunikować.
- Będę pani niezmiernie wdzięczny. Pan Zengier zapewne jest zbieraczem i przywiózł
sobie z tych podróży po Afryce dużo różnej broni.
- O tak. Całe ściany zawieszone. Ma nawet takie długie strzelby arabskie. Niektóre
pięknie inkrustowane. A tych różnych sztyletów, mieczy bez liku. I wspaniałe maski
murzyńskie. No mówię panu, prawdziwe muzeum.
- Powiedziała pani, że pan Zengier opowiadał nam o swojej tragicznej wyprawie w
Algierii". Nam", to znaczy komu?
- Konrad w każdy pierwszy wtorek miesiąca urządza u siebie takie towarzyskie
spotkania, podczas których opowiada o swoich podróżach, ilustrując te opowiadania
przezroczami, krótkometrażowymi filmami. To są bardzo interesujące wieczory.
54
[ Pobierz całość w formacie PDF ]