[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogło. Czuł, że jedynym sposobem na jego tęsknoty byłoby pójście z nią do łóżka. Albo kocha-
nie się gdziekolwiek. Ale właśnie dlatego przerwał tamte pieszczoty w biurze - nie miał przy so-
bie prezerwatyw.
Do tej pory nie miał zbyt wielu kochanek, głównie z powodu drobiazgowej dbałości o
bezpieczeństwo. Wolał, żeby kobieta brała pigułki, a on dodatkowo używał prezerwatyw. Z Cla-
rą zachował się wyjątkowo nierozsądnie i to nie tylko w Chiang Mai. Zaledwie wczoraj, w jej
gabinecie, omal nie zapomniał o jakimkolwiek zabezpieczeniu, byle tylko być z nią. I wbrew jej
przekonaniu, nie tylko nie chciał zapomnieć o tamtej nocy, ale wręcz sycił się jej wspomnieniem.
Fantazjował o niej, leżąc bezsennie, a niekiedy myśli o seksie z nią zastępowało wspo-
mnienie chwili, kiedy powiedział jej o swoim synu. Te dwa motywy przeplatały się w jego umy-
śle wciąż od nowa.
Nigdy wcześniej nie mówił o Jake'u. Nigdy, odkąd chłopczyk zmarł w szpitalu, którego
nie miał szansy opuścić, przeżywszy zaledwie kilka dni. Sarah nie chciała o nim wspominać, a
jego rodzice byli przerażeni, że ich nastoletni futbolista jest gotów podporządkować swoje życie
wychowywaniu dziecka. Gdy było już po wszystkim, musiało im ulżyć.
Tamten dzień całkowicie go odmienił. Wcześniej był tylko zepsutym smarkaczem, miał
stypendium piłkarskie, adorowały go dziewczęta, a nauczyciele na siłę przeciągali z klasy do
klasy.
L R
T
Kiedy urodził się Jake, zyskał w życiu cel, który stracił w momencie śmierci dziecka.
Wtedy też zrozumiał, że do tej pory jego postępowanie było złe, egoistyczne i bezmyślne. %7łe je-
go głupota kosztowała bliskich tak wiele.
Odszedł więc, pozostawiając tamtego Zacka za sobą, a każdy mijający dzień oddalał go od
tamtej strasznej chwili w szpitalu. Już nigdy nie chciał się tak czuć i obiecał sobie, że więcej nie
dopuści, by w jego życiu wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Zamierzał je kontrolować w
szczegółach i zawsze postępować odpowiedzialnie.
Nie potrafiłby wyjaśnić, dlaczego opowiedział Clarze o tym wszystkim. Kilka z jego
przyjaciółek koniecznie chciało wiedzieć, dlaczego aż tak przesadnie zabezpiecza się przed nie-
chcianą ciążą, a niektóre odczytywały to jako sygnał, że nie chce z nimi być i zrywały relacje.
A choć rzeczywiście nie zamierzał wiązać się na stałe, jego motywacja była inna, niż im
się wydawało. Ale nigdy nie opowiedział żadnej z nich swojej historii. Poza Clarą. Może dlatego,
że to była ona, jedyna osoba stale obecna w jego życiu przez kilka ostatnich lat.
A teraz poszedł z nią do łóżka i prawdopodobnie zepsuł wszystko. Zresztą może to się
stało już wtedy, kiedy poprosił, by odegrała rolę jego narzeczonej.
Pchnął skrzydło stalowych drzwi i zobaczył ją, pochyloną nad piekarnikiem.
Przez chwilę sycił wzrok widokiem kształtnych pośladków pod dopasowaną spódniczką.
Miała takie wspaniałe ciało. Zastanawiał się, jak to możliwe, że nie czuła się z nim dobrze.
Odwróciła się, zdziwiona jego widokiem.
- O! Nie wiedziałam, że tu jesteś.
- Właśnie wszedłem. Co dobrego zrobiłaś?
- Powinny ci smakować. Kilka właśnie stygnie. Chcę je podać jutro na lunch.
- Bez orzechów, mam nadzieję?
- Bez. Za to z masą pomarańczową. Nie patrz tak na mnie. Będą dobre. - Podała mu ciast-
ko z białym wierzchem, pokryte pomarańczowymi kryształkami cukru. - Ma w środku startą
skórkę pomarańczową i krem maślany.
- Wszystko to, co lubię najbardziej. - Odgryzł kęs i od razu docenił doskonałość kompozy-
cji. Clara była mistrzynią. Od pierwszej chwili zakochał się w jej ciastkach i zrozumiał, że musi
ją namówić na współpracę. I to przede wszystkim jej zawdzięczał sukces swojej firmy.
A teraz zamierzała od niego odejść.
L R
T
- Fantastyczne - wymamrotał.
- A widzisz? Nie mówiłam?
- Mówiłem, że jesteś nie do zastąpienia.
Uśmiechnęła się, ale nie był to uśmiech radosny.
- Ja tylko piekę ciastka. Ale cieszę się, że ci smakują.
Wolał nie pytać, co jest nie tak. Bo pewno i tak nie byłby w stanie nic poradzić, a może
nawet to on był przyczyną jej rozterek?
- Gotowa?
- Gotowa. Och, zaczekaj.
Ruszyła w jego stronę, aż zastygł w niespokojnym oczekiwaniu, szykując się na dotyk czy
pocałunek Ale tylko wytarła mu kciukiem kącik warg.
- Miałeś tam trochę polewy - wyjaśniła z przesadną słodyczą.
Miał jednak nieodparte wrażenie, że dobrze wie, jak bardzo go podnieciła i że zrobiła to
celowo.
Najbliższe tygodnie zapowiadały się niezwykle interesująco...
L R
T
ROZDZIAA DZIEWITY
- Przecież cię nie ugryzę.
Clara zerkała na Zacka z siedzenia pasażera w jego sportowym, dwumiejscowym samo-
chodzie. Przylgnęła biodrem do drzwi, starając się usiąść jak najdalej od kierowcy.
Początkowo chciała odpowiedzieć co za szkoda", ale skoro nie zamierzała z nim flirto-
wać... Wolałaby też zapomnieć o błędzie popełnionym w kuchni, kiedy to wytarła mu resztkę
polewy z kÄ…cika warg.
- Wiem - powiedziała.
- To przestań się kleić do drzwi, jakbyś zamierzała wyskoczyć w największym ruchu.
- Nie zamierzam - zaprzeczyła ze śmiechem, nagle rozbawiona całą sytuacją.
- Całe szczęście.
Wjechali na parking podziemny Roasted i stanęli na drugim miejscu najbliższym windy.
Pierwsze od lat należało do niej. Jeden z tych szarmanckich gestów, które tak bardzo u niego lu-
biła.
Wysiadł i przez chwilę obserwowała go przez okno. Zauważyła, że włożył krawat, choć
szczerze tego nienawidził. Zawsze uważała, że bez wygląda bardziej seksownie, choć najbardziej
podobał jej się w ogóle bez koszuli.
Poczuła, że drzwi po jej stronie ustępują i nerwowo chwyciła się kierownicy. Uchylił je
jeszcze trochę i zajrzał do środka z szelmowskim uśmieszkiem.
- Zamierzasz tu spędzić cały dzień? - spytał. - Nie masz ochoty na spotkanie?
- Wazeliniarz - powiedziała niemal z czułością.
MrugnÄ…Å‚ do niej.
- Wyłącznie służbowo - wyjaśnił z udawaną powagą.
Wsiedli do windy i dotychczasowa swoboda nagle wyparowała. Powróciło napięcie, tak
nieprzyjemne, że ciężko było oddychać.
- Wiesz dokładnie, kiedy przyjedzie?
- Wkrótce - odparł, nie odrywając wzroku od drzwi.
- Och.
Winda stanęła, drzwi rozsunęły się i z ulgą opuściła ciasną klatkę.
L R
T
Kiedy weszli do recepcji, pracownicy wcinający pieczone ostatniej nocy ciastka, odwrócili
się i zaklaskali w dłonie. Zażenowana, pomachała do nich z uśmiechem.
Winda, którą wjeżdżali na swoje piętro, już czekała, więc wsiadła do niej pospiesznie. Za-
ck podążył za nią i drzwi zamknęły się bezszelestnie. W dwie nieskończenie długie minuty póz-
niej znalezli się na piętrze mieszczącym gabinety obojga.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]