[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiedzieć nic więcej. Jutro opowiem mu wszystko, powtarzała
w myślach.
– Wreszcie do mnie dotarło – niemal wykrzyknął Conner.
Uśmiechnął się i cofnął o krok. – Chyba próbujesz mi
wytłumaczyć, dlaczego jesteś samotna. No właśnie, dlaczego
nie założyłaś rodziny?
Jego wnioski były słuszne tylko częściowo. Mattie czuła się
winna, że nie powiedziała mu nic na temat swojej działalności,
choć swoją opowieść o Susan traktowała jako wstęp do tego, co
chciała mu opowiedzieć następnego dnia.
– Posłuchaj, Mattie – zaczął Conner. – Chyba nie chcesz mnie
przekonać, że z powodu nieszczęścia, jakie spotkało twoją
siostrę, postanowiłaś żyć w samotności? – mówił powoli,
starając się uważnie dobierać słowa.
– To tak, jakbyś sama skazała się na więzienie. Zrezygnowałaś z
normalnego życia? Chyba nie sądzisz, że zasłużyłaś na karę jak
twój szwagier?
Z oczu Mattie popłynęły łzy. Nie spodziewała się, że Conner tak
zinterpretuje jej zwierzenia. Dotychczas była przekonana, że nie
wolno jej angażować się w żaden związek, bo niesienie pomocy
pokrzywdzonym kobietom wymagało poświęcenia i całkowitej
dyskrecji. Tymczasem Conner patrzył na to zupełnie inaczej.
Pewnie uważał, że nie była całkiem normalna.
Oparła się o samochód.
– Nie jestem idiotką – oświadczyła dobitnie. – Nie uważam, że
każdy mężczyzna tylko czeka, by znęcać się nad kobietą –
mówiła ze złością.
94
Conner cofnął się o krok.
– Spokojnie, Mattie. Nic nie mówiłem na temat twojej
inteligencji – zaczął. – Przecież, Odwróciła się i otworzyła
drzwi samochodu.
– Nie zawsze żyłam jak zakonnica – powiedziała, zajmując
miejsce za kierownicą. – Chodziłam na randki. Spotykałam się z
wieloma chłopakami. Jednak są sprawy ważniejsze niż... niż
mężczyźni.
Mattie zastanawiała się, jak to się stało, że zaczęła się kłócić z
Connerem. Po prostu nie mogła w to uwierzyć. Zła na siebie
wjechała na podjazd przed domem. Cóż, zaskoczył ją zupełnie
swoimi poglądami.
Zawsze uważała, że jej samotne poświęcenie było czymś
szlachetnym. W ten sposób mogła pomagać potrzebującym
kobietom, nie wzbudzając podejrzeń. Samotność wydawała się
jej do tego absolutnie niezbędna. Przynajmniej tak
przekonywała samą siebie, tymczasem Conner najwyraźniej
miał zupełnie inne zdanie. Gdy powiedział, co myśli na ten
temat, poczuła się obrażona. Teraz jednak wyłączyła silnik i
siedząc za kierownicą, zaczęła się zastanawiać, czy nie miał
racji. Czyżby sama, nie zdając sobie z tego sprawy, dobrowolnie
wymierzyła sobie karę za niepopełnienie przestępstwa? Czy w
jej życiu nie ma już miejsca na prawdziwe uczucie?
Nieświadomie dotknęła ust, przypominając sobie pocałunki
Connera. Za każdym razem, gdy się spotykali, czuła, że jakaś
niewidzialna siła popycha ją do niego. Wzajemna sympatia
zmieniała się stopniowo w prawdziwe uczucie. Mattie zdawała
sobie z tego sprawę. Dotychczas udawało jej się z tym walczyć,
ale teraz straciła pewność, czy powinna przeciwstawiać się
temu, co naprawdę czuje.
Wzięła torebkę z sąsiedniego siedzenia, wysiadła z samochodu i
95
ruszyła w kierunku domu. Od pięciu lat pomagała
potrzebującym kobietom, a teraz jedno zdanie Connera
sprawiło, że zaczęła wątpić, czy właściwie ułożyła sobie życie.
Przypomniała sobie, jak na przyjęciu u Lori i Greya usiłował ją
przekonać, że zrozumiał wreszcie przyczynę nocnych
koszmarów. Jednak do niej taka argumentacja nie przemawiała.
Nie mogła się z nią zgodzić. Miała ochotę wyjawić mu całą
prawdę. Niechby się wreszcie dowiedział, że Joseph nie był jego
wrogiem i prawdopodobnie ocalił mu życie. Ale nie mogła.
Joseph jasno dał jej do zrozumienia, że Conner może nigdy nie
pogodzić się z faktami. Lepiej będzie, jeśli zachowa dobre
wspomnienia o ojcu. Mattie doskonale to rozumiała. Nie miała
prawa zmuszać kogokolwiek do zaakceptowania prawdy.
Otworzyła drzwi.
– Brenda? – zawołała od progu.
Zbliżała się pora wyjazdu. Teraz nie było czasu na roztrząsanie
osobistych spraw. Wyjazd Brendy i jej dziecka był
najważniejszym zadaniem na najbliższe godziny.
Brenda zeszła ze schodów. Sprawiała wrażenie osoby
zdecydowanej i pewnej siebie. Bardzo się zmieniła od czasu,
gdy zjawiła się w pensjonacie, drżąc z przerażenia. Stary
szaman miął rację. Macierzyński instynkt dodał jej siły do
działania. Dla dobra dziecka gotowa była przenosić góry.
– Jesteście już spakowani? – spytała Mattie. – Niedługo trzeba
wyjeżdżać.
Kobieta skinęła głową.
– Scotty ogląda telewizję. Zaparzyłam kawę. Pomyślałam, że
zdążymy jeszcze spokojnie usiąść i wypić po filiżance –
powiedziała. – Mattie, jest kilka spraw, o których chciałabym z
tobą porozmawiać przed wyjazdem – dodała nieśmiało.
Usiadły w kuchni nad parującymi filiżankami i Brenda mówiła
dalej:
96
– Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś nam nie pomogła. Przyjęłaś
nas pod swój dach, pozwoliłaś zamieszkać w swoim domu,
karmiłaś nas, kupiłaś nam ubrania. Pomyślałaś nawet o
walizkach na wyjazd – dodała ze łzami w oczach. –
Rozmawiałaś ze mną godzinami, tłumaczyłaś, przekonywałaś. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl