[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Raczej nie.
- A ja, głupia, już się cieszyłam, że będą jakieś wojenne
przygody.
- Chodziło mi o określenie czasu akcji. Zresztą dajmy
sobie z tym spokój.
- Przepraszam. Niech pan mówi.
- Nie.
- Ojej! Musi się pan obrażać?
- Czy codziennie musimy przechodzić przez ten cyrk?
- Cóż, chyba tak - Meg kiwnęła głową. - Jest pan trochę
za stary, żeby nasze stosunki układały się bezstresowo.
- Też tak uważam. Dobrze, dokończę moją historię, ale
129
tylko dlatego, że wiem, iż w głębi duszy marzysz, żeby ją
poznać. Jedynie ośla mentalność nastolatki każe ci ciągle
przerywać.
Lowrie zaczął swą opowieść. Podczas gdy mówił, przez
jego skórę zaczęły się przesączać najróżniejsze obrazy, które
wirując wokół głowy starego, tworzyły barwne plamy,
wyglÄ…dajÄ…ce jak senne widzenie impresjonisty.
- Ponieważ byłem jedynakiem, ojciec uznał, że
najlepszą szkołą życia będzie dla mnie internat. Tak się
wtedy myślało, w czasach nim doktor Spock napisał swoją
książkę...
- Co, ten Spock ze Star Treck?
- Doktor Spock! Nigdy nie czytałaś tego, co napisał?
- Oczywiście, że czytałam! - warknęła Meg, może
trochę zbyt ostro. Postanowiła przemilczeć fakt, że tak
naprawdę nigdy nie przeczytała do końca żadnej książki.
- Kiedy skończyłem jedenaście lat, posłano mnie do
męskiej szkoły klasztornej w Westgate - przemiłego miejsca
rojącego się od rozbestwionych osiłków i braciszków, którzy
swoim owieczkom nie szczędzili chłosty dyscypliną.
Meg pokiwała ze współczuciem głową. Przypominało jej
to trochę osiedle, na którym mieszkała.
- Na śniadanie była owsianka, a na obiad i na kolację
lanie. Mieliśmy tylko cztery przedmioty: łacinę, irlandzki,
matematykę i grę w piłkę. W żadnej z tych dyscyplin nie
byłem mocny, a ponieważ moi rodzice nie należeli do
130
zamożnych i na domiar złego nie mieszkali w Dublinie,
szybko stałem się pośmiewiskiem całej szkoły.
- Czy nie streszcza pan przypadkiem jakiejś powieści
Dickensa? - przerwała Meg, udając, że jest osobą oczytaną.
Na jej usprawiedliwienie można tylko dodać, że ze
dwadzieścia razy była w kinie na Oliwerze Twiście. Był to
ulubiony film mamy.
- Ale w końcu przyszła chwila, kiedy mogłem się
wykazać. Po sześciu miesiącach piekła trafiła się okazja...
- Zaraz, zaraz, niech zgadnę. Znowu dał pan plamę?
Lowrie zaczął mocniej ssać niezapalone cygaro. Wyraz
jego twarzy mówił Meg wszystko.
- Jak do tego doszło? - spytał go duch opiekuńczy,
zapominając, że jego celem jest sarkastyczne komentowanie
każdego zdania.
- Juniorzy z Westgate zostali w półfinale wyeliminowani
z międzyszkolnych zawodów piłki nożnej. Oznaczało to, że
nie zagrają w Croke Park, co wówczas było marzeniem
każdego irlandzkiego chłopca. Pewnej nocy grupa
chłopaków wymknęła się z sypialni i ruszyła przez miasto na
stadion. Postanowili przejść przez ogrodzenie i trochę sobie
pograć. Chodziło o to, żeby potem móc powiedzieć, że grało
się w Croke Park. Przyłączyć mógł się każdy, nawet ja, syn
biednego farmera.
- I jak pan zawalił sprawę?
131
- Na ogrodzenie wdrapałem się bez problemu, gorzej
było z zejściem.
- Przestraszył się pan?
Lowrie zmarkotniał.
- Właśnie. Przestraszyłem się. I to właśnie wtedy, kiedy
dano mi szansę... Jedyny raz, kiedy mogłem się przyłączyć
do reszty chłopaków... Czasami, jak o tym myślę, przestaję
się lubić.
- I potem pewnie nikt nie chciał się z panem zadawać.
- %7Å‚eby tylko.
- Gorzej?
- Dużo gorzej.
- No, niech pan mówi.
Lowrie wziął głęboki oddech.
- Złapali mnie, jak próbowałem zejść.
- Ojej.
- Właśnie, ojej. Strażnik zadzwonił do klasztoru. Bracia
przyjechali furgonetką i wyłapali chłopaków jak zające.
- Jak znam życie, nie byli zadowoleni.
- Wydalono ich ze szkoły. Natychmiast. Wszystkich.
- Z wyjÄ…tkiem pana.
- Zgadza się. Choć tak naprawdę było jeszcze gorzej -
postawiono mnie jako przykład chłopca, który potrafił podjąć
rozsądną decyzję. Wyobraz sobie! Przed całą szkołą nazwali
mnie rozsądnym chłopcem!
Meg aż się wzdrygnęła.
132
- Koszmar!
- Do końca roku nikt się do mnie nie odezwał.
- I teraz chce pan tam wrócić.
- Muszę. To była właśnie jedna z tych chwil, które
przesądziły o tym, że moje życie potoczyło się tak, a nie
inaczej. Nie przydarzyło ci się nigdy nic takiego? Ułamek
sekundy, w którym wszystko bierze w łeb.
Oczami wyobrazni Meg ujrzała siebie na podwórku przed
domem Lowriego, deliberującą, czy wejść do środka.
- Nie ma o czym mówić - odpowiedziała. - Zgadzam się,
że musi pan tam wrócić.
- Dziękuję ci - szepnął Lowrie.
- Rozumiem, że powrót za dnia i zwiedzanie z
przewodnikiem nie wchodzi w grÄ™?
- Nie. Rzecz w tym, żeby się tam dostać po kryjomu.
- Tego się obawiałam. Zdaje mi się, że poświata znowu
mi się skiepści.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]