[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słyszała dziwne głosy dobiegające z mroku za oknem. Krótkie
szczeknięcia lamparta, zawodzenie szakala. Chodziła z kąta w
kÄ…t, zlana zimnym potem.
Wróciła do salonu. Ogień zgasł. Uklękła i zaczęła układać
stos drewna. Potem owinięta w koc siedziała w fotelu, wpatrując
się w roztańczone płomienie.
Musiała zasnąć ze zmęczenia, gdy nagle poderwał ją ryk lwa.
Lew na nocnych Å‚owach.
Rzuciła się do drzwi. Na progu natknęła się na askari.
- Memsab może spać spokojnie. Simbas polują na dole, w
jarze. Bwana nigdy tam nie chodzi nocÄ….
Zwinęła się w kłębek na fotelu i rozpłakała jak dziecko. Wróć
do domu. błagała. Proszę, wróć.
Zwitało, gdy stanął w drzwiach. Cały i zdrowy. Ulga, ból,
przerażenie ogarnęły ją jednocześnie. Nie mogła pohamować
Å‚ez.
RS
123
- Jak mogłeś? Jak mogłeś mi to zrobić? - krzyczała, jakby
chciała wykrzyczeć całe przerażenie tej nocy.
- Poszedłem do naszego punktu obserwacyjnego - odezwał się
spokojnym, jakby zdziwionym tonem.
Tak daleko! To przecież prawie dwa kilometry od domu. W
takÄ… noc w buszu!
Przeniósł wzrok z jej twarzy na wygasły ogień, koc na fotelu.
- Mówiłem ci, żebyś się położyła. Wybacz mi - potarł kark
dłonią. - Musiałem być sam.
Sam! To słowo dotknęło w niej bolesnej struny. Sam na sam z
duchami przeszłości. Oto dziedzictwo, jakie pozostawił mu jego
ojciec - człowiek małego serca. To on pozbawił chłopca matki,
marzeń, wiary w miłość.
Spojrzała na niego. Zamiast złości i rozpaczy w jego oczach
malował się nie wyslowiony ból
Otarła łzy z twarzy, ale nie mogła przestać płakać. Płakała nad
sobą i nad nim, nad jego smutnym, pozbawionym ciepła
dzieciństwem.
- Och, Rand - szepnęła.
A on wyciągnął rękę, przyciągnął Shannę ku sobie i mocno
przytulił do piersi.
- Wybacz mi - powtórzył. - Już dobrze. Chodzmy spać.
Położyli się w ubraniach, wciąż obejmując się ramionami. I tak
zasnęli.
Słońce stało już wysoko, gdy się obudziła. Była sama. Na
jego poduszce leżała kartka papieru.
Kocham ciÄ™. Nie odchodz.
Zjawił się po południu. Był jakby odmieniony. Szedł lekkim
krokiem, dawna ociężałość gdzieś zniknęła.
- Spotkałem się z nimi. - Objął ją ramionami.
- I?
- Poprosiłem, żeby do nas przyjechały. Będą tu wieczorem.
Do nas. Jak pięknie zabrzmiały te słowa. Przytuliła się
mocniej do niego.
RS
124
- Myślałam, że je przywieziesz.
- Nie, chciałem najpierw porozmawiać z tobą.
- Tak? - Dreszcz przebiegł jej po plecach.
- Dlaczego zostałaś, pomimo wszystko?
- Bo cię kocham. I wiem, że ty kochasz mnie, choć nie
chciałeś w to uwierzyć.
- Skąd miałaś pewność? Uśmiechnęła się.
- Och, Rand, tego się nie da ukryć. Sam mi to zdradziłeś
gestem, spojrzeniem. Do tego nie trzeba słów. Słowa to twój
jedyny problem.
- Sam przed sobą nie chciałem tego przyznać.
- Widzisz? Ale ja wiedziałam. Nawet los nam chciał dopomóc
i przysłał Holly.
- JesteÅ› bardzo dzielna.
- Raczej uparta!
Pocałował ją. a potem zajrzał jej w oczy.
- Kocham cię całym sercem. Wyjdz za mnie, proszę.
- Mam pytanie - powiedziała Sharma kiedy wreszcie trochę
ochłonęli.
- Jak zawsze - uśmiechnął się.
- Co będzie, jak mnie nie polubi?
- Kto?
- Twoja matka!
- Nie ma obawy. - Przytulił ją tak mocno, że z trudem
oddychała
Nie mylił się. Gdy póznym popołudniem rozszczekały się psy
i przed dom zajechał zakurzony land cruiser, z którego wysiadła
matka Randa, Shanna od pierwszej chwili wiedziała, że nie ma
się czego obawiać.
Za nią biegła przez trawnik Holly w jednym bucie.
- Utknął mi w podłodze. Uwierzycie, że straciłam but w walce
z podłogą? - Z rozwianymi włosami i roześmianą buzią w
niczym nie przypominała tamtej przestraszonej dziewczynki. -
RS
125
Udało ci się! - wyśpiewywała tańcząc wokół Shanny. - Udało ci
siÄ™!
- Kocham cię! Kocham cię! - Rand powtarzał te słowa, jakby
sprawiały mu wielką przyjemność. - Nie wyobrażam sobie, co
bym zrobił, gdybyś...
Zamknęła mu usta pocałunkiem. Ale on nie dał się uciszyć.
- Jest jeszcze coś, o czym chcę koniecznie porozmawiać.
- Nie możemy z tym poczekać? - wymruczała. - Nie mam siły
na myślenie. Tak mi ciepło, miło. sennie...
- To nie wymaga myślenia. Będzie ci nadal ciepło, miło i
sennie.
- Wiec?
- Chcę mieć z tobą dzieci. Dużo dzieci. Senność opuściła ją w
jednej chwili.
- Och. Rand. - Wzruszenie zaparło jej dech w piersiach. - Na
początek może być jedno.
- Kiedy? Może zaczniemy od razu?
- Sam mówiłeś, że nie jesteś gotowy.
- Wszystko się zmieniło. - Pogładził ją po policzku. - Pragnę,
żebyś urodziła nasze dziecko. Chcę patrzeć, jak trzymasz je w
ramionach. I kochać was oboje. - Zabrzmiało to uroczyście jak
przysięga.
- Ja ty, my. W naszym afrykańskim raju.
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl