[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zazwyczaj to ja go noszę. Nie powinienem cię obarczać do-
datkowym ciężarem. Jeśli po raz drugi popełnię ten sam błąd, po
prostu go zostaw. Będę miał nauczkę, żeby się tobą nie wysługi-
wać - powiedział, spoglądając gdzieś ponad jej głową. Domyśliła
się, że na inne przeprosiny nie ma co liczyć.
- Jak sobie życzysz - wymamrotała i nagle zrobiło jej się lek-
ko na sercu. - Ty tu rządzisz, szefie - dodała, mrugając do niego
porozumiewawczo. Nagle usłyszała chichot Waltera.
- Co się tak rozśmieszyło? - burknął Lukas.
- Nic... szefie - odparł, spoglądając na George i znów roze-
śmiał się cicho.
Lukas skinÄ…Å‚ na swojÄ… asystentkÄ™. Poszli do namiotu, usiedli na
łóżkach i wybrali filmy, które Walter obiecał zawiezć do Nairobi,
gdzie miały być wywołane. Gdy się z tym uporali, nadeszła pora,
by pójść do wspólnego namiotu na herbatę. Lukas wyciągnął rękę,
żeby pomóc jej wstać. Po chwili wahania ujęła jego dłoń i spłonę-
ła rumieńcem, gdy obrzucił ją taksującym spojrzeniem.
- WyglÄ…dasz lepiej, moja droga. Odpowiedz mi na jedno pyta-
nie: zawsze ubierasz siÄ™ w stare Å‚achy? Kupujesz je chyba w
sklepach z używaną odzieżą. Przecież stać cię na lepsze rzeczy.
- Jestem entuzjastką wtórnego obiegu surowców - odparta z
66
S
R
promiennym uśmiechem. Miała okazję wrócić do swojej roli. -
Tatę również przekonałam do tej idei. W jego biurach sortuje się
teraz makulaturę i używa energooszczędnych żarówek. Tak wiele
można zmienić na świecie...
- Rozumiem. Na razie zmieńmy temat. Mam dla ciebie propo-
zycjÄ™ nie do odrzucenia.
- SÅ‚ucham?
- Nie będę robić żadnych uwag o ciuchach, ale pod jednym wa-
runkiem.
- Mianowicie?
- Wyrzuć ten ohydny kapelusz! Znalazłaś go pewnie w koszu
ze starzyznÄ….
George uśmiechnęła się pobłażliwie, mocniej nacisnęła dziwne
nakrycie głowy i odparła dumnie:
- Kpij ze mnie do woli! Wiem, że bronię słusznej sprawy, i
mam nadzieję, że innych także do niej przekonam.
- Rany boskie, ależ ty jesteś uparta - mruknął, pochylając się
nad niÄ….
- Ty również! - odparła, spoglądając mu prosto w oczy. Dłu-
go tak na siebie patrzyli. Lukas ukradkiem odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ…, gdy
do namiotu wszedł Walter.
- Przygotowaliśmy filmy. Czy Mark pojedzie z tobą wieczo-
rem, żeby odebrać drugie auto?
- Oczywiście, zgodził się natychmiast. Przy okazji wezmę z
hotelu Norfolk pocztÄ™ i gazety.
George nadstawiła uszu, gdy wspomniał o prasie, Lepiej, żeby
67
S
R
koledzy nie czytali bzdur, które wypisywali o niej dziennikarze.
Zniecierpliwiony Lukas popędzał swoich podwładnych, bo
mieli jeszcze sporo do zrobienia. Cała grupa usiadła przy stole,
żeby zaplanować wieczór oraz jutrzejsze zdjęcia. George była roz-
trzęsiona i słaba, ale nie próbowała się wykręcać i została na ze-
braniu.
- George i ja wybieramy się dziś na mały rekonesans - powie-
dział Lukas.
- Dokąd pojedziemy? - wtrąciła.
- Kilka kilometrów w górę rzeki jest murzyńska wioska. Amber
będzie tam pozowała jako biała afrykańska królowa - odparł Lu-
kas i spojrzał na asystentkę. - Musisz wstać jutro przed świtem,
pojechać na miejsce i przygotować scenografię. Wez ze sobą ry-
sunki. Wszystko, co potrzebne, załadujemy wieczorem do dżipa.
Mam nadzieję, że dasz sobie radę.
- Na pewno nie zaśpię. Możesz na mnie liczyć.
- To chciałem usłyszeć.
George chętnie rzuciłaby w niego grubym notesem, ale odcze-
kała chwilę i szybko ochłonęła.
- Skoro już wiem, co mnie jutro czeka, mogę pójść do namio-
tu, żeby się umyć i przebrać?
- Tak, ale nie siedz za długo. Musimy jechać do wioski, żeby
rozejrzeć się na miejscu.
- Wrócę za kilka minut.
Szybko zmyła z siebie kurz, a potem wyjęła z torby workowate
szorty i białą męską koszulę za dużą o kilka numerów. Gdy
68
S
R
szczotkowała włosy, dobiegł ją głos Lukasa.
- Mogę wejść? - Nie czekając na odpowiedz, odchylił połę
namiotu. George pospiesznie zwinęła włosy w ciasny kok i
upięła je szpilkami.
- Okropnie się guzdrzesz! - marudził. - Nie lubię po ciemku
jezdzić miejscowymi drogami. W buszu lub na sawannie wszyst-
ko się może zdarzyć.
- Do wieczora jeszcze daleko - odparła, siląc się na spokój. -
Jest dopiero wpół do piątej.
- W tych stronach zmierzch zapada o szóstej po południu. Je-
steśmy prawie na równiku - powiedział z roztargnieniem. Pod-
szedł bliżej i patrzył, jak upina włosy. Zakłopotana upuściła szpil-
ki i złocista fala opadła na plecy. Wyciągnął rękę, ostrożnie wziął
w palce jasny kosmyk i szepnął: - Bardzo piękne, złote jak sło-
neczne promienie. Czemu je upinasz?
- Przeszkadzają mi w pracy - mruknęła, wsuwając okulary na
nos. Włożyła kapelusz, zawiesiła na szyi swój aparat fotograficz-
ny i zapytała: - Możemy jechać?
- Naturalnie - odparł i ruszył przodem w stronę dżipa. Ziryto-
wała się, gdy po raz kolejny otworzył jej drzwi.
- Czy wobec Michaela byłeś równie uprzejmy? -spytała ze zło-
ścią. - Nie oczekuję specjalnych względów i chcę być traktowana
tak samo jak twój poprzedni asystent.
- To nie będzie łatwe - odparł rozbawiony Lukas. - Michael
nie działał na mnie tak jak ty - wyjaśnił, a George poczuła, że
69
S
R
się rumieni. - Ciekawe, jak by zareagował na coś takiego. - Po-
chylił głowę i musnął wargami jej usta, a potem odsunął się i
mruknął: - Niedługo sobie przypomnę. Przecież nie zapomi-
nam twarzy.
- Wskazał fotel pasażera. - Jedziemy?
Przez chwilę stała nieruchomo, patrząc w roześmiane, szare
oczy, a potem niezgrabnie zajęła miejsce. Lukas usiadł obok niej,
udając, że nie widzi ciemnych rumieńców. Uruchomił silnik i za-
czął mówić o zaplanowanej na jutro sesji zdjęciowej. George z
wolna ochłonęła i wzięła się w garść.
- Wspomniałam, że chcę być traktowana jak Michael
- odezwała się nagle.
- Wiem, o co ci chodzi. Twój ojczulek nie byłby zadowolony,
gdybym cię poderwał. Wie, że dzielimy namiot?
- To nie ma związku... - Umilkła w pół zdania i odparła krótko:
- Nie. Z pewnością byłby oburzony.
- Trudno. Mówmy o pracy - zaproponował Lukas. -Jutro rano
zawieziesz do wioski elementy scenografii i sama je ustawisz,
żeby wszystko było gotowe, kiedy zjawi się ekipa. - Zerknął na
nią podejrzliwie. - Masz prawo jazdy? Umiesz prowadzić auto?
- Jasne! Mam przyjechać po ciebie i resztę?
- Nie, Mark i Walter jadą wieczorem do Nairobi po samochód,
który oddaliśmy do warsztatu. Rozbił go Michael, gdy prowadził
po pijanemu. Dlatego wylądował w szpitalu, więc będzie miał
nauczkę. Gdyby spowodował wypadek w Anglii, straciłby prawo
jazdy.
70
S
R
- Straszny z niego głuptas.
- W tej kwestii muszę przyznać ci rację. - Lukas skrzywił się, a
potem dodał z ożywieniem: - Widać już wioskę.
Z daleka zobaczyli chaty ustawione wokół okrągłego placu.
Gdy wjechali między zabudowania, młodsze dzieci bojazliwie
przylgnęły do matek. Za autem biegła gromada chłopców oraz sta-
do psów. George natychmiast zaczęła robić zdjęcia. Zaparkowali
wśród chat, a uśmiechnięty Lukas wyciągnął z kieszeni torebkę
miętowych cukierków i hojnie częstował dzieciaki.
- Nie zapomnij o tamtych - szepnęła George, wskazując nie-
śmiałe maluchy, które nabrały odwagi, gdy przykucnął i wyciągnął
do nich rękę. Z poważnymi minami brały od niego cukierki i
umykały w objęcia czarnoskórych mam.
Do samochodu podszedł naczelnik wioski, starszy mężczyzna
w czystych, ale mocno zniszczonych spodniach i wytartej kami-
zelce.
- Jumbo - przywitała się uprzejmie George, a Lukas wyjaśnił,
gdzie chcą robić zdjęcia. W towarzystwie wiejskiego dostojnika
poszli obejrzeć teren.
- Zbudujesz podium i tron z nowiutkich opon.
- Skąd je wezmę? - wtrąciła, rozglądając się bezradnie.
- Będą w dżipie, który Mark przyprowadzi wieczorem z Nairo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]