[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mój ojciec był... fanatykiem - powiedziała cicho.
- Nie wyobra\asz sobie, co prze\ywałam.
- Ale\ wyobra\am sobie - odrzekł. - Gdybym choć
trochę domyślał się, jak cię wychowano, nigdy bym
ciÄ™ nie tknÄ…Å‚.
- Czy sądzisz, \e tego nie wiedziałam? - spytała z
urazą w głosie, obserwując go.
- Czy tak bardzo mnie pragnęłaś, mała? - zapytał
czule.
Jej dolna warga zadr\ała, zbierało jej się na łzy.
- Pragnęłam... - Zagryzła wargę.  Miłości" - mog-
łaby dodać. Tylko trochę miłości, trochę wytchnienia
od samotnego \ycia, wytchnienia po latach tęsknoty.
Zamknęła oczy.
- Teraz to nie ma znaczenia. Jestem bardzo
zmęczona.
Zamykała się jak kwiat nocy, izolując się od niego.
Nie chciała, by wiedział, co czuła naprawdę.
90 SKAZANI NA MIAOZ
Uniósł jej dłoń do swoich ciepłych ust.
- Zpij mocno.
Z troską w oczach patrzyła, jak odchodzi. śycie
stawało się z ka\dą chwilą bardziej skomplikowane.
Tom postanowił jechać z nimi na rancho, \eby
zobaczyć, jak Kate się zadomowiła. Wydawało się, \e
Jacob był zadowolony z tego towarzystwa. Jazda
autostradą nie odpowiadała mu ani trochę bardziej ni\
latanie, a z Chicago do Pierre jechało się cały dzień.
Zabijał czas rozmową z Tomem, a Kate le\ała na
fotelach z usuniętymi oparciami.
Uparła się, \eby samodzielnie wsiąść do autokaru,
ale gdy doje\d\ali do dwcca autobusowego w Pierre,
była ju\ obolała i słaba. Jacob uniósł ją z łatwością, i
zaniósł do czekającego ju\ lincolna jego ojca.
- Serwus, Kate - uśmiechnął się Hank Cade,
którego srebrzyste włosy rozwiewał wiatr. - Witaj,
Tom. Jak przeszła podró\, synu? - spytał Jacoba.
- Wręcz wspaniale - wycedził przez zęby Jacob,
układając Kate na tylnym siedzeniu tak, \eby mogła
się wyciągnąć.
- Nienawidzi samolotów - wyjaśnił Hank Tomowi,
który zajmował właśnie miejsce przy Kate. - Ale
równie\ nienawidzi jazdy autobusem.
- Większość trzezwo myślących ludzi nienawidzi
latania - odrzekł Jacob.
Otworzył drzwi samochodu od strony kierowcy.
Po kilku minutach jechali w górę długą wiejską
drogą, która prowadziła do Warlance. Krajobraz był
typowy dla tej części Południowej Dakoty: pofalowana
równina z niezbyt gęsto rosnącymi drzewami dó*koła
odległych od siebie domów. Sąsiadujące z Warlance
rancho Duganów znajdowało się od niego w odległości
ponad piętnastu kilometrów.
Zbudowany przez dziadka Hanka Cade'a, wielki
biały piętrowy dom stał w otoczeniu dębów, bydło
SKAZANI NA MIAOZ 91
zaś pasło się wzdłu\ dopływów rzeki Missouri,
przedzielającej pośrodku Południową Dakotę. Na
północny wschód od Warlance le\y stolica stanu
- Pierre. Na południowy zachód rozciągają się góry
Badlands. Daleko na zachodzie ciÄ…gnie siÄ™ pasmo
Gór Czarnych. Na północ nad rzeką Cheyenne
znajduje się rezerwat indiański. Dla Kate ta szeroko
otwarta kraina z jej wzgórzami o łagodnych zboczach
była czymś miłym dla oczu.
- Zapomniałem, jak ogromne jest Warlance - zau-
wa\ył Tom, gdy doje\d\ali do domu.
- Kiedy nie ma tu Jaya,'wydaje siÄ™, \e rancho staje
się coraz większe - przyznał łaskawie Hank.
Skrzywił się.
- Katastrofa goni katastrofę. Wczoraj zwolnił się
Chuck Gray.
- Dlaczego? - Jacob popatrzy} na ojca.
- Kazał ci powiedzieć, \e przypędził o jednego
cholernego byka za du\o - odrzekł Hank. - Pamiętacie
pewno, \e jesień to pora, kiedy spędzamy byki
- wyjaśnił dwojgu siedzącym z tyłu. - Zawsze tak
jest, \e byki następują na kogoś, bodą kogoś albo
kopią. W tym roku trafiło na Chucka.
- Niech to diabli - zaklÄ…Å‚ Jacob, zatrzymujÄ…c
samochód koło schodów. - To był najlepszy kowboj,
jakiego kiedykolwiek miałem.
- Więc trzeba było pozwolić. mu zajmować się
końmi, a nie kazać pomagać przy spędzaniu byków,
synu, tak jak ci mówiłem - stwierdził z zadowoloną
miną Hank. - Gdybyś mnie posłuchał...
- Posłuchałem cię, niech to diabli. To ty jesteś tym
staruszkiem, który mi radził, \ebym mu kazał pomóc
przy spędzaniu byków!
Hank wzruszył ramionami.
- No dobrze, dlaczego więc mnie posłuchałeś?
Jacob wyłączył silnik gwałtownym ruchem.
92 SKAZANI NA MIAOZ
- Dlaczego, do cholery, nie popłyniesz na Tahiti,
skoro siÄ™ ciÄ…gle zaklinasz, \e to zrobisz?
- Ale, synu, kto by ci wszystkiego pilnował, gdybym
to zrobił?
Kate zaczęła się śmiać.
- Przepraszam - powiedziała starając się powstrzy
mać, kiedy Jacob na nią popatrzył.
Jacob wysiadł z samochodu i wyniósł ją, nie zwa\ając
na jej protesty, a tymczasem Tom i Hank wyjmowali
walizki z baga\nika.
- Janet! Otwórz drzwi wejściowe! - krzyknął Jacob.
- Tym głosem mógłbyś tłuc szklanki! - burczała
stara, potę\na kobieta w zielonej podomce i ró\owych
bamboszach, otwierając na oście\ drzwi.
- Dzień dobry, Kate. Cieszę się, \e cię widzę. Ale
jego zachowania nie chcę komentować. Ju\ się
przyzwyczaiłam do spokoju i ciszy, a tu on wraca. Idę
o zakład, \e doprowadził do pasji pana Hanka i ju\
obmyśla, jakby tu przy kolacji przemienić moją pieczeń
wołową w \ółć.
- Wyrzucam cię - wycedził Jacob.
- Nie odejdę i tyle - odparowała Janet. - Zamknij
się i przestań mi rozkazywać, młodzieńcze. Przewijałam
cię, kiedy byłeś o półtora metra ni\szy ni\ teraz!
- Na miłość Boską, przestań mi to przypominać -
odparł wnosząc Kate do ciemnego holu. - Czy nie
mamy w tym holu światła, chyba \e znowu cię napadła
mania oszczędności?
- Czego się nie straci, tego nie zabraknie - odrzekła
z zadowolonÄ… minÄ… Janet - i nie potknij siÄ™ niosÄ…c
pannÄ™ Kate.
Kate zaczerwieniła się.
Jacob odszedł w głąb holu do jednego z pokoi
gościnnych na parterze, który dzieliło tylko dwoje
drzwi od jego własnego pokoju. Kate wyobra\ała
sobie przynajmniej, \e ten dalej to jegcK pokój.
SKAZANI NA MIAOZ
93
Znajdowały się tam te same staroświeckie cię\kie
meble, których u\ywał, gdy Kate tyle lat temu była w
odwiedzinach u Margo.
- Ju\ prawie nie korzystamy z piętra - stwierdził,
gdy uło\ył ją na idealnie czystej jasnoniebieskiej
narzucie, na ło\u z baldachimem. - W zimie jest tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl