[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Połowa Bostonu może o tym zaświadczyć.
Dlaczego nie potrafiła zrozumieć, jaka jest wyjątkowa? Opiekuje się
emerytami, przyjazni z sÄ…siadami, a w wolnym czasie pracuje jako
wolontariuszka!
- Popełniłam tyle błędów... Benjy...
- Zapomnij o nim!
Chciał, by były narzeczony zniknął raz na zawsze z jej życia.
Wiedział, że nie ma do tego żadnego prawa, ale pragnął ją chronić,
troszczyć się o nią i zapewnić Arianie
i dzieciom wszystko, czegokolwiek zapragnÄ….
Odejście Benjy'ego ujemnie wpłynęło na jej samoocenę. Ktoś musiał
jej pokazać, jaka jest piękna i wspaniała. Nim zdał sobie sprawę z tego, co
robi, Grant dotknął twarzy Ariany. Spojrzała na niego szeroko otwartymi
oczyma, a on przyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie. PragnÄ…Å‚ tego od chwili, gdy po raz
pierwszy przekroczyła próg jego gabinetu. Może kiedy ją pocałuje, zniknie
dręczące go pożądanie.
Przesuwając ustami po jej wargach, rozkoszował się ich słodkim
smakiem.
112
RS
Ariana odwzajemniła pocałunek.
Grant miał wrażenie, że zatrzęsła się pod nim ziemia. Zrobiło mu się
słabo. Cały trząsł się z pożądania. Nie było to pożądanie czysto fizyczne,
choć pragnął jej również i w ten sposób. Przede wszystkim pożądał jej,
ponieważ zdawała się wypełniać swoją osobą wszystkie puste miejsca w
jego sercu i życiu.
Gdy pocałunek dobiegł końca, Grant odsunął się niechętnie. Chciał
jeszcze raz skosztować smaku jej warg, ale wiedział, że nie powinien sobie
na to pozwolić. Ariana wyglądała na zaskoczoną... i zaniepokojoną. Nie
chciał jej skrzywdzić.
- Przepraszam ciÄ™...
- To był tylko pocałunek - zapewniła go, ale wyglądała tak, jak
gdyby miała się zaraz rozpłakać.
To nie był tylko pocałunek, z całą pewnością. Ale nie wiedział, co
dokładnie zaszło między nimi.
- Nie chcę, żebyś mnie opacznie zrozumiała. Nigdy nie chciałem...
Przeczesał niezręcznie włosy. W jaki sposób mógł jej wytłumaczyć,
że nie nadaje się na partnera? Nie potrafił odczytywać kobiecych
nastrojów, nie rozumiał nawet najprostszych potrzeb. Tiffany powtarzała
mu to setki razy. Mówiła, że jest nudnym, pozbawionym emocji starcem,
który nie widzi świata poza kodeksami i książkami. Całując Arianę, gdy
była nieszczęśliwa, tylko potwierdził słowa byłej żony.
- Grant. - Uciszyła go, przykładając mu do ust palce. - Wszystko w
porzÄ…dku. Rozumiem.
Ale on nie!
113
RS
Ariana chciała zapaść się pod ziemię. Najwyrazniej pocałunek
znaczył dla niej dużo więcej niż dla niego. To oczywiste. Grant chciał ją
tylko pocieszyć, a ona jak zwykle zrozumiała wszystko opacznie.
Poczuła się zmęczona. Nie miała ochoty myśleć ani rozmawiać.
Jeżeli Grant zaraz stąd nie wyjdzie, prawdopodobnie zawstydzi jego i
siebie, wyznając mu miłość. No i zniszczy w ten sposób ich przyjazń.
Wysunęła się z jego silnego objęcia i schowała pod kołdrę.
- Jeżeli nie masz nic przeciwko, podziękuję za zupę i pójdę już spać.
Grant wyglądał na zaniepokojonego.
- Wszystko w porządku? Zdobyła się na wątły uśmiech.
- Tak. Jestem po prostu zmęczona. - Położyła rękę na brzuchu. -
Muszę odpoczywać przed wielkim finałem.
- Dobrze. - Przyglądał się jej uważnie niebieskimi oczyma, niepewny
co do przyczyn zmiany jej nastroju.
Nie zaplanował pocałunku. Powiedział jej to wprost. Nic dziwnego.
Dlaczego światowy mężczyzna pokroju Granta, mądry, przystojny,
zamożny miałby się zakochać w zwyczajnej dziewczynie?
Odłożywszy słuchawkę telefonu, odetchnął z ulgą. Choć ostatnich
dziesięć minut nie należało do łatwych, cieszył się, że ma tę rozmowę za
sobą. Widząc, jak ciężko jest Arianie powiedzieć rodzicom prawdę,
postanowił dłużej nie odwlekać trudnej rozmowy z tatą. Odkładanie tego
typu spraw w czasie sprawiało jedynie, że stawały się trudniejsze.
Jego ojciec całkiem dobrze przyjął niepomyślną dla siebie nowinę.
Bardzo chciał, by syn przejął po nim kancelarię, ale gdy Grant oświadczył,
że nie byłby dobrym adwokatem prawa cywilnego, jego tata
zaprotestował.
114
RS
- Zaproponowałem ci posadę w mojej kancelarii, ponieważ chcę, by
pracowali dla mnie najlepsi, ale przede wszystkim pragnÄ™ twojego
szczęścia.
W jednej chwili Grant zrozumiał, że podjął słuszną decyzję. Był
dobrym adwokatem, dostatecznie dobrym, by pracować w firmie swojego
taty. Ale najważniejsze, by pozostał wierny swoim marzeniom.
Nagle drzwi otworzyły się i do gabinetu wparował wściekły
mężczyzna.
- To ty jesteÅ› Lawson?
Grant nie miał zwyczaju ulegać pochopnym opiniom, ale od razu
poczuł niechęć do niespodziewanego gościa. Brązowa grzywka opadała
niedbale na jedno oko w sposób, który miał zakrawać na chłopięcy. Usta
wykrzywiał wrogi grymas.
- Nazywam się Grant Lawson. Co mogę dla pana zrobić? - Grant
wstał zza biurka, ale nie podał mężczyznie ręki. Spojrzał na zegarek, dając
do zrozumienia, że nie ma zbyt wiele czasu. Obiecał zawiezć Arianę do
lekarza. Jeżeli tylko trochę się spózni, ona z pewnością pojedzie tam
autobusem.
- Możesz mnie zostawić w spokoju. To możesz dla mnie zrobić.
Grant spiorunował go wzrokiem.
- A pan kim jest?
- Benjamin Walburn. Szef zatruwa mi życie z twojego powodu. Nie
chce mi zapłacić i grozi zwolnieniem z pracy, jeżeli nie przestaniesz go
nachodzić.
Niechęć przerodziła się w nienawiść. A więc to był ten drań, który
porzucił ciężarną Arianę.
115
RS
- Pozwolę sobie przypomnieć panu, że ma pan obowiązek łożyć na
utrzymanie swoich dzieci. Pani Fitzpatrick prosi tylko o to, co jej siÄ™
słusznie należy - odparł lodowatym głosem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]