[ Pobierz całość w formacie PDF ]
idiotyczny pomysł, żeby rozmawiać z kotem.
Kumpel cały czas nie spuszczał go z oczu. W końcu powolnym ruchem pokręcił głową, jak gdyby
chciał powiedzieć nie". Mel otrząsnął się. Musiał mieć jakieś zwidy. Zdecydowanie potrzebował
drinka. Bardziej od Lily. Skierował się w stronę drzwi. Rose i weterynarz pochłonięci byli rozmową, a
w korytarzu dwóch policjantów pobierało odciski palców. Sytuacja zdawała się być w pełni
opanowana.
Lily, do której przytulona była biała kotka, spokojnie siedziała na sofie. Wyglądała jak uosobienie nie-
winności. Patrzył na nią, zauroczony tym widokiem. Dostrzegł na jej zielonych tęczówkach drobne
brÄ…zowe plamki.
- Czemu tak mi siÄ™ przyglÄ…dasz?
Mel odwrócił wzrok i zauważył, że czarny kot wsunął się za nim do pokoju.
- Przepraszam - wyjąkał. - Ja tylko... - Nie mógł przecież powiedzieć, że na moment utonął w głębinie
jej oczu. - Ja tylko zastanawiałem się po raz kolejny, dlaczego tak bardzo interesujesz się tą sprawą.
Tłumaczyłby cię trochę fakt, że Preston jest wziętym prawnikiem, ale... jakoś mnie to nie przekonuje.
Jego nazwisko nigdy nie pojawia siÄ™ na Å‚amach prasy politycznej.
- Nie wiem, dlaczego tak się czepiasz? To też nie jest typowa historia dla ciebie.
- Po dzisiejszym ataku na paniÄ… Johnson, jak najbardziej.
Jej twarz nagle spoważniała. Wiedziała dużo więcej, niż się spodziewał. Musiał to z niej wyciągnąć,
im prędzej, tym lepiej. W przeciwnym razie ta afera naprawdę skończy się jakimś morderstwem.
- Powiedz, czy napastnik groził pani Johnson?
- Pozwól, że to ja zapytam pierwszy. Jesteś tu jako dziennikarka, zajmująca się tą historią, czy też z
jakiegoś innego, osobistego powodu? - Chciał wreszcie poznać motywy jej działania. - Jaki masz w
tym Interes? Czy chodzi ci o Johnsonów? - Zawiesił na chwilę głos. - Czy może o Dawida, co zresztą
wydaje ml się bardziej prawdopodobne... Dlaczego interesujesz się właśnie tym dzieckiem? Co
zresztą dowodzi jednego, a mianowicie, że jest to bardzo szczególne niemowlę.
Widział, jak się zastanawia. Przez ułamek sekundy łudził się, że wreszcie dowie się prawdy. Lecz gdy
spojrzała na niego, poczuł zimny dreszcz.
- Pracuję nad pewnym tematem - powiedziała z namysłem. - Jeszcze nie wiem, czy w ostatecznym
opracowaniu wykorzystam te zdarzenia, choć wcześniej miałam taki zamiar. Wybacz, ale nie mogę ci
więcej wyjaśnić.
Był rozczarowany, choć w gruncie rzeczy nie liczył, że Lily wyzna mu całą prawdę. To tak, jakby
wierzył w świętego Mikołaja.
- Musisz obiecać, że żaden ze szczegółów, o których się tutaj dowiedziałaś, nie wydostanie się poza
mury tego domu.
- Jasne. ObiecujÄ™.
Kiwnął głową. Wiedział, że mógł wierzyć jej słowom. Kątem oka dostrzegł, że i kocur, jakby z
aprobatą, kiwa głową. Czyżby ten cholerny zwierzak zgadzał się z nim?
- Uporządkujmy więc szczegóły - zaczął, ignorując kota. - Napastnik wdarł się do domu i zażądał
pieniędzy oraz cennych przedmiotów, co miało związek z niedawno emitowanym programem
telewizyjnym na temat kolekcji dokumentów historycznych, która jest w posiadaniu Johnsonów.
- OK, nie ma sprawy.
- Jednak dokumenty są w sejfie bankowym - kontynuował Mel - a kiedy pani Johnson poinformowała
o tym napastnika, zaczął się miotać, stał się brutalny
i krzyczał, że ją zabije. Wtedy zjawiliśmy się my, a bandyta przestraszył się i uciekł.
- Miau! - Głośne i przeciągłe mruczenie przerwało jego wywód. Czarny kot stał obok urodziwej kotki
i łapą głaskał ją po pyszczku.
- Co się dzieje? - spytała zdziwiona Lily.
- Miaaau! - ponownie rozległo się przeciągłe miauczenie, któremu natychmiast zawtórowała biała
kotka.
- A no tak, zapomniałem o najważniejszym. Kiedy napastnik strzelał do kocicy, czarny kot o imieniu
Kumpel wskoczył do środka przez zamknięte okno, rozbijając przy tym szybę, i rżucił się na
napastnika, czym spowodował ucieczkę drania. - Poczuł się jak idiota, gdy zrozumiał, co powiedział.
Wyglądało na to, że wierzył, iż kot mógł zachować się w taki właśnie sposób. Niby okno rzeczywiście
zostało wybite i Rose Johnson zaklinała się na wszystkie świętości, że tak właśnie było, lecz Mel jakoś
nie potrafił przekonać się do tej wersji. Nie wierzył w kocich ratowników, świętego Mikołaja, zajączki
wielkanocne i w kobiety, które działają bez planu.
- To niesamowite... - Lily delikatnie podniosła czarnego kota i posadziła go sobie na kolanach.
Zwierzę polizało ją po dłoni, a potem szturchnęło nosem. - No,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]