[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słodko, a jednocześnie knuł spisek na jej egzystencję.
Dokończyła sprzątania domku, ale już bez tej energii, z jaką do niego przystąpiła.
Spakowała się chowając byle jak rzeczy do walizki. Ogarnięta była tylko jednym pragnieniem
- wyjść stąd jak najszybciej, zostawić za sobą wspomnienia tego szalonego weekendu z
Gregiem i nigdy do nich nie wracać.
8
Kiedy Roberta dojeżdżała już do San Francisco, powitała ją mgła ścieląca się nad
zatoką. Taka pogoda doskonale pasowała do jej podłego nastroju. Jechała z Santa Barbara non
stop z wyjątkiem dwóch krótkich przerw na tankowanie.
Wzięła walizkę z tylnego siedzenia i poszła z nią do windy. Z wściekłością nacisnęła
najniższy guzik posyłając windę na sam dół.
Energicznie pomaszerowała do klapy wpuszczonej w ścianę, otworzyła ją i z
rozmachem cisnęła walizkę w głęboką czeluść. Piec do utylizacji śmieci zajmie się jej
wspomnieniami!
We wtorek rano pojawiła się w biurze i od razu rzuciła się w wir pracy.
- Jak się masz, Roberto! - ucieszyła się Ann, wchodząc pół godziny pózniej do pokoju,
w którym Roberta wertowała papiery. - Nie myślałam, że tak wcześnie wrócisz.
- Ann, czy nadal chciałabyś zostać moją wspólniczką? - spytała Roberta wprost.
Ann Jarvis nie było łatwo wyprowadzić z równowagi, ale szefowej udało się to.
Patrzyła na Robertę szeroko otwartymi oczami. %7łeby zyskać na czasie, bardzo długo wieszała
płaszcz, pieczołowicie składała szal i z namysłem wkładała parasol do stojaka. Wreszcie
odwróciła się do Roberty. - Czy słuch mnie nie myli?
- Pytałam, czy chciałabyś zostać moją wspólniczką, partnerką w interesach.
Ann rzuciła się na krzesło za biurkiem. - Zawsze chciałam pracować na własny
rachunek - Możesz od tej chwili czuć się współwłaścicielką firmy.
- Zaraz, zaraz, nie tak szybko. Najpierw przejrzymy księgi, sprawdzimy stan konta,
porozumiemy się do ceny i omówimy podział obowiązków.
Po godzinie wszystkie sprawy zostały wyjaśnione i świeżo upieczone wspólniczki
uścisnęły sobie poważnie dłonie. Ann nie wytrzymała jednak długo w powadze. Musiała dać
upust radości. Rzuciła się Robercie na szyję i wycałowała ją serdecznie w oba policzki.
- Marzyłam o tym dniu! - wołała, śmiejąc się i płacząc na przemian.
- Co powiesz na podwójne martini dla uczczenia tego niezwykłego wydarzenia? -
zaproponowała, kiedy już troszkę ochłonęła.
- Nie, dziękuję i tobie też odradzam. Nie można pić alkoholu od rana, bo potem cały
dzień jest zmarnowany. Nie odmówię natomiast kawy. Przy dzisiejszym niskim ciśnieniu
filiżanka dobrej kawy postawi nas na nogi. Pomyślmy, jak zwiększyć zyski, bo będzie nas
teraz dwie do podziału. W jakim stadium znajduje się wystawa w Seattle?
- Możemy się nią zająć już w dziesięć dni po Sea Strand . Wszystko jest
przygotowane.
- To świetnie. Aha - Roberta postanowiła mimochodem powiedzieć przyjaciółce o
Carioce . - Centrum handlowe Carioca zmieniło właściciela. Hastings i Field, którzy
nabyli centrum, nie sÄ…, jak przypuszczam, zainteresowani wystawami sztuki.
- O, cholera, to było jedno z naszych najlepszych miejsc!
- Użycie czasu przeszłego jest jak najbardziej wskazane - powiedziała Roberta, a
ponieważ nie chciała drążyć tego tematu, skierowała rozmowę na inne tory. Omówiły jeszcze
raz szczegółowo plan wystawy w Sea Strand . Każdy uczestnik powinien pisemnie
zobowiązać się do nieroszczenia pretensji wobec właściciela Sea Strand w wypadku
uszkodzenia dzieł sztuki z powodu pożaru, powodzi i innych katastrof żywiołowych. Taki
warunek stawiały wszystkie bez wyjątku centra handlowe.
Doris Welles złoży swój podpis pózniej, ponieważ jeszcze nie dotarła do Ameryki. Na
myśl o Doris Roberta chwyciła słuchawkę i zaraz wykręciła jej numer telefonu w Rzymie.
- Pronto! - odezwał się pogodny głos po drugiej stronie słuchawki.
- Dzień dobry, Doris, to ja, Roberta. Chciałam ci donieść, że możesz wziąć udział w
wystawie w Sea Strand .
- Czy Greg naprawdę się zgodził? Niesłychane! Przypadkiem jest u mnie słodki,
przemiły chłopak, który pracuje na lotnisku. Pomoże mi wyekspediować paki z rzezbami do
Kalifornii.
Roberta uśmiechnęła się mimo woli. Och, ta Doris. Wszędzie miała słodkich,
przemiłych chłopców, gotowych na każde jej skinienie.
- Podaj mi numer lotu i dokładną godzinę twojego powrotu do Ameryki. Wyślemy po
ciebie ciężarówkę.
- Nie kłopocz się mną, kochanie. Tak się złożyło, że w pobliżu lotniska mieszka
pewien artysta, który już od dawna chciał mi się w czymś przysłużyć. Skorzystam z jego
pomocy. Przylecę po południu przed otwarciem wystawy. Jacob przywiezie mnie od razu do
Carmelu. Muszę mieć jeszcze czas na wykonanie odlewu Aldo. Wyobraz sobie, że
zrezygnował z jednej ze swoich dwóch kochanek, żeby, jak mówi, mieć więcej czasu na
przesiadywanie w mojej pracowni. Tak mi się zdaje, że wolałby, abym tu została.
Roberta odłożyła słuchawkę ze śmiechem. - Ach, ta Doris! Jest zupełnie niepoprawna.
Wcale się nie dziwię, że ten mityczny Aldo chciałby ją zatrzymać w Rzymie na dłużej. Doris
i w wieku dziewięćdziesięciu lat będzie miała to syrenie usposobienie. Z gipsem we włosach,
dłutem w ręce będzie otoczona adoratorami, gotowymi rozwijać czerwony chodnik dla swej
królowej.
- Można jej rzeczywiście pozazdrościć - westchnęła Ann. - Mam wrażenie, że ta
zwariowana blondynka gwiżdże na emancypację i na wszystko, co się z tym wiąże.
Następne tygodnie mijały Robercie na wytężonej pracy. Długie siedzenie w biurze
usiłowała zrównoważyć wysiłkiem fizycznym.
zauważyła bowiem, że, niestety, przytyła. W piątek, na dzień przed wystawą w Sea
Strand , zasłabła na zajęciach z aerobiku.
- Przetrenowała się pani - westchnął trener. - Czy musi pani zawsze być najlepsza? -
Podprowadził ją na ławkę i kazał usiąść.
- Lepiej? - spytał po chwili.
- Tak, dziękuję - odparła Roberta ocierając zimny pot z czoła. - Posiedzę tu jeszcze
chwileczkÄ™, dobrze?
- Naturalnie, a może mam kogoś zawiadomić, że zle się pani poczuła?
- Nie trzeba. Wrócę zaraz do domu i położę się.
Jedna z koleżanek pojechała z nią na górę. Przyniosła jej szklankę wody i zaczekała,
aż Roberta ją wypije i położy się.
- Już mi lepiej, Paulo - wykrztusiła Roberta. - Ostatnio się odchudzam, to pewnie
dlatego zrobiło mi się słabo.
Słabo było jej również przez cały weekend. Dwa dni przeleżała w łóżku, męczona
mdłościami i zawrotami głowy.
W poniedziałek zaczęła już coś podejrzewać, a we wtorek, kiedy całe śniadanie
wróciło jej do gardła, była zupełnie pewna. O, Boże! Opadła bezsilnie na tapczan i ukryła
twarz w poduszce.
Długo trwało, zanim się uspokoiła, a kiedy to wreszcie nastąpiło, zadzwoniła do Ann.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]