[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gorąco wierzyła, że po trudnych miesiącach, które mieli za sobą,
potrzebują tych świąt bardziej niż kiedykolwiek. Planowała
zaprosić rodziców i Sonię na świąteczne śniadanie. Ostatnio miała
poczucie, że wszystko się rozpada i nigdzie nie potrafi znaleźć
kryjówki dla swoich niepokojów. W domu Pete był albo mrukliwy
albo zbyt układny w zależności od jego nastroju, w księgarni Sonia
jak blady duch dużymi oczyma patrzyła posępnie za okno, na
uniwersytecie wpadła w wyścig szczurów, za którym nie nadążała.
Emma uciekała do rodzinnego domu, gdzie mama w końcu
uzmysłowiła jej, że kłopotów nie da się rozwiązać chowając się
przed nimi. Im bardziej zbliżali się do świąt, tym bardziej rosło jej
przekonanie, że to będzie bardzo dziwne Boże Narodzenie.
Kiedy w niedzielne popołudnie tuż przed pierwszą rozległo
się pukanie do drzwi, Emma spojrzała na Pete'a spodziewając się,
że to musi być ktoś do niego. Kiedy Pete spojrzał na nią w ten sam
sposób, podniosła się i ruszyła w stronę korytarza.
W drzwiach stała Sonia, jeszcze bledsza niż zwykle, w jej
drobnej twarzy dwoje ogromnych oczu pełnych było niemego
krzyku. Za nią stało czarne auto z przyciemnianymi szybami.
Emma uniosła brwi zaskoczona.
– Nazywam się Weronika Wilczyńska. – Głos Soni wydawał
się tak blady jak ona sama.
Emma patrzyła na nią w milczeniu zaciskając dłoń na
klamce.
– Możesz wejść? – spytała zerkając na auto zaparkowane na
jej podjeździe.
Sonia skinęła głową i weszła do środka, otrzepując ośnieżone
buty na werandzie.
Nie wiedziała, co ma powiedzieć Emmie, jedyne co chciała
powiedzieć, to „przepraszam”, które wykrztusiła z siebie pomiędzy
szlochaniem i ocieraniem łez. Chciała wytłumaczyć jakoś swoje
kłamstwa. Dłonie Emmy zamknęły jej własne.
– Wiedziałam to od początku – powiedziała z lekkim
smutnym uśmiechem. – Nie przepraszaj. Wracaj do domu.
Popatrzyła na nią pytającym wzrokiem. Emma zdawała się
nie być zaskoczona.
– Ludzi, którzy uciekają przed przeszłością można łatwo
rozpoznać, jeśli widziało się ich wielu. Patrzą przez ramię w ten
specyficzny sposób. Wzrok mają pełen dobrze skrywanego
strachu. Patrzą w okno, krótko, ale czujnie. Wisi nad nimi aura
niewytłumaczalnego napięcia, jak gdyby nigdy nie potrafili się w
pełni rozluźnić. Niechętnie mówią o sobie. Zwykle wolą słuchać i
choć patrzą ci w oczy, gdy mówisz, wiesz, że jednocześnie
uważnie lustrują wszystko wokół.
Przez chwilę siedziały naprzeciw siebie w milczeniu, w
ciepłym salonie Emmy. Pete stał przy oknie, obecny lecz
trzymający się na uboczu, słuchając, lecz nie mówiąc nic. Od
czasu do czasu zerkał na auto stojące na podjeździe ich domu i
Weronikę uderzył fakt, że Emma miała rację, patrzył krótko, lecz
czujnie i choć nie była pewna, zdawało się jej, że widziała w jego
oczach błysk napięcia i strachu.
Weronika pochyliła się w stronę Emmy. Podała jej wyjętą zza
spodni białą kopertę.
– Możesz to przechować dla mnie?
Emma popatrzyła na kopertę pytająco.
– Nie pytaj, proszę. Po prostu weź to.
Emma wzięła z jej dłoni kopertę. Objęły się ramionami i
Weronika poczuła, że ciało przyjaciółki wstrząsa szloch.
– Nie płacz – wyszeptała.
– Bo nie będzie cię tutaj, gdy urodzi się nasze dziecko –
powiedziała cicho i Weronika przez krótką chwilę zapomniała o
samej sobie patrząc w zapłakane oczy Emmy, która kiwała głową
w odpowiedzi na jej zaskoczony wzrok i ukryte w nim
niewypowiedziane pytanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl