[ Pobierz całość w formacie PDF ]

teraz przechodzić koło ich parkanu. Razem te psy są podobno jeszcze grozniejsze. Pisze też, że
dostało się już od nich wielu małym psom.
- Nie ma jednak sensu z góry zamartwiać się, moja droga. Dlaczego mamy z tego powodu
obawiać się zaraz o Mukla, jeszcze teraz, tutaj? Tyle setek kilometrów od nich?
- Ale przecież niedługo wrócimy do domu.
Obawy żony wcale nie były bezpodstawne. Poniekąd wiadomość ta zaniepokoiła również
mężczyznę, gdyż to właśnie on zwykle wychodził z Muklem na dłuższe spacery po okolicy, gdy
znajdowali się w rodzinnej miejscowości. Ale on nie przyznawał się do tego.
Próbował natomiast już następnego dnia tak zająć żonę, żeby o tym nie myślała. Jej i jej
przyjaciółce zaproponował wycieczkę wzdłuż wybrzeża małym statkiem rybackim. Miał to być
prezent urodzinowy dla żony. Na szczęście jego zasoby finansowe pozwalały na tego rodzaju
prezenty. Nadarzała się zresztą okazja, gdyż brat kucharki był rybakiem i posiadaczem niewielkiego
kutra. Na połowy wypływał przeważnie nocą, tak że zgodził się po przystępnej cenie na
popołudniowy rejs z gośćmi.
Tak więc zaraz następnego popołudnia brat kucharki przypłynął swoim kutrem do zatoczki, przy
której znajdowała się ich prywatna plaża; rzucił trap, a kobieta uszczęśliwiona niespodziewanym
prezentem, radośnie zapraszała wszystkich na pokład.
- Chodzcie, chodzcie wszyscy, płyniemy - wołała.
Mężczyzna początkowo razem z Muklem oczywiście nie zamierzał wziąć udziału w tej
wycieczce, ale niebawem i oni znalezli się na kołyszącym się na falach stateczku, przesiąkniętym
intensywnym zapachem ryb.
Mukiel też się ociągał, wyraznie bał się wejść na drgający od pracy silnika pokład. A gdy
wszedł, kręcił się niespokojnie, jakby za chwilę zamierzał wyskoczyć za burtę i wrócić na ląd.
Potrafił zresztą doskonale pływać, o czym niejednokrotnie mogli się ostatnio przekonać.
- Mukiel sprawia wrażenie - powiedział mężczyzna do żony - jakby mnie prosił, abym pozostał
z nim na lÄ…dzie.
- To wobec tego ja z nim zostanę! - natychmiast odpowiedziała żona - a ty tym razem
popłyniesz.
Także i inni wykazywali gotowość pozostania z Muklem, jeśli zachodziłaby taka potrzeba - choć
doskonale wiedzieli, że Mukiel pozostałby tylko z panią albo z panem. Dopiero pózniej, trzecią
osobą, którą darzył równie bezgranicznym zaufaniem, miała być ich córka. Ale to za kilka lat.
Tym razem jednak, widząc przerażenie w oczach Mukla, mężczyzna zdecydował: - Pozwól, że
jednak ja z nim pozostanę. Ta wycieczka jest prezentem dla ciebie, więc bawcie się dobrze. - I zaraz
potem poprosił rybaka: - Proszę, niech pan z uwagi na psa, jeszcze raz zawróci do brzegu, ja z nim
wysiÄ…dÄ™.
- Jeśli wysiądziesz z Muklem, to ja też nie popłynę - oświadczyła żona, jakby miała o to do
niego żal.
- Widzisz przecież, że boi się płynąć, a poza tym pozwól mi przez ten czas jeszcze bardziej
zaprzyjaznić się z Muklem - poprosił mężczyzna, wiedząc, że ten argument przekona żonę, gdyż
potwierdzał jego przywiązanie do jej psa.
- Wobec tego bawcie się dobrze! - usłyszał w odpowiedzi. I żona, już bez zastrzeżeń, wspólnie
z resztą towarzystwa popłynęła na wycieczkę.
Mężczyzna i pies zeszli z kutra i spokojnie powędrowali w kierunku domu. Tam, jak gdyby
przewidując, że wrócą wcześniej, oczekiwała ich kucharka.
Dla Mukla stało już przygotowane sporządzone przez nią danie mięsne. Nim jednak zabrał się
do jedzenia, mężczyzna zwrócił się do niego: - Ty, mój mały, raz po raz mnie czymś zaskakujesz.
Zupełnie mnie nie oszczędzasz. Ale pamiętaj, że ja czasami też chciałbym mieć własne życie, a nie
tylko zajmować się tobą. Tym razem wybaczam ci, gdyż zrobiłem to dla żony, ale staraj się nie
przesadzać.
Pies ten posiadał jeszcze jedną cechę, która dość wcześnie dała o sobie znać. Otóż nie znosił on
przez całe życie nadmiernego hałasu! I to zarówno krzyku - ludzkiego i zwierzęcego - jak też zbyt
głośno pracujących urządzeń. Po prostu lubił ciszę.
Oczywiście czasami zdarzało się i jemu zaszczekać i to nawet dość głośno, lecz namiętnym
 szczekaczem Mukiel nie był. Nie musiał być głośny, aby zwrócić na siebie uwagę. Nie musiał czuć
się jak biedny, opuszczony pies. Nigdy też nie wymagano od niego, aby był stróżem domu. Ale jeśli
tylko ktoś obcy się zbliżał, zawsze ostrzegał. Wydawał z siebie kilka groznych warknięć, najpewniej
po to, żeby zasygnalizować swoją obecność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl